Powrót do pokoju 309
Wiem, że wielu z was długo czekało na ten powrót
i w końcu doczekaliście się. Jeśli chcecie sobie przypomnieć, co
napisałam na temat tego serialu na samym jego początku, możecie
przeczytać moją mocno niepoważną "recenzję". Już na
wstępie oznajmiam, że w pewnym momencie przestałam ogarniać to,
co się w tym serialu działo. W związku z tym nie spodziewajcie się
dokładnej analizy wszystkich odcinków. Po prostu oglądałam
wybrane sceny, traktując je mniej więcej jak skecze z programu
komediowego. Zresztą No:309 to dla mnie drugi Świat według
Kiepskich, tylko w bogatszej scenerii. Nawet dzień emisji
premierowych odcinków oba seriale miały jednego dnia (przypadek?
nie sądzę!). Ja nawet nie wiem, kto w końcu dostał ten spadek po
dziadku, ale czy to ważne?
W dzisiejszym wpisie do mojego serialowego
pamiętniczka będzie o mojej wysokiej na metr dziewięćdziesiąt
sympatii do Pokoju 309, choć nie obędzie się bez sarkazmu, bo na
poważnie się po prostu nie da.
Przez całe życie pracowałem jako piekarz i wiem, że żeby coś urosło, to trzeba to włożyć do piekarnika.
Borysek, Świat według Kiepskich, odc. 65 Ziarno
Ogólne wrażenie
Ten serial można byłoby spokojnie puszczać na
kursach przedmałżeńskich. O ile oczywiście pominiemy ten mało
znaczący fakt, że główni bohaterowie wylądowali ze sobą w łóżku
już na pierwszej randce, i to po pijaku, a po trzech miesiącach
Lale nie wiedziała, kto jest ojcem jej dziecka. No i może jeszcze
przemilczymy to, że Lord Onur ochoczo zaoferował Lale pieniądze na
skrobankę. Ale to już naprawdę koniec listy niemoralnych
przewinień serialu, dalej jest już naprawdę po bożemu. Do
przesady, rzekłabym. Bo No:309 jest wręcz niedorzeczny w
przesadnej subtelności. Na zgorszenie nie ma nawet co liczyć - w
wydelikaconej do granic możliwości relacji głównych bohaterów
szczytem perwersji jest całus w policzek. Dobra, w późniejszych
odcinkach całowali się nawet w usta, chyba po to, żeby widzowie
przekonali się, że oni naprawdę nie rozmnażają się przez
pączkowanie.
Lale i Onur to osobliwa para, na którą nikt nie
miał ciekawego pomysłu, dlatego przez wszystkie odcinki ich głównym
problemem były pretensje i niezdecydowanie Lale oraz stroskane miny
Onura. Bo i co tu robić przez tyle odcinków? Raz więc jest
wyjadanie sobie z dzióbków, potem ona strzela focha i ucieka do
matki, a on płacze w kąciku. Następnie przełom, kilka odcinków
jest dobrze, po czym znowu ktoś robi zamęt, Lale ucieka do matki, a
Onur już nie płacze, ale biegnie do teściowej i śpi na podłodze
pod łóżkiem żony. W międzyczasie jest rozwód, ślubów to już
nie wiem ile, poród, intrygi Erola i Betül do spółki z Pelinsu,
która jednak w końcu się wycofuje, po uprzednim pozbyciu się
resztek swej godności osobistej i honoru. Takich problemów z dupy
mogłaby pozazdrościć protagonistom No:309 niejedna para, nie tylko
serialowa.
No:309 wręcz poraża naiwnością,
cukierkowatością i powtarzalnością fabuły oraz infantylizmem.
Przez większość czasu miałam wrażenie, że za scenariusz
odpowiada jakaś nastolatka, i to taka z tych mniej doświadczonych
życiowo. No bo kto dorosły wymyśliłby te wszystkie kuriozalne
sceny z hipnotyzowaniem Filiz, przebierankami Betül, czy wizytą
Onura u fryzjera (z której nie wynikła absolutnie żadna zmiana
wizerunkowa, tylko po prostu sobie pogadał z fryzjerem), nie
wspominając już nawet o tym, że żona wstydzi się patrzeć na
swojego męża. Do tego naprawdę zabrakło ciekawych pomysłów na
rozwój wydarzeń, dlatego wciąż powracano do punktu wyjścia, w
którym Lale i Onur nie mogą dojść do porozumienia, ale po jakimś
czasie się godzą. I tak w koło Macieju. Ten serial jest jak kotlet
mielony, który ktoś już wcześniej usmażył, potem zamroził,
odmroził, zmielił jeszcze raz i znowu usmażył, dodając mocnych
przypraw, żeby nie było czuć stęchlizny. Wszelkie "urozmaicenia"
fabuły z perypetiami sióstr Lale, intrygami w rodzinie Onura, czy
jego kolejnymi dziećmi, to nic innego, jak szukanie zapychaczy, aby
jak najdłużej utrzymać serial w ramówce. Ku mojemu (i pewnie nie
tylko mojemu) zdziwieniu No:309, z całym swoim absurdem i
przesłodzonym światem przedstawionym, był produkcją bardzo
chętnie oglądaną przez Turków, o czym świadczyły dobre ratingi,
czy zestawienia najczęściej wyszukiwanych bohaterów tureckich
seriali, w których pojawiały się postaci z tego właśnie
widowiska. A w międzyczasie skasowano tyle lepszych i
sensowniejszych tytułów. To jest właśnie paradoks tureckiego
rynku serialowego - nigdy nie wiadomo, co się spodoba rodzimej
widowni.
Lord Onur
Kto z dostateczną uwagą śledzi ten blog oraz
stronę na fejsie, ten wie, że spośród wszystkich bohaterów
tureckich seriali najbardziej lubię księcia Mustafę i Lorda Onura.
Mówię o postaciach, nie o aktorach. Chcę żeby była w tym temacie
jasność. Postaci fikcyjnych nie lubi się jak zwykłych ludzi, a
jeśli zaczyna się ich traktować jak członków rodziny, to jest to
już trochę niepokojące. O mnie możecie być, póki co, spokojni.
Lord Onur jest w tym serialu postacią, która w
najbardziej zauważalny sposób wyewoluowała na oczach widzów. I
nie chodzi wyłącznie o zmieniającą się długość zarostu. W
pierwszych odcinkach poznaliśmy Onura jako strasznego snoba,
sztywniaka i żyjącego głównie pracą pełnoetatowego bufona. Był
poważnym panem biznesmenem, który mając na karku dopiero ze
trzydzieści lat, zachowywał się jak stary pierdziel bez życia
prywatnego. Jego świat to luksusowe zegarki, lepsze nawet od
słynnego zegarka ministra Nowaka. Garnitury szyte na miarę, w tym
ten niebieski jak ze studniówki w '84. W końcu te fikuśne
spinki do kołnierzyka (ja tak bardzo reprezentuję plebs, że
pierwszy raz na oczy widziałam takie spinki, nawet nie wiedziałam,
co wpisać w google, żeby je znaleźć. No dobra, wystarczyło po
prostu wpisać "spinki do kołnierzyka"). Wszystko to, w
połączeniu z miną wysokiego rangą urzędasa, tworzyło wizerunek
mężczyzny spełnionego zawodowo, ale prywatnie jednak trochę
nieszczęśliwego.
Wszystko się zmieniło, kiedy w to jego
uporządkowane życie wkroczyła Lale, a krok za nią jej szalona
matka, siostry i szwagier. Przeżył chłopina szok kulturowy, bo
prawdopodobnie pierwszy raz zetknął się ze "zwykłymi"
ludźmi, ale wyszło mu to tylko na zdrowie. Wymuskany image zmienił
na nieco bardziej tatuśkowaty, a w nieplanowane ojcostwo zaangażował
się całym sobą. Facet czytał poradniki parentingowe i przejmował
się absolutnie wszystkim, co dotyczyło dziecka. Wszystkie matki,
które nie wiedzą dokładnie, kto jest ojcem ich dziecka, chciałyby
takiego Onura.
Dajcie się nacieszyć widokiem Lorda, zanim jego twarz zaczęła zarastać brodą. No:309, odc. 2, www.fox.com.tr |
Oprócz tego bardzo podobała mi się relacja, jaka
wytworzyła się między Onurem a Kurtuluşem. Faceci z kompletnie
różnych światów, o innych temperamentach, a jednak tak mocno się
zaprzyjaźnili. Było to fantastycznie odegrane, a ich męską więź
naprawdę czuć przez ekran. Dołóżmy do ich dwójki jeszcze
Sameta, a takich dwóch, jak ich trzech, to nie ma ani jednego.
Na koniec tej krótkiej analizy głównego bohatera
muszę przeprosić odtwórcę tej roli, czyli Furkana Palalı, za to,
co sobie o nim pomyślałam na samym początku, a brzmiało to mniej
więcej tak: Ocho, to jeden z tych kolesi, co to ich zawsze obsadzają
w rolach prężących muskuły gogusiów. Pomyliłam się jednak.
Sprawdziłam kiedyś jego filmografię i okazało się, że to
właściwie pierwsza tego typu rola w jego dotychczasowej karierze. A
i ten prężący muskuły goguś w No:309 był naprawdę niezły i
ładnie płakał. Nie stawia go to wprawdzie w czołówce najlepszych
tureckich aktorów (aż tak mi świata nie przysłonił), ale nie
mogę też nazwać go totalnym beztalenciem, bo dobrze poradził
sobie z powierzonym mu zadaniem i wypadł znakomicie w duecie z
Demet Özdemir. Wiśnia daje łapkę w górę. Czekam na kolejne
role i jego, i jej, nawet niekoniecznie w tandemie.
PS Skoro już jesteśmy w programie Przepraszam Cię,
to jeszcze proszę dwójkę postaci serialu o wybaczenie. Na początku
źle oceniłam Kurtuluşa, który okazał się być nie aż
takim pasożytem, na jakiego początkowo wyglądał, jak również
Filiz, której wprawdzie brakowało ogłady, ale była słodziutkim
skarbem w tej rodzinie węży.
Mnie śmieszy
Macie czasem tak, że coś strasznie was śmieszy,
choć nie wiecie dokładnie dlaczego? Ja mam właśnie taki problem z
No:309. Niesamowicie mnie ten serial śmieszy, ale jakby mnie ktoś
spytał, co konkretnie wywołuje uśmiech na wiśniowej twarzy w
trakcie oglądania, tak naprawdę nie umiałabym jednoznacznie
odpowiedzieć. Nazywam to memogennością, czyli czymś co
sprawia, że wybrane kadry stają się dla mnie idealną bazą pod
mema. Mało który serial wprowadzał mnie w taki stan, w którym
przestawało się dla mnie liczyć to, o czym naprawdę rozmawiają
bohaterowie. Ja układałam w głowie alternatywne dialogi, stawiając
bohaterów serialu w zupełnie nowych, choć nie mniej absurdalnych
sytuacjach. I tak udało mi się stworzyć połączenie doskonałe -
screeny z No:309 z dialogami albo żywcem wyjętymi z Kiepskich, albo
mocno inspirowanymi moim ulubionym serialem komediowym. Dla mnie
efekt tego połączenia jest zadowalający, choć zrozumiem, jeśli
mój eksperyment nie każdemu przypadł do gustu. To fakt, że
robiłam komiksy także z innych seriali, ale to No:309 przynosił mi
najwięcej pomysłów. Dam wam znać, kiedy wydam całą kolekcję w
formie albumu ;)
Ocena ogólna
Na pewno nie napiszę wam, że to najlepszy serial
na świecie, a Furkan Palalı bezapelacyjnie najlepszy i
najprzystojniejszy, bo ja tak twierdzę i zdanie reszty świata mnie
nie interesuje. Zdaję sobie sprawę z tego, że to po prostu głupi
i tandetny serial, dlatego też nie zamierzam zawyżać mu oceny. Nie
wyprę się jednak mojej sympatii do tej produkcji, bo miałam z niej
mnóstwo śmiechu i dobrej zabawy, a to bardzo ważne w odbiorze.
Dlatego moją ostateczną oceną są 2 poziomki i jedna zjedzona
na spółkę przez Filiz i Kurtuluşa na 6 możliwych. Serial polecam
głównie osobom z (podobnym do mojego) absurdalnym poczuciem humoru.
Kto jest takiego pozbawiony, nie będzie umiał czerpać radości z
oglądania i prędko mu się znudzi.
Nigdy jakoś nie zabrałam się za ten serial. Za to dopiero co odkryłam na tvp vod inną produkcję Foxa czyli "Her Yerde Sen" ("Wszędzie Ty").
OdpowiedzUsuń