×

Jak (nie) pisać bloga?

Dzień dobry, Kochani Czytelnicy. Dziś pierwszy dzień urodzinowego karnawału na tym blogu, więc na rozgrzewkę trochę ogólnego gderania. Powiem wam m.in. o tym, od czego tak naprawdę zaczęła się moja przygoda z blogowaniem, oraz dlaczego pisanie bloga jest zajęciem gorszym, niż wam się wydaje. 

Wywód z perspektywy strefy planktonu. Proszę nie brać tego nazbyt poważnie. 

Miłość, piękność, dobrość.
Amen*.

Prezes Kozłowski, 371, Turbo Jolanta

*pierwszy wielki cytat, który zdobił tło strony bloga na facebooku


Początki

Moje pierwsze blogowe próby miały miejsce dość dawno temu, bo w czasach licealnych. Miałam wtedy stojący w kącie, trzeszczący jak spróchniała komoda stary komputer z monitorem z dupą, Windowsa XP, kartę sieciową, którą sama musiałam wsadzić i podłączyć do jednostki centralnej oraz internet z kabla o zawrotnej prędkości 2Mb/s. Pierwszy wiśniowy blog to był po prostu, kurwa, dramat - jeśli teraz wydaje się wam, że piszę bzdury, to żałujcie, że nie widzieliście tamtych moich abstrakcyjnych wykwitów. Ogólnie pomysł miałam na to taki, że była to parodia popularnych ówcześnie sŁiTaŚnycH bLoGufF, potem to ewoluowało w kierunku parodiowania absolutnie wszystkiego, co mi się nawinęło, np. artykułów z legendarnego w pewnych kręgach portalu Ciacha.net oraz fanfików o sekretnym życiu sławnych piłkarzy. Teraz uważam, że to było straszne, ale pozwoliło mi zasmakować tego uczucia, że ma się swój kawałek internetu, w którym można coś napisać, a inni mogą to przeczytać. Tęsknota za tym smakiem spowodowała, że wiele lat później zakiełkowała mi w głowie myśl o powrocie do pisania w internecie. Do tego doszła ciekawość względem inwazji tureckiej na polską telewizję i tak oto doszliśmy do teraźniejszości. 

Na początku bloga Wiśnia Ogląda Tureckie Seriale, funkcjonującym pod nieistniejącą już witryną cojaogladam.blox.pl, popełniałam wiele błędów, wynikających z mojej manii wielkości, nieznajomości środowiska, w które postanowiłam wejść, z kopa wyważając drzwi, a także z ograniczonych umiejętności warsztatowych, które wraz z każdym kolejnym napisanym tekstem sukcesywnie nabywałam i nabywam dalej (ja się cały czas czegoś uczę, jak mawia klasyk). Nauczyłam się wielu rzeczy, wyciągnęłam kilka wniosków i do wielu kwestii podchodzę zupełnie inaczej, ale też nie wypieram się przeszłości i wracam czasem do swoich najstarszych tekstów (sekcja Odgrzewane kotlety), żeby sobie przypomnieć swój dawny koślawy styl i patrząc na niego pisać dziś trochę lepiej, przy zachowaniu tej samej konwencji. 

Czy w ogóle pisać bloga?

Zasadniczo odradzam, bo to strasznie czasochłonne hobby ;) 

Założenie bloga to super sprawa, mega ekscytująca rzecz. Ale utrzymanie tego majdanu to zajebiście trudna sztuka. Nie dość, że trzeba zadbać o swoich czytelników, żeby ich nie zanudzić na śmierć, to jeszcze o siebie samego trzeba zadbać, żeby płomień w tym twórczym kominku nie zgasł na dobre. Nawet nie wiecie, ile miałam zastojów i momentów kryzysowych, kiedy na poważnie zastanawiałam się nad zamknięciem działalności. Na szczęście jednak moja grafomania (czyli patologiczny przymus pisania) nie pozwoliła mi na definitywne rozstanie z klawiaturą. Szkoda mi wielu blogów, które miały potencjał, były fajnie prowadzone i ich autorzy pisali ciekawą treść, a jednak gdzieś po drodze coś się wypaliło, coś nie zażarło. Mam nadzieję, że te osoby mają się dobrze i nie doskwiera im pustka po zaprzestaniu pisania w sieci. 

Za główne problemy, jakie można mieć ze swoim własnym blogiem, uważam następujące czynniki:
  • zapału starcza tylko na kilka tygodni - jest pomysł, ale po paru tekstach wszystkiego się odechciewa, zwłaszcza że sama czynność pisania czegoś z głowy okazuje się trudniejsza, niż się wydaje; wciąż trzeba szukać źródeł inspiracji, żeby zapał nie znikał;
  • pomysł okazuje się nie tak genialny, jak się początkowo wydawało - miało być tak pięknie i samo się pisać, ale pomysł wyczerpuje się po jakimś czasie i wtedy się okazuje, że wcale nie był taki dobry; 
  • brakuje motywacji - trudno zasiąść przed komputerem, kiedy wciąż myśli się czy ktoś to w ogóle będzie chciał czytać, czy jestem w tym dość dobry/a, a czasem nawet gdy idzie dobrze, to przychodzi zniechęcenie, które fajnie, jeśli jest chwilowe, ale może trwać długo i nie odpuszczać;
  • nie zażarło - przy najszczerszych chęciach coś jest jednak nie tak, pomysł nie chwyta, albo blog okazuje się jednym z wielu o tym samym, a i niebiosa nie wspierają nas w tej inicjatywie - nie pojawia się zrządzenie losu, które wybiłoby naszą twórczość na głębokie wody, no i już jest frustracja i obstrukcja; trzeba mieć w tym wszystkim (niestety i stety) dużo szczęścia - ja póki co mam, ale nie wiem, co będzie dalej; 
  • papugowanie innych zamiast pisania po swojemu - zacieranie granic między inspiracją a kalkowaniem to kopanie własnego grobu, bo jak ludzie mają poznać ciebie, skoro ty sam/a udajesz kogoś innego? Podobno naśladownictwo jest najwyższą formą uznania. No i niby internet jest taaaki duży, a jednak czasem okazuje się strasznie mały. I zdradzę wam, że sama trafiłam na ślad tekstu zaskakująco podobnego do mojego, nie tak wcale dawno temu. Moja reakcja? Jak Spiderman z mema. Albo nie, jak Eun-sup na widok Yeonga - najpierw padłam z wrażenia, potem powiedziałam do siebie, parafrazując słowa Eun-supa, dlaczego mi nie powiedzieliście, że jestem aż tak błyskotliwa? :) Ot, taka ciekawostka. 
  • słuchanie się przypadkowych ludzi z interneta - szukanie wskazówek u innych jest dobrym pomysłem, jeśli się szuka tych wskazówek u ludzi naprawdę znających się na rzeczy, a nie u takich, którzy tylko powtarzają po kimś po raz setny te same komunały o zasadach pisania bloga i innych tego typu pierdołach; zamiast szukać rad na fejsbukowych grupach wsparcia, na których dość spora część członków zajęta jest raczej wpatrywaniem się w czubek własnego nosa, lepiej po prostu podpatrywać swoje ulubione blogi - co sprawia, że nam się podobają, co przyciąga w nich uwagę, jakie podejście mają do nich ich autorzy, czy widać w nich autentyczną pasję, czy raczej cyniczną chęć zarobienia na czytelnikach, i tak dalej, i tak dalej. I w ogóle - inspirujcie się wszystkim dookoła: ciekawymi ludźmi, dobrą literaturą, rzeczami, które was śmieszą lub poruszają, etc. Ja się inspiruję Kiepskimi i też działa ;) 
Czasem, po tym całym pisaniu, czuję się jak Wodecki na tapczanie Kiepskich - kładę się z puszeczką czegoś zimnego (w moim przypadku bardziej coli, niż piwa), gaszę lampkę... 
Świat według Kiepskich, odc. 493, Wodecki

Czyli pisać, czy nie pisać? 

Jako osoba, która odhaczyła w związku ze swoim blogiem praktycznie wszystkie punkty nad ś.p. panem Zbigniewem, mogę wam powiedzieć jedno: pisać, jednak pisać. Co prawda świat bez naszego bloga jest jak reprezentacja Korei na konkursie skoków narciarskich - fajnie, jak jest, ale jak nie ma, to generalnie nie robi to większej różnicy. Wątpliwości i pułapek wiele, ale mimo wszystko warto. Jeśli lubicie pisać, to róbcie to. Nie pytajcie się nikogo, tylko róbcie, próbujcie, piszcie. Bądźcie w tym wszystkim sobą. Wszystkim nie dogodzicie, ale najważniejsze, żeby dogodzić sobie. Jeśli nie wiecie, jak zacząć, zacznijcie bez namysłu i piszcie cokolwiek. Z pustego i Salomon nie naleje, a jak coś już jest naskrobane w wersji roboczej, to można w tym rzeźbić. Byle nie drugiego Dawida, świat nie potrzebuje dwóch Dawidów

Kącik kontrowersji, czyli kwestie warte poruszenia

Jak już tu jesteście, to odniosę się do paru rzeczy, które budzą wśród co poniektórych żywe poruszenie. 

1. Czy zawsze tak ironizujesz?

Zasadniczo tak, chociaż najczęściej wtedy, gdy jestem w gronie osób, które dobrze znam i którym ufam. Albo kiedy piszę do Was ;) Nie ironizuję przy osobach, których nie lubię (nie zasługują na mój kąśliwy humor), staram się tego nie robić przy osobach, które nie rozumieją języka ironii (kąśliwy humor się wtedy marnuje). I wierzcie mi, naprawdę potrafię oddzielić świat fikcyjny od prawdziwego i zachowywać się stosownie do okoliczności. I'm not an animal!

2. Książki też oceniasz po paru stronach?

No jaszka, że tak. Nie należę do tej grupy czytelników, którzy jak coś zaczną, to choćby się męczyli, to doczytają do końca. Szkoda mi czasu. Jeśli po stu stronach książka mnie nie wciąga i jest w niej coś, co mi się nie podoba, nie mam skrupułów i rzucam ją w kąt. Miałam tak z wieloma tytułami, nawet z powieścią samego Stephena Kinga, którego twórczość generalnie można powiedzieć, że lubię. Za Pod kopułą zabierałam się dwa razy, za każdym ponosiłam klęskę właśnie gdzieś około setnej strony. Nie dałam rady doczytać do końca, a o tych stu stronach mogę powiedzieć, że to było nudne pierdolamento. 

Nikt wam nie da orderu za to, że doczytaliście jakąś książkę do końca, albo że dotarliście do końca serialu. Szanujcie swój wolny czas, bierzcie się za coś, co sprawia wam przyjemność i co naprawdę was interesuje, a szit porzucajcie bez wyrzutów sumienia.

3. Wolisz seriale tureckie czy koreańskie?

To nie tak, że coś tam wolę. Każde lubię i cenię za coś innego. I fajnie, że mam możliwość oglądania jednych i drugich, bo to bardzo otwiera na szeroko rozumianą odmienność

4. Kto jest twoim ulubionym aktorem?

Cieszy mnie to, że nie wpadłam w pułapkę manii jednego nazwiska. Na szczęście nie zaczęłam się kręcić wokół wciąż tych samych twarzy, co dość mocno skomplikowałoby mi dobór seriali do oglądania i w ogóle, ograniczyłoby mi percepcję. Wciąż zatem nie mam wyraźnego ulubieńca, takiego że nie przepuściłabym żadnej okazji, żeby go w czymś zobaczyć. Wiele nazwisk szanuję, wiele wręcz przeciwnie (i mam na myśli kwestie czysto zawodowe, sfera prywatna tych ludzi mnie nie interesuje), wiele oglądam z chęcią, wiele omijam szerokim łukiem, wiele fenomenów rozumiem, wielu absolutnie nie mogę pojąć - tak było, jest i będzie. Właśnie dlatego Diziland jest dla mnie tak barwny, zaskakujący nawet w swej powtarzalności i nieprzewidzianie przewidywalny. A ja jestem miłośnikiem i hejterem jednocześnie. 

***
Skarby, dotarliście do końca tego przydługiego wywodu, od teraz będzie już tylko lepiej :) Zapraszam na kolejne urodzinowe teksty: omówienie pierwszych trzech odcinków Bay Yanlış, parę (gorzkich) słów na pożegnanie Zalim İstanbul oraz Zbiornik. A także coś zupełnie innego, ale o szczegółach tego przedsięwzięcia dowiecie się w swoim czasie  :)

10 komentarzy:

  1. Gratulacje z powodu rocznic! Zazdroszczę Ci wytrwałości w pisaniu. :) Sama jestem z grupy tych osób co potrafią rzucić coś tuż przed końcem, czy to serial czy książkę. Na Twoim blogu czytam wszystko od jakiegoś czasu. Ja olądam zarówno tureckie, jak i azjatyckie seriale, więc cieszę się, że te drugie też polubiłaś i o nich piszesz. Zaglądałam jeszcze na poprzedni adres i bardzo lubię Twoje teksty ! :) Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, takie słowa wiele dla mnie znaczą, zwłaszcza gdy pisze je ktoś, kto pamięta jeszcze czasy starego adresu :) Pozdrowienia

      Usuń
  2. Uwielbiam Cię! Tzn to co piszesz! Twoje teksty są świetne! 😉

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, że wciąż piszesz :D Gdyby nie Ty to pewnie nie oglądałabym tureckich seriali :P A w tym roku śmiało mogę powiedzieć "Gdyby nie Ty, to pewnie nie obejrzałabym też żadnego azjatyckiego serialu"! Zabierałam się za nie trzy razy wciągu ostatnich lat i szybko się poddawałam. Wystarczył jeden Twój wpis, żebym dała im szansę...i przepadłam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Miło mi to czytać :) a można wiedzieć, jaki był Twój pierwszy azjatycki wybór?

      Usuń
    2. Napisałaś o serialu Hologramowa miłość. Stwierdziłam, że dam mu szansę i obejrzałam :) później znalazłam Secret Garden, który też bardzo mi się spodobał. Jednak najmilej wspominam te, do których Ty się odniosłaś na blogu: A Korean Odyssey oraz ostatnio obejrzany The King: Eternal Monarch. Po tym ostatnim wciąż szukam czegoś nowego, ale nic mu już nie dorównuje.

      Usuń
    3. Hologramowa miłość <3 będę darzyć sentymentem do końca moich dni :) Po Królu faktycznie ciężko coś znaleźć... ale niebawem nowy Zbiornik, w którym rozpisuję się o aż 7 serialach, więc może coś z tego wybierzesz :D

      Usuń
  4. Droga Wisnio! Z Twoim blogiem mam tak, że z każdym kolejnym wejściem tu lubię go coraz bardziej. Osobiście też lubię wyrażać siebie w formie pisanej. Robię to trochę w pracy, ale tam jednak jest to ograniczone konkretnymi wytycznymi. W miejscach takich jak to czy inne fora mogę pisać swobodniej dlatego tak lubię opcję "skomentuj". ;) Może kiedyś dojrzeję do własnego bloga... Póki co mam tylko przebłyski pomysłów. A tak przy okazji - jak się wejdzie tutaj na stronę główną to nie widać tu tekstów o serialu "Klub" oraz "Trzy Kurusze". Oba teksty są tylko w zakładce "tureckie seriale". Troszeczkę mnie to zdziwiło bo wcześniej były i na głównej. Teraz ich nie widać przechodząc z głównej na starsze strony bloga. To nic takiego, zwykłe spostrzeżenie, ale przyszło mi to na myśl, bo pozostałe teksty można odnaleźć w ten sposób, a tych dwóch nie. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ mi teraz miło, chyba odbije mi palma po takim komplemencie ;) Koniecznie przemyśl sprawę własnego bloga, bo to super sprawa, ale nie tak prosta, jak się wydaje. Na moich oczach "zdechło" sporo pomysłów, w których był entuzjazm, ale zgasł. To cholernie ciężkie, pisać o czymś kilka lat i wciąż wzniecać ogień entuzjazmu. Stąd u mnie różne zmiany i urozmaicenia - bez nich nie chciałoby mi się dalej pisać :)
      Zniknięciem Klubu i Kuruszy jestem tak samo zaskoczona jak i ty. Nie jest to moja sprawka, nie ukryłam ich. Po prostu na platformie, na której publikuję, wchodzą nieraz różne zmiany, o których sama nie wiem. Wcześniej "ukrywał się" tylko jeden ostatni post na stronie głównej i znikał do momentu publikacji nowego tekstu, wtedy to się przesuwało i on magicznie wracał (na 2 stronie), a znikał kolejny ostatni post, i tak dalej. Teraz okazuje się, że znikają 2 ostatnie. Moje zmiany w ustawieniach profilu nic nie dają, a że nie jestem biegła w informatycznych sztuczkach, nic z tym nie mogę zrobić. Takie są minusy bycia na łasce darmowej platformy.
      Dzięki za komentarz :) pozdrowienia

      Usuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger