The Protector - Obrońca
Uwaga, uwaga! Nadeszła wiekopomna chwila, w której
Netflix wyprodukował swój pierwszy turecki serial. Na szczęście
jest on dostępny również w polskiej bibliotece tej platformy
streamingowej, dzięki czemu możemy od razu obejrzeć
całość i to z gotowym tłumaczeniem. Czekałam cierpliwie, odkąd
tylko pojawiły się pierwsze pogłoski na temat tego serialu. A
teraz wszystko wam opowiem.
![]() |
The Protector, Netflix, zdjęcie ze strony poświęconej serialowi w serwisie IMdB |
Zasrańcy, nie wybrańcy.
Komputer pokładowy MATKA, Świat według
Kiepskich, odc. 349 Kosmiczna Odyseja
Obejrzanych odcinków
10 na platformie Netflix (sezon pierwszy)
Dramatis personae
Hakan - zwykły, trochę nierozgarnięty chłopak,
który groszem nie śmierdzi, nagle dowiaduje się, że jest
wybrańcem i musi założyć jakąś koszulę, która da mu moc
odporności na pociski i w ogóle
Kemal - przyjaciel przybranego ojca Hakana,
oficjalnie aptekarz, nieoficjalnie strażnik pewnej tajemnicy, którą
zmuszony jest wyjawić Hakanowi
Zeynep - córka Kemala, asystent na uniwersytecie,
specjalistka od broni, dobrze się bije i czasem sypia z takim jednym
profesorkiem
Faysal - tajemniczy biznesmen i filantrop, ma
sfinansować renowację Hagii Sofii
Leyla - asystentka Faysala, typowa zmanierowana do
bólu korpolaska
Mazhar - szef ochrony Faysala, zły człowiek
generalnie i zabija ludzi, i takie tam
O czym to w ogóle jest?
Jak wynika z lakonicznego opisu serialu, młody
mężczyzna odkrywa swoje nietypowe supermoce, które musi poznać i
opanować, by następnie ochronić dzięki nim swoje miasto i jego
mieszkańców przed siłami zła. No oryginalne to jak nie wiem co.
Przejdźmy lepiej do szczegółów.
Młody facet budzi się w swoim barłogu, a
następnie budzi swojego kumpla. Na pierwszy rzut oka widać, że
obaj nie śmierdzą groszem i nie kojarzą się też z higienicznym
trybem życia. Hakan i Memo snują plany otworzenia własnego
interesu, na co jednak chwilowo ich nie stać, Hakan pewnie będzie
męczyć o to ojca, do którego graciarni właśnie idzie. Ojciec
mówi, że nie da, bo nie ma, a nawet jakby miał, to by nie dał, bo
syn mu jakieś pierdoły pociska z tym śmiesznym sklepikiem.
Następnie Hakan zanosi jakiejś lasce dywan do hotelu i zostaje u
niej na małe bzykanko.
W międzyczasie Faysal ląduje helikopterem na dachu
Polsatu, a potem pieprzy coś pod publikę o Hagii Sofii.
Tak naprawdę to nie był wcale dach Polsatu, tylko
wieżowiec Faysala. Tam też Hakan dostarcza dywan, a wracając od
"klientki" zauważa kolejkę ludzi, którzy najwyraźniej
pchają się na posadę u Faysala. Ot tak koleś postanawia również
się zgłosić, jednak asystentka Faysala gasi go mówiąc, że jego
CV to po prostu żenada i nie kompromisuj się pan. Chwilę
potem Hakan ratuje dziecko, któremu spadłoby coś na głowę, gdyby
nie jego niesamowity refleks. Zajście obserwuje Faysal, który
będzie potem cisnął Leylę, żeby przyjęła jednak tego gościa
do pracy w ochronie.
Po powrocie Hakana na Wielki Bazar, do graciarni
jego ojca przychodzi pewna kobieta, która szuka jakiejś mitycznej
koszuli. Stary mówi, że nie ma takiej, a Hakan upiera się, że w
piwnicy na pewno mają takie coś. Ale ojciec brnie w zaparte, tak że
głupi domyśliłby się, że rzeczona koszula nie jest na sprzedaż.
Hakan tego jednak nie kapuje, no bo wizja pieniążków go zaślepia.
W każdym razie ojciec mówi hayir. Za chwilę przychodzi
kumpel Hakana i mówi, że przegrał ich forsę za cały miesiąc.
Ojciec mówi, że przecież Memo to debil, a Hakan drugi głupi, że
dał się w to wpakować. Młody się obraża i rzuca na odchodne, że
jego ojciec to wcale nie jego ojciec.
Memo i Hakan idą do baru, a po paru piwkach
decydują się zejść do piwnicy szukać koszuli. Gdy ją znajdują,
dzwonią do tej babki, co im oferowała duży hajs. Spotykają się w
jakiejś knajpie, w ostatniej chwili przychodzi tam również stary
Hakana. No i zaczyna się strzelanina, w której postrzelony zostaje
staruszek. Hakanowi z ojcem (i koszulą) udaje się uciec, Memo
zostaje porwany na tortury, ale nie wydaje swojego przyjaciela.
Hakan, zgodnie z życzeniem umierającego starego, zawozi go do
jakiejś apteki. Tam okazuje się, że apteka to tylko przykrywka dla
jakiejś ukrytej "komnaty". Ojciec Hakana umiera, ale przed
tym upoważnia swojego przyjaciela i jego córkę do wyjawienia
Hakanowi prawdy o jego pochodzeniu i przeznaczeniu. Niedowiarek
zakłada koszulę, a ta nagle zrasta się z jego ciałem, zostawia na
skórze tatuaż i, co najważniejsze, czyni go odpornym na ciosy i
pociski. Kulka, którą Zeynep wycelowała w czoło mężczyzny
odbija się od niego.
Hakan reaguje na te rewelacje mieszanką złości,
zdumienia i niedowierzania, co skutkuje potężnym rzyganiem. No a
potem to już sami wiecie: trening superbohatera, poznanie
przeciwnika, szukanie artefaktów, romanse, popisywanie się i
wszystko to, co zawsze jest w serialach i filmach o superbohaterach.
Ocena ogólna
The Protector to w moim subiektywnym
odczuciu klasyczne origin story, w ostatnich latach schemat
mocno eksploatowany jeśli chodzi o filmy czy seriale o
superbohaterach, głównie tych znanych z kart komiksów Marvela
i DC, ale nie tylko, bo nawet z legendy o Robin Hoodzie
zrobili ostatnio film w rodzaju origin story (Robin
Hood: Początek). W The Protector przedstawiono
okoliczności, w których przeciętny facet staje się posiadaczem
nadludzkich mocy, które z jednej strony czynią go wybrańcem i
superbohaterem, a z drugiej wiążą się z ciągłymi problemami i
koniecznością zajmowania się sprawami, o których się fizjologom
nie śniło. Hakan przechodzi przez typowe etapy rozwoju
superbohatera. Najpierw traci najważniejszego człowieka w swoim
życiu (przybranego ojca), a chęć jego pomszczenia jest jednym z
czynników motywujących go do podjęcia walki z przeciwnikiem, który
pojawia się w jego życiu nie wiadomo skąd. Po założeniu
prastarej koszuli Hakan niejako zrasta się z nią i staje się
Obrońcą. A to dopiero początek, gdyż wraz z nowo poznanymi
sojusznikami - Lojalnymi, musi odnaleźć jakieś inne artefakty,
niezbędne do tego, aby pokonać Nieśmiertelnego, dążącego do objęcia władzy nad światem.
No i właśnie przyszła pora powiedzieć coś o tym
skakaniu za magicznymi przedmiotami. Pierścień, klejnot, sztylet,
jakaś stara koszula, szukanie wskazówek ukrytych w architekturze
Stambułu? Co to, kurwa, jest? Kolejna powieść Dana
Browna? Jakaś bajeczka dla dzieciaków? Wiem, że wiele osób
kręciło z niesmakiem głowami już przy pierwszych pogłoskach o
powstaniu serialu. I trzeba powiedzieć to wprost - to nie jest
serial dla każdego. The Protector, po innych serialach
wyprodukowanych dla tureckich platform streamingowych, jeszcze
mocniej zakreśla linię dzielącą produkcje internetowe od
telewizyjnych. Tutaj nie ma wyolbrzymień, przesadnej dramaturgii,
tych wiecznie jęczących i pokrzykujących bab, ani też
absurdalnego przerysowania świata przedstawionego. Są za to piękne
zdjęcia Stambułu, a bohaterowie żyją normalnym życiem. Bez
przypału chodzą na piwo, jarają fajki i zioło, nie zwlekają z
pocałunkami, tylko od razu biorą się do roboty, if you know
what I mean. Takich produkcji też nam trzeba. Tym bardziej, że
są one przemyślane całościowo i sezon kręci się za jednym
razem, a nie z tygodnia na tydzień i z modyfikacjami wątków w
zależności od poziomu oglądalności.
Tym, czego najbardziej się obawiałam, była
kwestia powagi całego tego widowiska. Bałam się, że jego twórcy
przedstawią patetyczną opowieść o człowieku - pomniku, wypchaną
złotymi myślami poszczególnych bohaterów, artefaktami
wyglądającymi jak gadżety z Flying Tigera, a cały serial
będzie banalny i przewidywalny. Tymczasem Turkom udało się
stworzyć trzymający w napięciu serial superbohaterski z elementami
fantasy, który po pierwsze fabularnie trzyma się kupy, a po drugie
jest lekki i nakręcony bez zadęcia. Nie brakuje emocjonujących
scen, zwrotów akcji, mniejszych i większych bitek oraz strzelania i
seksu w odpowiednich proporcjach, a co najważniejsze w The
Protector znajdziecie mnóstwo niewymuszonego humoru, doskonale
rozładowującego stopniowo gęstniejącą atmosferę. Do tego serial
nie jest ani przesadnie dramatyczny, ani absurdalnie komediowy, a to
problem większości seriali telewizyjnych. Lekkości serialowi
dodaje również ścieżka dźwiękowa z perfekcyjnym doborem
utworów.
Ten serial dosłownie płynie po oceanie
charyzmy Çağataya Ulusoya. O, jaki on jest dobry
jako Hakan... Wydawać by się mogło, że rola jakiegoś tam gościa,
który zakłada stare szmacisko i przez to nagle staje się
kuloodporny, nie jest szczególnie wymagająca i ambitna, a jednak
muszę wam powiedzieć, że i do takich wcieleń potrzeba kogoś z
autentycznym talentem, a nie tylko wyglądem. Nie wyobrażam sobie,
żeby głównego bohatera mógł zagrać ktokolwiek inny. Gdy
przeglądam sobie w głowie najpopularniejszych obecnie tureckich
przereklamowanych amantów z telewizji, to żaden z nich nie
nadawałby się do tego typu roli. Ulusoy błyszczy w praktycznie
każdej scenie. Aktor ma tak plastyczną twarz, że każdą emocję
potrafi oddać w maksymalnie wiarygodny i naturalny sposób. Jestem
powalona tym, jak doskonale odnalazł się w skórze Hakana, czyniąc
jego postać barwną, wielowymiarową i szalenie atrakcyjną (przez
co dorównał mojemu ulubienemu Charliemu Coxowi w roli
Daredevila), a przecież mogło się skończyć jak z Keremem
Bürsinem w Yaşamayanlar, czyli żałosnym teatrzykiem.
Ulusoy świetnie wypada w parze z kapitalną Hazar Ergüçlü i
potrafi wybrnąć z każdej drętwoty, zwłaszcza gdy chodzi o sceny
z Ayçą Ayşin Turan, będącą dla mnie najsłabszym ogniwem w
obsadzie.
A gdyby ktoś pytał o Okana Yalabika, to jest on
jak zwykle bardzo dobry.
Ponieważ lubię tego typu historie, serial przypadł
mi do gustu i oceniam go na bezapelacyjne 6 poziomek na 6
możliwych. Nie jest to jakieś wybitne dzieło, ale w swoim
gatunku nie odbiega od zachodnich produkcji tego typu, a wręcz jest
lepszy od wielu z nich, chociażby od Iron Fista. Jak na
turecki debiut na platformie Netflix wyszło naprawdę przyzwoicie.
Mam nadzieję, że nie to ostatnia netflixowa produkcja made
in Turkey i czekam na kolejne. The Protector jest
serialem nakręconym w zgodzie z panującymi w zachodniej popkulturze
trendami, ale bez napinki, żeby było na bogato i na poważnie.
Podczas oglądania miałam mnóstwo dobrej zabawy i zero myślenia
olabogareta, jak tym bidulkom w serialu jest źle. Po
prostu czysta rozrywka. W serwisie Netflix czeka już sezon nr 2.
Bardzo dobry
OdpowiedzUsuńNo
Hej! Podstawowe pytanie mam takie : Czy obejrzałaś wszystkie 4 sezony? Zastanawiam się od czasu do czasu czy się za to zabierać, bo jeśli poziom z sezonu na sezon spada to może jednak nie. A ja akurat mam tak, że jak coś ma kilka sezonów to zwykle staram się obejrzeć wszystkie. Kino superbohaterskie to trochę nie moja bajka, ale dla Hazar może jednak warto. No i z tego co się orientuję pojawia się tam też Engin Ozturk. I tutaj moje drugie pytanie. Nie wiem od kiedy dokładnie recenzujesz i oglądasz tureckie seriale, ale czy oglądałaś "Hayat Yolunda"?
OdpowiedzUsuńOdpowiadam zupełnie szczerze: nie oglądałam reszty sezonów. Tzn zaczęłam oglądać drugi, ale mnie męczył, głównie przez to, że te długie przerwy między seriami wytrącają mnie z rytmu i pewnie gdybym obejrzała bingem wszystkie sezony na jeden raz, to przeszłabym przez cały serial płynnie, a tak to zapomniałam połowy rzeczy z pierwszej transzy, kiedy zabierałam się za drugą i stąd pewnie ta męka. A jak mnie coś męczy, to nie torturuję samej siebie, bo nikt mi nie przyzna pucharu za obejrzenie wszystkich sezonów, tylko odpuszczam ;) Engin pojawia się, a i owszem, i to nawet w istotnej dla fabuły roli.
UsuńBawię się w pisanie o turkiszach od 2016, o "Hayat Yolunda" nawet kiedyś pisałam, ale było to na starym blogu i tekst przepadł wraz z całą platformą blogową, której działalność zamknięto. Nie przenosiłam go na obecny blog, bo nie uważałam tego omówienia za szczególnie charakterne, a raczej za neutralne. Nie lubię medycznych seriali, ten był z tego co pamiętam spoko, ale nie żebym go jakoś specjalnie uwielbiała. Perypetie lekarzy i problemy z ich życia prywatnego, ot takie "Na dobre i niedobre" (to z pierwszych sezonów, bo ostatnie to paździoch jakich mało) ;)
Dziękuję za tak szybką odpowiedź. :) Może kiedyś znajdę gdzieś "Hayat Yolunda", bo ja wręcz przeciwnie, medyczne lubię. Przy "Na dobre..." trwam głownie za sprawą kilku wyrazistych postaci. Jako dzieciak bałam się "Ostrego dyżuru". No cóż... inne dzieci bały się Buki z "Muminków", a mnie ona nie przerażała. Za to muzyka z czołówki ER zawsze wtedy mnie ruszała. Z biegiem czasu, przy którejś z kolei powtórce ER mnie wessało i teraz to dla mnie pozycja z półki "klasyk".
UsuńJa uwielbiałam Bukę i zawsze czekałam, aż się pojawi :))) Z medycznych lubiłam Doktora House'a, ale tylko pierwsze 3 sezony i tylko w uwielbieniu dla sarkazmu i dupkowatości głównego bohatera. Potem tak skiepścili ten serial, że aż żal było patrzeć - to co twórcy zrobili z Housem na sam koniec woła o pomstę do nieba xD No i drama "Hospital Playlist" to najlepszy szpitalny serial ever :)))
Usuń"Hayat Yolunda" skończyło się po jakichś kilkunastu odcinkach, czyli nie chwyciło widzów. Jeśli dobrze pamiętam to chodziło w tym serialu o to, że grupa lekarzy, którzy przyjaźnili się na studiach, zaczyna pracować w podupadającym szpitalu, żeby go nie zamknęli. Przy okazji są jakieś ich romanse odświeżane po latach, trochę jakiejś intrygi, ogólnie nie był to lichy serial, no ale ludziom nie podobał się na tyle, żeby oglądali go jak szaleni.
Z seriali z Enginem Ozturkiem mogę polecić netflixowe "50m2", o ile oczywiście jeszcze nie widziałaś tego tytułu.
Ależ oczywiście, że widziałam "50m2" i wciąż liczę na drugi sezon. ;) Teraz czekam też aż w tv pojawią się odcinki serialu "Miłość i przeznaczenie" z nim. Po pierwszym odcinku dałam sobie spokój z tą produkcją, bo było jakoś tak przytłaczająco. Potem, w różnych fragmentach serialu w necie zobaczyłam, że w drugim sezonie pojawia się postać Barisa grana przez Engina. I wraz z nim serial zyskuje trochę pozytywnej energii i optymizmu. Czekam na to i może wtedy zrobię drugie podejście do tego serialu.
OdpowiedzUsuń