×

Turecka fantastyka w natarciu - G.O.R.A (FILM)

O filmie G.O.R.A słyszałam już kawał czasu temu, jednak nieszczególnie miałam wtedy ochotę na oglądanie jakiejś komedii sci-fi, zwłaszcza że wciąż byłam pod "wrażeniem" słynnych tureckich Gwiezdnych Wojen. Ostatnio jednak stwierdziłam, że pełna niewybrednych żartów parodia zachodnich tradycji fantastyki naukowej to jest dokładnie to, czego mi trzeba. Czy warto obejrzeć film G.O.R.A., a jeśli tak, to dlaczego? Szczegóły oczywiście w dalszej części tekstu. Zapraszam. 

Polak z Ufoludkiem da sobie radę! 

prezes Kozłowski, odc. 443, Gatunek

G.O.R.A., Beşiktaş Kültür Merkezi i Böcek Yapım

O czym to w ogóle jest?


Głównym bohaterem filmu jest niejaki Arif, bazarowy cwaniak i sprzedawca dywanów, którego głównymi zainteresowaniami są: naciąganie ludzi oraz robienie fałszywych zdjęć UFO. Ponadto Arif znakomicie operuje językiem angielskim, co bardzo mu się przydaje w karierze handlarza. No i razu pewnego, podczas gdy Arif usiłuje sprzedać dywan księciu Karolowi (tak było, nie zmyślam), mężczyzna zostaje uprowadzony przez kosmitów i trafia na pokład najprawdziwszego statku kosmicznego. Kapitanem niezidentyfikowanego obiektu latającego jest Logar - mężczyzna wyglądający jak skrzyżowanie Lorda Vadera z wokalistą kapeli metalowej z lat 70. 

UFO ląduje na planecie Gora. Zaś Arif od samego początku swojej międzyplanetarnej przygody rozmyśla, jakby tu spierdzielić ze statku i wrócić na Ziemię. W międzyczasie sprzedawca dywanów włącza się w akcję ratowania planety przed zbliżającą się do niej w zatrważającym tempie kulą ognia. Uganiający się za piękną Ceku, córką władcy Gory, Logar próbuje sam to ogarnąć, ale jest na to oczywiście za głupi, w przeciwieństwie do obeznanego z kinem sci-fi Arifa, który to ostatecznie ratuje Gorę oraz zdobywa serce pałającej obrzydzeniem do Logara Ceku.

Właśnie z jej pomocą Arif, a także przyjaciel Ceku - android 216 oraz niejaki Bob Marley Faruk - RastaTurek, którego kosmici porwali dawno temu, czym zrobili mu przysługę, bo przynajmniej zniknął z oczu wierzycielom, wydostają się na powierzchnię planety i rozpoczynają ekscytującą tułaczkę w poszukiwaniu faceta, który pod postacią hologramu ukazywał się Arifowi jeszcze na statku. 

Jak w ogóle na to patrzeć? 


G.O.R.A to pełnokrwista parodia. Dzieła parodystyczne mają to do siebie, że z reguły nie są powalające artystycznie i same w sobie nie wnoszą nic nowego. Ich celem jest jednak nie dostarczenie nam wykwintnej rozrywki, a przedstawienie danej rzeczy w krzywym zwierciadle satyry. G.O.R.A. znakomicie wpisuje się w kanon kina parodystycznego. Warto pochylić się nad jego drugim dnem, którym jest świat amerykańskich superprodukcji widzianych okiem Turka. Zgrabne wykorzystanie wyświechtanych schematów rządzących zachodnimi filmami przygodowo-fantastycznymi tworzy ciekawą całość. Mamy tu nawiązania do takich klasyków kina science-fiction, jak Gwiezdne Wojny, Piąty Element czy Matrix, a dobrze obeznani z gatunkiem widzowie bez trudu odnajdą tropy prowadzące do innych znanych globalnie tytułów. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że G.O.R.A. to trochę takie tureckie Kosmiczne Jaja

Fabuła jest dość ciekawym kolażem gagów, nawiązań do klasyki sci-fi, sztampowych typów bohaterów, a gwiezdna tułaczka Arifa to zlepek ogranych (acz wykorzystanych w pełni świadomie) motywów. Ale wszystko to znakomicie ze sobą współgra, tworząc spójną opowieść, w której wyraźnie widać cel i motywacje postaci. Mamy tu też naprawdę dobre aktorstwo. Cem Yılmaz, którego miałam przyjemność widzieć na ekranie po raz pierwszy, jest niezrównany w portretowaniu stereotypowego Turka. Dokładnie takiego Arifa wyobrażałam sobie kiedyś jako typowego tureckiego mężczyznę: cwanego i wygadanego bazarowego sprzedawcę dywanów, który dla pozyskania większej klienteli opanował języki obce, a z charakterystycznych aspektów urody ma opaloną skórę, zaczeskę na żel i wąsa. Ale żeby tego było mało, Yılmaz występuje tu nie tylko w roli Arifa, ale i Logara (a oprócz tych dwóch głównych postaci występuje tu jeszcze w dwóch maleńkich epizodach). Z tego, co udało mi się wyszperać, Cem Yılmaz to turecki mistrz absurdu, więc po tych występach w G.O.R.A. autentycznie mam ochotę obejrzeć inne jego filmy. 

G.O.R.A., Beşiktaş Kültür Merkezi i Böcek Yapım

Podobała mi się też reszta obsady, choć trzeba przyznać, że przy rewelacyjnym Yılmazie nikt nie błyszczy podobnym blaskiem. Ozan Güven, którego znam głównie z ról wstrętnych, podstępnych gnomów (czyt. Rüstem Pasza w Muhteşem Yüzyıl i Can Manay w Fi), okazał się pierwszorzędnym aktorem komediowym. Żałuję, że rola robota humanoidalnego 216 nie była tak duża, jak oczekiwałam. Z kolei Özge Özberk dobrze sprawdziła się w roli pięknej księżniczki, którą trzeba uratować przed niechcianym związkiem. 

Humor tego filmu wygląda dokładnie tak, jak się tego spodziewałam. Nikt nie przejmuje się tu dobrym smakiem, żarty bywają ciężkie i rubaszne, pełno w nich aluzji do seksu. Już pierwsze sekundy częstują nas ogromną liczbą fucków. Część gagów jest taka, że oczy same się wywracają z poczucia zażenowania. I jeśli na tym tylko będziemy się skupiać, to G.O.R.A. będzie dla nas niczym więcej, jak prymitywną komedią. Dlatego sugerowałabym poznanie konwencji tego filmu przed jego obejrzeniem. 

Z czysto technicznej strony G.O.R.A. po prostu zestarzała się jak jasna cholera. Film miał swoją premierę w 2004 roku. To czas blockbusterów takich jak prequele Gwiezdnych Wojen (G.O.R.A. jest gdzieś między Atakiem Klonów a Zemstą Sithów). Po kilkunastu latach film nie wygląda zbyt "świeżo". Widzowie, którzy lubią obraz ostry jak żyleta mogą być nieukontentowani jakością wizualną tej produkcji. Co prawda efekty specjalne wcale nie są tu tak tragiczne, jak można byłoby się spodziewać (rzekłabym, że jak na tamte czasy i budżet nieporównywalnie mniejszy, niż kasa wywalona na Star Wars, te efekty są naprawdę niezłe), jednak dziś wygląda to znacznie gorzej i naprawdę przydałaby się temu tytułowi rekonstrukcja cyfrowa. Chociaż z drugiej strony ma to nawet jakiś tam swój urok, a zrekonstruowany obraz mógłby odsłonić wiele niedoróbek.

Może tym razem nie powiedziałam wam zbyt wiele, ale tak naprawdę nie ma się tu nad czym rozwodzić. Film jest parodią z całym dobrodziejstwem inwentarza. Jeśli ktoś traktuje kino śmiertelnie poważnie i tylko ambitne dramaty trafiają w jego wysublimowany gust, to zdecydowanie odradzam. Z kolei dla tych, którzy lubią się czasem pośmiać z głupich żartów, G.O.R.A. może być strzałem w dziesiątkę. Ja sama uważam, że film jest z wielu względów przeokropny, ale obejrzałam go z ciekawością i nawet parę razy się zaśmiałam. Warto go obejrzeć także dlatego, że to jeden z niewielu tureckich wytworów opierających się na motywach fantastycznych. Może więc będzie to dla was fajny przerywnik między jedną obyczajówką, a drugą. 

3 komentarze:

  1. Ponieważ nie rzuciła mi się tu w oczy recenzja żadnego koreańskiego filmu postanowiłam zadać to pytanie pod tym wpisem. Oglądasz azjatyckie kino? Ostatnio filmy z tamtej części świata są coraz częściej doceniane. Niedawno zupełnym przypadkiem trafiłam na Netflixie na hinduski film, który nie ma nic wspólnego z powszechnie znanym bollywood. To czarna komedia pt. "Darlings". Trochę trwa zanim się rozkręci, ale jest całkiem spoko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Azjatyckie kino jest specyficzne i ukazuje pewne rzeczy w sposób zupełnie odmienny niż kino europejskie czy uogólniając zachodnie. W japońskich filmach jest coś, co mnie odstręcza, a koreańskich widziałam dosłownie kilka. Od zawsze wolę seriale, lepiej wgryzam się w historię i losy bohaterów, więc nawet nie mam specjalnych ciągot, by oglądać filmy z krajów azjatyckich. Jeśli już biorę się za jakiś film, to najczęściej właśnie turecki, ponieważ doświadczenie z seriali trochę ułatwia mi ich zrozumienie.

      Usuń
  2. Bardzo dziękuję za tą recenzję. Przeczytałam ją z dużą przyjemnością. Film G.O.R.A. oglądałam kilka lat temu i już na samym początku wprawił mnie w dobry humor pomysłem kosmitów mówiących - jakże by inaczej - po turecku, więc byłam przychylnie nastawiona i nie zawiodłam się. Wprawdzie niektóre żarty też odebrałam jako nader żenujące, ale co mnie w tej komedii urzekło, to jej humanitarny wydźwięk: główny bohater, mimo że cwaniak, okazuje się w gruncie rzeczy porządnym człowiekiem, jego relacja z zakochaną w nim księżniczką też mnie pozytywnie zaskoczyła. Poza tym jest w tym filmie orzeźwiający dystans, z jakim tureccy twórcy podeszli do własnego narodu, a zawsze miło patrzeć, jak ludzie umieją śmiać się z samych siebie.

    OdpowiedzUsuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger