×

Kiralık Aşk - omówienie całego serialu


Jakby tu streścić sześćdziesiąt dziewięć odcinków po circa 2 godziny każdy? Przynajmniej spróbuję tego dokonać w możliwie najbardziej skondensowanej formie, wspominając o najważniejszych wątkach, które przewinęły się przez serial w ciągu jego trwania. Nie muszę chyba dodawać, że ten tekst to jeden wielki spoiler. Czytacie na własne życzenie. 

Kiralık Aşk, www.startv.com.tr

O czym to w ogóle jest?


Historia zaczyna się od intrygi uknutej przez Neriman. Widząc przed sobą perspektywę otrzymania od teścia domu, kobieta nie ustaje w wysiłkach, aby zeswatać z kimś bratanka swojego męża. Zaaranżowana przez nią randka nie kończy się tak, jak Neriman się spodziewała. Mężczyzna robi pokazówkę, aby zniechęcić do siebie idiotkę wybraną przez ciotkę. Przedstawienie kończy się tym, że Ömer całuje kelnerkę na oczach tamtej blondi oraz Neriman, skrywającej się za krzakiem. Kobieta postanawia odnaleźć kelnerkę i nakłonić ją do zakręcenia się wokół Ömera, oczywiście nie za darmo. Kelnerką jest Defne, która bywa nieokrzesana i stale wywalają ją z roboty. Z tej zresztą też właśnie ją wywalili. Dodatkowo jej głupi brat zadarł z jakimiś typami, którzy porywają go i chcą okup. Tak więc, gdy pojawia się w jej życiu Neriman, dziewczyna niechętnie, ale przystaje na propozycję, bo dzięki temu może uratować brata. Defne zostaje wkręcona do pracy w charakterze asystentki Ömera i dostaje od Neriman wszelkie dyspozycje, co i jak ma robić, żeby go zdobyć. Oczywiście zadanie nie jest wcale takie proste. Dziewczyna i tak ma dobrze, bo serialach ludzie pokroju Ömera zawsze są młodzi i piękni. Gorzej, gdyby Defne miała uwodzić jakiegoś bezzębnego łysego dziada. Przecież mogłoby tak być. No ale wróćmy do tematu. Defne robi co może, ale chybocze się na tych szpileczkach i stale coś odwala, a to wpada do wody, torpedując sesję zdjęciową, a to bez przerwy coś gada. Najważniejsze jednak, że właśnie tym zaskarbia sobie uwagę Ömera. 

Pierwsze objawy stanu zakochania wyglądają u Ömera zupełnie jak męska grypka, kiedy to przy gorączce 36,9 gość nie może sięgnąć z ławy pilota do telewizora. Ömer robi się o Defne zazdrosny i zaczyna o niej śnić, ale dalej gra niewzruszonego. W końcu jednak mięknie i daje dziewczynie do zrozumienia, że jest zainteresowany. Ona też zaczyna coś tam do niego czuć i gra zaczyna się tym samym komplikować. Defne udaje się dokonać tego, do czego została wynajęta, ale uczucie wcale nie jest udawane. Dlatego zaczyna ją gryźć sumienie i po raz pierwszy ucieka Ömerowi, aby nie ranić go dalej kłamstwami. Niestety jednak szybko okazuje się, że już za późno na ucieczki, gdyż miłość postępuje w zatrważającym tempie i po pewnym czasie Defne i Ömer schodzą się.

Szczęście nie trwa długo, gdyż Neriman skutecznie zasiewa w dziewczynie ziarno niepewności, iż w istocie Ömer pokochał nie ją samą, lecz tę drugą Defne, wykreowaną przez Neriman. Dlatego też Defne, po tym jak się konkretnie facet zdeklarował, znowu od niego ucieka. I właściwie główny wątek tak będzie wyglądał do samego końca. Schodzą się i rozstają, a potem znowu schodzą. To nie karuzela, to diabelski młyn! Scenarzystka wymyśla im coraz to lepsze przeszkody na drodze. Zaś oni sami, mimo że pewni swoich uczuć, wciąż będą zżerani od wewnątrz przez kłamstwo Defne (a tak naprawdę to jeszcze połowy rodzinki Ömera i jego znajomych). Prawda wiele razy o mały włos nie wychodzi na jaw, jednak do ostatniego odcinka pierwszego sezonu udaje się trzymać Ömera w stanie błogiej nieświadomości. Chociaż w sumie wcale nie błogiej, bo on widząc miotającą się ukochaną sam nie wie, na czym stoi. 

Odbiegając na chwilę od głównego wątku można wspomnieć o tym, że u Sinana, najbardziej pozytywnego bohatera tego serialu, stale jakieś męki z miłości. Dobrze, że nie postanowił strzelić sobie w łeb, wcześniej przebrawszy się w żółtą kamizelkę i niebieski frak. Szkoda by mi go było. Sinan odwala za to raz taki numer, po którym firma Passionis mało nie tonie, a Ömer tak się wkurwia, że już chce się z Sinanem rozwieść i robić podział majątku. Na szczęście kryzys zostaje zażegnany, a panowie dalej są BFF. 

Finał sezonu pierwszego jest arcydramatyczny, a zastosowany w nim cliffhanger miał nas wszystkich tak ścisnąć za dupy, żebyśmy nie mogli się doczekać nowych odcinków. Po rozmaitych perturbacjach, rozstaniach, powrotach, zagrożeniach ze strony osób trzecich wreszcie doczekaliśmy się ślubu stulecia. Impreza jak u Windsorów. Wynajęty pałac, wielkie przygotowania, nie ma jak pompa. Od kilku odcinków na start każdego z nich dostawaliśmy małe przebłyski z tego wydarzenia. Twórcy siali zamęt do tego stopnia, że nawet tożsamości panny młodej tak do końca nie można było być pewnym. Ale w końcu nadchodzi ta wiekopomna chwila. Defne i Ömer zmierzają ku urzędnikowi. I dopiero wtedy Defne postanawia wyjawić swojemu prawie mężowi całą prawdę, wsypując przy tym wszystkie zamieszane w akcję osoby, z Neriman na czele. I właśnie dlatego obydwoje robią w ostatniej scenie miny, jak Jerzy "Knorr" Chojnicki, gdy otworzył drzwi, a tam Malicki - kochanek Elżuni. Son. Finał z solidnym pierdolnięciem. Teraz nie wiadomo, czy ślub doszedł do skutku, co się wydarzyło, czy Ömer przełknął to wszystko i teraz żyją już sobie milusio, czy jednak wściekł się, zabrał swoje manele i wyjechał. A jeśli wyjechał, to czy nie czasem do Fikret, która całkiem niedawno wyznała mu miłość. 

Nie wszyscy przyjęli drugi sezon z jednakowym entuzjazmem. Najpierw była zapowiedź, z której wywnioskować można było pojawienie się nowych postaci. Potem nowa seria ruszyła. 
I historia toczy się od początku. Mamy od razu przeskok o rok od wydarzeń z ostatniego odcinka, więc to już zakrawa o science fiction, bo jesteśmy raptem w środku 2017 roku, kiedy u nas jeszcze do końca 2016 daleko. W każdym razie tak jak wcześniej status związku Defne i Ömera można by określić - to popierdolone, tak teraz wygląda to na definitywny koniec. Ömer poszedł w kibinimater, zapuścił brodę, siedzi w Rzymie, dupczy, żre jabłka i szlaja się z włoskimi znajomymi. Defne wpadła w pracoholizm, ale dobrze sobie radzi, jest nawet dyrektorem od logistyki w firmie, która zajmuje się chyba sprzedażą wysyłkową ubrań. 

Po tym roku jednak Ömera nachodzi refleksja, że jednak szkoda było zostawiać Defne. Facetowi odpierdala na widok jakiejś rudowłosej Włoszki i rusza za nią w pasjonujący pościg rowerem, w stylu ojca Mateusza, czy raczej Don Matteo, bo to w końcu Włochy. Następnie zakrada się do niego Sinan, z którym kontakt także się Ömerowi urwał. Okazuje się, że i u tamtego nie najlepiej w miłości i też zarósł, nawet gorzej. Szczera rozmowa staje się przyczynkiem do wielkiego powrotu do Stambułu. Firma Passionis zostaje wskrzeszona, tyle że musi zmienić siedzibę. 

No i ta siedziba ma się teraz znajdować w budynku zajmowanym przez Stil Vagon, czyli firmę, w której dyrektorem od logistyki jest... Defne. Nie trzeba zatem długo czekać na konfrontację głównych bohaterów. On ją widowiskowo łapie, gdy kobieta spada. A potem kręcą się, trochę slow motion produkcja dała, no bo jak bez slow motion takie sceny. I on tak się kręci z nią w ramionach, kamera z każdej strony. So exciting. Potem jest jeszcze gorzej. On stwierdza, że chce Defne. Ona próbuje go ignorować (proszę do mnie nie mówić, pan jesteś dla mnie powietrzem), a gdy to nic nie daje, krzyczy na niego i widowiskowo odpycha od siebie. 

Mamy także nową wynajętą miłość. Po tym, jak Hulusi oznajmia, że przepisuje swój dom na Defne, Neriman postanawia zrobić ten sam numer, co wtedy. W celu uwiedzenia Defne wynajmuje swojego siostrzeńca, Pamira i wkręca go na jakiś ciepły stołeczek w Stil Vagonu. Z Pamira jest niezły zawodnik, ale już tak w skrócie powiem, że plan nie wypala, Ömer dowiaduje się o intrydze, zresztą Defne i tak myśli tylko o nim.

Zahaczając krótko o Sinana, to kłóci się on początkowo z Sedą, szefową Stil Vagonu. Ale jak wiadomo nie od dziś, kto się czubi, ten się lubi, więc para zakochuje się w sobie, córka Sedy uwielbia Sinana, potem jest ślub i żyli długo i szczęśliwie.

A wracając do Defne i Ömera, to ostatecznie wracają do siebie, tym razem już bez tajemnic (chociaż w sumie on ukrywał coś o tym wypadku, czy cholera wie, o co chodziło, to był wątek tak słaby, że go olałam). Ömer godzi się z rodziną i przyjaciółmi Defne, a także dowiaduje się, że zostanie ojcem. Na sam koniec znów przeskakujemy w czasie, tym razem o cztery lata. Córka Defne i Ömera jest podobna do matki, a para oczekuje narodzin drugiego dziecka. Na przyjęcie urodzinowe małej Emine schodzą się babcia Defne, Esra, Serdar i Nihan z podrośniętym małym Iso, duży Iso w towarzystwie Ayşegül, a także Koray, Neriman (która wreszcie przestała knuć intrygi), jak również oczekujący dziecka Seda i Sinan oraz Lara. Potem jeszcze Defne i Ömer łapią się za ręce, zasypiając z małą Emine. Happy end totalny. Wszystkie chusteczki mokre. Butelka pusta.

Co mogę powiedzieć na zakończenie streszczenia. W pierwszym sezonie było zdecydowanie za dużo odcinków, przez co niektóre z nich wydawały mi się po prostu słabe, wydumane i niepotrzebne. Co nie zmienia faktu, że jednak większość była w oglądaniu lekka i przyjemna. No i wiecie, w odtwarzaczu jest takie coś, że można ominąć przydługie pierdzielenie. Drugi sezon wcale nie był taki zły, jak się o nim naczytałam. Racja, że drugi raz ten sam numer z wynajętą miłością był beznadziejny, ale za to nie zmęczyła mnie ilość odcinków, a że lubię szczęśliwe zakończenia, to i sceny zamykające cały serial podobały mi się. Na ostateczną moją ocenę całości musicie jednak jeszcze zaczekać.

Pan idealny


On jest taki idealny. Wprawdzie woli koszykówkę, ale z piłką do nogi także czyni cuda. Po odcinku dwudziestym pierwszym pewnie zadzwonili do niego z Beşiktaşu Stambuł. Co tam z Beşiktaşu, z Realu Madryt dzwonili. I z reprezentacji Turcji. Idąc logiką serialowego wizerunku Ömera, nawet posadzony na belce startowej największej mamuciej skoczni narciarskiej na świecie, nasz główny bohater byłby sobie w stanie poradzić. Bo Ömer taki właśnie jest, doskonały w każdej dziedzinie. 

Niemożliwie przystojny, elegancki, zadbany, wysportowany, wypachniony, że prawie czuć przez ekran, bogaty, ale nie epatujący bogactwem, zaradny biznesowo i utalentowany artystycznie, oczytany (i to nie tyle, że przeczytał wszystkie książki Katarzyny Michalak, 50 Twarzy Greya oraz Naszą Szkapę, ale zna klasykę literatury, z Marcelem Proustem i Jane Austen na czele), uwielbia słuchać Rossiniego, mówi po włosku, umie tańczyć, a nawet gotować, bo choć to asystentki musiały mu robić śniadania, to rychło wyszło na jaw, że jak Ömer sam weźmie się za gary, to gotuje jak w półfinale Masterchefa. Nieskazitelny, o nieposzlakowanej opinii, opanowany i nieodgadniony, o sztywnym kręgosłupie moralnym. Człowiek bez skazy. Pomnik, nie człowiek. 

I tu leży pies pochowany (jaki pies?). Kiedyś już chyba wspominałam, że mnie osobiście drażnią tak perfekcyjne postaci. Bohaterowie, przy których inni mogą tylko usiąść i westchnąć. Ömer od samego początku epatuje swoją doskonałością. Do tego potrafi dokładnie odgadnąć osobowość i styl bycia kobiety po jej obuwiu. Cóż, w moim przypadku powiedziałby Wiśnia, ty łapciuchu! Na widok moich butów, znoszonych i poobcieranych na skutek pokonywania kilometrów żużlowo-żwirowej drogi trampek, balerinek, a w sezonie zimowym także kozaczków, ani chybi dostałby zawału, albo przynajmniej kazałby mi iść nosić takie buty gdzie indziej. Dobra, Ömer, dziękuję ci za miłe słowa. W każdym razie jego perfekcjonizm wydaje się być porażający, a określenie lodowy wodospad rewelacyjnie oddaje tę postać. Ömer to człowiek nie do odgadnięcia. Nosi w sobie rany, którym nie daje się zagoić. Jakby się delektował tą swoją melancholią i rozgoryczeniem, które trudno do końca pojąć.

Można go jednak zacząć rozumieć. Okazuje się, że lodowym wodospadem stał się nie bez przyczyny. Odkrywamy wrażliwość, którą postanowił schować głęboko w sobie, nie dopuszczając przy tym nikogo zbyt blisko siebie. A po pewnym czasie lód jakby stopniowo topnieje. Defne jest właściwie jedyną poza Sinanem osobą, która dociera za fasadę nieprzystępności. Kobiecie udaje się zyskać jego uwagę, sympatię i uczucie, nie dzięki sztuczkom podpowiadanym przez Neriman, lecz dzięki własnemu wdziękowi i naturalności, których najwyraźniej Ömerowi brakowało wśród tłumu egzaltowanych, wystylizowanych i upozowanych damulek, na które nie zwracał uwagi, choć pchały mu się pod nos. 

Jeszcze jedno. Ömer to w sumie taki Grey dla pruderyjnych. Z tymi jego ekscytująco erotycznymi zachowaniami jest tak, że oglądając je myślisz sobie albo Aj, jakie to romantyczne..., albo Kurwa, co on robi? Nie podejdzie do Defne, jak normalny człowiek, tylko czai się gdzieś i tylko czyha, żeby ją przycisnąć do ściany, albo drzwi. A ileż było tego rzucania o drzwi. Nie żeby jakoś mocno, na szczęście obyło się bez doprowadzenia kobiety do urazu kręgosłupa. Czasem jeszcze Ömer zakrada się i obwąchuje swoją wybrankę (włosy wącha, dla ścisłości), co akurat nie powinno dziwić, wszak wszyscy jesteśmy królestwem zwierząt podążających za instynktem. 

Mem pochodzi z mojego "komiksu" ze screenów z serialu. Tekst wklejony w kadr to fragment utworu "Kawa" rapera Łony. 

Na sam koniec powiem wam już bez owijania w celofan. Jak on mnie czasem wkurwiał... Nie raz i nie dwa myślałam sobie w trakcie oglądania Dalibyście już spokój z tą doskonałością, bo ileż można? Każdy już zdążył się domyślić, że Ömer jest mistrzem wszystkiego. Że jest biznesmenem i artystą, szefem kuchni i sportowcem, niech jeszcze zacznie stepować. A ja bym chciała, żeby chociaż spalił tę zupę cebulową, albo z urokiem deptał paniom stopy w tańcu. Żeby nie był taki idealny. Gdy jednak zastanowiłam się nad tym, jaki z niego był nieszczęśliwy człowiek, to robiło mi się go żal. A tak w sumie, to przecież tylko bajka, niech sobie będzie tym ideałem. Od książąt z bajek tego właśnie się oczekuje.

Nigdzie nie znajdziesz takiego pięknego, zdolnego, jak ja

Nigdzie nie znajdziesz, bo takich już nie ma
Jak dinozaury wymarły, jedyny egzemplarz to ja 
Nigdzie nie znajdziesz, bo takich już nie ma

Pudzian Band

Ocena ogólna


Minusy

- za dużo odcinków (dla mnie każda liczba powyżej 30 to już pierdyliard)
- kilka epizodów ze środka nadaje się tylko do wyrzucenia
- wysoki stopień oderwania od rzeczywistości
- mało biegania po dachach w pelerynie

Plusy
+ ścieżka dźwiękowa
+ dużo ładnych ludzi i miejsc naraz
+ wysoki stopień oderwania od rzeczywistości (bo kto by chciał oglądać starą bidę?)
+ dużo śmiechu, ale bez przesady

To nie tak, że podchodzę do tego serialu bezkrytycznie. Ale doceniam to, że przy wszystkich swoich absurdach i odrealnieniu nie jest to produkcja taka, jak inne. Na całość fabuły składa się nie tylko historia głównych bohaterów, ale dostajemy jeszcze wiele ciekawych wątków pobocznych. Świetnie napisane postaci drugoplanowe sprawiają, że opowieść staje się wielowymiarowa, a widzowie nie muszą kibicować wyłącznie parze protagonistów.

Najważniejszym dla mnie elementem przy ocenianiu jest to, czy "zażarło". Bo naprawdę szkoda czasu na oglądanie czegoś, co po "rozgrzewkowych" pierwszych epizodach nudzi, czy wręcz odpycha (od tego właśnie są pierwsze odcinki, żeby widz mógł się rozpatrzeć we wszystkim i zdecydował, czy chce to oglądać dalej). W przypadku Miłości na Wynajem zdecydowanie "zażarło". Serial ten dał mi dokładnie to, czego szukam w telewizji - rozrywkę, i to nawet taką, która nie obraża mojego IQ na poziomie kury. Dlatego też przyznaję ostateczną ocenę 6 poziomek na 6 możliwych, a także nagrody specjalne:

- za walory estetyczne - 6 par szpilek z Passionis,
- za postaci, które da się lubić - 6 piłek do koszykówki,
- za humor - 6 talerzy z przekąskami dla Korisia. 

10 komentarzy:

  1. Uwielbiam ten serial i kocham idealnego Omera, a ta opinia o nim wymiata. Uśmiałam się tak jak podczas oglądania serialu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Choć to nie mój styl, ale podoba mi się twój tekst. Obejrzałem 10 odcinków z polskimi napisami, a resztę na youtube z wygenerowanymi automatycznie napisami, które niestety tłumaczą jak tłumaczą. Chętnie obejrzę jeszcze raz, ale z polskim tłumaczeniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki, świetne podsumowanie całego serialu, ale Omer nie wszystko potrafił...nie potrafił grać w bilard :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie to najlepszy serial turecki z komedii romantycznych jaki oglądałam. Oglądałam już kilka razy i z pewnością będę do niego wracać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, zdecydowanie najlepszy. Wiele seriali próbowało powtórzyć jego sukces, a wręcz podrabiało pewne jego elementy, ale Kiralikowi nic nie dorównuje :)

      Usuń
  5. Ja jakoś nie rozumiem fenomenu tego serialu😅. Głównego bohatera nie polubiłam, taki zbyt doskonały, mrukliwy. Do tej pory jakoś jestem uprzedzona do tego aktora i jak widzę, że on gra w jakimś serialu to nawet nie biorę się za oglądanie. I nie polubiłam też tego Koraya, nie śmieszył mnie w ogóle i przewijałam wszystkie sceny z nim. Obejrzałam tak około połowę 1 sezonu, teraz raczej szybciej zreyzygnowalabym, ale to był mój drugi turecki i taki chwalony to czekałam kiedy mi sie spodoba.
    Chyba mam dziwny gust😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żaden gust nie jest dziwny, może być jedynie niepowtarzalny :) Dla mnie Kiralik był jednym z pierwszych tureckich seriali, który polubiłam od samego początku i być może jego odmienność od tego, co wcześniej oglądałam, sprawiła, że mnie bawił. Ale z perspektywy czasu uważam, że rzeczywiście nie każdemu przypadnie do gustu specyficzny humor z Korisiem w roli głównej czy mrukowaty główny bohater. Na całe szczęście jest multum innych seriali do wyboru i nie trzeba się męczyć ;)
      Pozdrowienia

      Usuń
    2. Jakoś nie pokochałam tego serialu. Nie bawiły mnie chamskie zachowania Koraja, dużo głupot i infantylizmu. I nie byłam pi stronie Defne, bo to kłamczucha. Wolałabym, żeby Omer pokochał Fikret albo Iz. Aktorstwo Elcin Sangu jakieś takie histeryczne, zresztą nie tylko jej. Tak więc mogłam patrzeć tylko na Omera, bo był najbardziej wyważony.

      Usuń
  6. Defne podobała mi się na początku, ale z każdym odcinkiem okazywała się coraz większą oszustką, manipulatorką i kłamczuchą. Oszukuje ukochanego spiskuje z największym wrogiem Omera, pozwala sobą manipulować - a prawdy nie powie. Trudno uwierzyć w jej szlachetność. Ta niespójność była najbardziej irytująca w filmie.
    ukochanego spiskując, dając sobą manipulowac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to wszystko tworzy bardzo spójną całość. Fakt niepodważalny - Defne zatajała prawdę przed Omerem przez kilkadziesiąt odcinków i było to jednoznacznie złe. Natomiast to, że dawała sobą manipulować, świadczy o tym, że jej uczucia do Omera były prawdziwe, a nie udawane. Bohaterka ta przyjęła propozycję ciotki Omera nie po to, żeby ustawić się w życiu i móc kupować sobie torebki od projektanta, ale zmusiła ją do tego sytuacja z bratem. Nie wiedziała, że zacznie czuć coś do mężczyzny, którego miała uwieść. Ot, naiwność. Gdyby była w swoim zachowaniu cyniczna i kalkulowała na zimno, byłoby jej wszystko jedno, czy Omer się dowie, czy nie. Tymczasem ukrywała przed nim prawdę, ponieważ strach przed jego utratą był silniejszy, niż cokolwiek innego. Człowiek, który boi się utraty kogoś bardzo dla niego ważnego, przestaje działać racjonalnie i czasem najgłupsze lub najbardziej pokrętne rozwiązania wydają mu się tymi najlepszymi. Defne parę razy próbowała zdobyć się na odwagę i wyznać Omerowi prawdę, parę razy też uciekała od tego uczucia, jednak finalnie nie była w stanie zrobić tego znaczącego kroku, również dlatego, iż zdawała sobie sprawę z tego, jak wielkim uczuciem obdarzył ją Omer. Dla zdystansowanego obserwatora jest to głupie, bo najlepsze rozwiązanie, czyli szczera rozmowa, było na wyciągnięcie ręki. Ale serial musiał być kontynuowany, więc przeciąganie struny przez scenarzystkę poszło o krok za daleko. Niemniej przy całej tej głupocie Defne jestem w stanie ją zrozumieć. Totalnie rozumiem, jak to jest czuć strach przed wyznaniem czegoś, co sprawiłoby, że ktoś, na kim nam zależy, zwyczajnie odejdzie.
      Dzięki za komentarz. Pozdrowienia :)

      Usuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger