Yüksek Sosyete - Klasa wyższa
Klasa Wyższa długo siedziała u mnie w
jutubowej poczekalni. Nie wiedzieć czemu byłam nastawiona
na "nie" jeszcze przed seansem, chyba sam tytuł mnie
odstraszał. Znowu będzie o bogatych bufonach i ich wydumanych
problemach, chyba szybko zakończę przygodę z tym serialem i
przejdę dalej. Tymczasem gdy wreszcie kliknęłam play,
wystarczyło mi dziesięć minut, aby w całości dać się pochłonąć
temu ultra telenowelowemu światu, i aby absolutnie polubić głównego
bohatera. W ten sposób zostałam przy Klasie Wyższej na
dłużej.
Yüksek Sosyete, odc. 16, www.puhutv.com |
Obejrzanych odcinków
WSZYSTKIE, czyli 26 odcinków oryginalnej długości
z polskimi napisami
Dramatis personae
Kerem - ogarnięty i zaradny facet, aczkolwiek
wieczny służący, chce kupić kawałek pola, pobudować się i
dłubać w ziemi aż do dnia, w którym odłoży łyżkę
Cansu - niewolnica luksusowego życia, siedzi w
złotej klatce, chciałaby wreszcie zacząć żyć
Mert - panicz z bogatego domu, obibok z tendencją
do pajacowania, z wyglądu pasowałby na idola nastolatek z czasów
prekaloryferowych, kiedy to główni bohaterowie telenowel nie
musieli mieć rozbudowanych klatek piersiowych
Ece - prosta dziewczyna, lekko szurnięta, ale o
złotym sercu, najlepsza przyjaciółka Cansu
Süreyya - matka Cansu, królowa śniegu, nienawidzi
Cansu i nawet nie próbuje tego ukrywać
Metin - ojciec Cansu, biznesmen, liczą się dla
niego tylko pieniądze, wszystkim chciałby nimi zamknąć usta
Işıl - kochanka Metina, kompletna idiotka z manią
wielkości
Bedia - babka Merta, wychowywała go po śmierci
jego rodziców, rządzi rodzinnym majątkiem
Ayşen i Yılmaz - rodzice Kerema, od lat pracujący
u Bedii
Can - brat Cansu, jedyny (oprócz niej) porządny
człowiek w tej rodzinie
Begüm - siostra Cansu, intrygantka skupiona na
karierze, chciałaby wziąć firmę ojca w obroty, ale stary totalnie
ją olewa
Ercan - dziwak, postać, która jest w tym serialu
chyba tylko po to, żeby na chwilę rozśmieszyć widza, zanim będzie
płakał
Levent - późniejszy ukochany Süreyyi,
dostanie nawet po ryju od jej męża za tę miłość
O czym to w ogóle jest?
Zaczyna się standardowo. Na samym początku mamy
mały monolog głównego bohatera, którego jednocześnie obserwujemy
w trakcie wykonywanych przez niego czynności. Najpierw można
odnieść wrażenie, że Kerem należy do tytułowej klasy wyższej,
ale mężczyzna szybko wyprowadza nas z błędu. Kerem wprawdzie od
dzieciństwa ma styczność z bogaczami, ale sam jest synem ogrodnika
i gosposi. Nosi garnitury, zajmuje się poważnymi interesami, ale
tak naprawdę ma ochotę uciec od życia, w którym wciąż czuje się
czyimś służącym. Kiedy przyjeżdża do domu (który nawet nie
jest własnością jego rodziny) natychmiast pozbywa się marynarki i
pomaga ojcu grzebać w ziemi przy kwiatkach. Informuje go, że
znalazł już kogoś na swoje miejsce w firmie, i że kończy z tym
wszystkim, a chce zacząć żyć tak, jak to sobie wymarzył.
Potem poznajemy Cansu, która na pierwszy rzut oka
może się wydawać jedną z tych zmanierowanych bogatych laseczek,
co to wszyscy wokół nich skaczą, a tej i tak źle. Obserwujemy,
jak spece od wizerunku robią ją na bóstwo, a ona nawet nie zwraca
na nich uwagi, gdyż całą poświęca czytanej przez siebie książce.
Ale za chwilę zobaczymy scenę, która powie nam dokładnie wszystko
na temat tego, jak wygląda życie jej rodziny, i jak ona sama czuje
się w niej nieszczęśliwa. Rodzina Koranów urządza w swojej
wypasionej willi rodzinną sesję zdjęciową, w stylu tych: patrz
hołoto, jaką jesteśmy wspaniałą familią. Od samego rana trwają
gorączkowe przygotowania, aby wszystko wyglądało perfekcyjnie.
Pani domu wydała wcześniej rozporządzenie, że wszyscy mają się
ubrać na czarno i chuj ją strzela, kiedy widzi Cansu, która nie
zastosowała się do poleceń, zakładając białą sukienkę. A zaraz
potem każe córce wypierdalać z kanapy, bo to jej miejsce.
Ponadto Süreyya przynosi swoje cenne wazony z kwiatami, żeby
zdjęcie było jeszcze bardziej okazałe i doskonałe. Cansu nie ma
za bardzo gdzie się podziać, więc siada na kanciku kanapy, a gdy z
niej wstaje, niestety rozbija te wspaniałe kryształy matki. Süreyya
chyba ma zawał i patrzy na córkę, jak na zgniłe mięso. Wszystko
na temat. Dla Süreyyi ważniejsze są jakieś wazony, niż
własna córka.
Wracamy do Kerema. Mężczyzna jedzie na lotnisko,
aby odebrać z niego Merta, panicza i spadkobiercę majątku
Calhanów, ale też swojego przyjaciela. To jest taka przyjaźń, że
niby wszystko super, ale czasem jednak wyłazi na wierzch, że Mert
traktuje Kerema trochę jak służącego.
Bedia, babka Merta, postanawia dobrze ożenić
swojego wnusia. Podobnie Süreyya chce się pozbyć młodszej
córki i wydać ją za mąż za kogoś z ich klasy społecznej.
Kobiety dogadują się i umawiają swoje pociechy na randkę, z czego
w ogóle nie są zadowoleni sami zainteresowani. Mert próbuje się
wywinąć tym, że wkręca we wszystko Kerema. Kerem nie chce się
zgodzić na udawanie Merta przed obcą dziewczyną, ale ostatecznie
przystaje na prośbę przyjaciela wierząc, że to już może
ostatnia paróweczka przysługa. Cansu
z kolei, mimo że w domu wyszykowana na glanc przez wizażystów,
przebiera się po drodze w tandetne łachy, żeby tylko nie spodobać
się Mertowi.
Kerem dociera na miejsce spotkania. Na parkingu
widzi Cansu po raz pierwszy, gdy ta czochra swoje włosy. Nie wie, że
ona to ona i idzie do restauracji. Tam obsługuje go jakaś mało
rozgarnięta kelnerka, która bardziej niż klientelą, najwyraźniej
zajmuje się wysyłaniem komuś przez telefon swoich nagich fotek
spod prysznica. Kerem zwraca jej uwagę, czego świadkiem jest Cansu.
Dziewczyna od razu wyrabia sobie złe zdanie o mężczyźnie i
wychodzi, zanim na dobre weszła. Nie widzi zatem całej rozmowy, w
której Kerem tłumaczy kelnerce, iż swoim zachowaniem szkodzi tylko
sobie, a kierownik patrzy. Cansu jednak jest przekonana o tym, jaki z
tego Merta bufon i cham.
Podczas botoksowania u doktora Gojdzia, Süreyya
znajduje chwilę czasu, żeby zadzwonić do córki, czy już
przypadkiem nie są z Mertem narzeczeństwem. Cansu ściemnia, że
wszystko idzie dobrze. W trakcie rozmowy dziewczyna przysiada w
jakiejś kafejce, w której do kawy dodają wróżenie gratis.
Podchodzi do niej wróżka i w trymiga, niczym wróżbita Maciej,
mówi o Cansu wszystko, jak jest. Następnie kobieta wróży jej z
ręki i przepowiada wielką miłość z człowiekiem, który nie
będzie z jej klasy społecznej, ale za to będzie ją szczerze
kochał. Cansu chce wiedzieć, gdzie znaleźć tego typa, na co
wróżka mówi, że dziewczyna musi najpierw znaleźć miejsce, do
którego naprawdę będzie należeć. Tam gdzie będą dobrzy ludzie,
tam będzie na nią czekał i ten książę z bajki.
Pozostaje zatem znaleźć to miejsce. Cansu rusza w
miasto, a jej strój sugerujący zawód bułgarskiej grzybiarki budzi
uśmieszki mijających ją ludzi. Dziewczyna raz po raz trafia na
ulotki Olivy - ekskluzywnych delikatesów dla bogatych bubków. Po
jakimś czasie orientuje się, że to może właśnie to miejsce jest
tym, o którym mówiła wróżka. Cansu postanawia tam iść.
Mert udaje się do firmy swojej babki, licząc na
ważne stanowisko. Tymczasem Bedia przydziela mu zadanie polegające
na zarządzaniu... Olivą. On jest niezadowolony, ale babka tłumaczy
mu, że powinien zasłużyć sobie na szacunek, dlatego też jeśli
uda mu się dobrze wywiązywać się z szefowskich obowiązków w
Olivie, przekaże mu główną firmę.
Zaraz po spotkaniu dzwoni do niego Kerem i mówi, że
Cansu nie przyszła. Dziewczyna z kolei idzie do Olivy, gdzie z
miejsca zostaje zatrudniona. Dostaje fartuszek w swoim rozmiarze i
już może iść zobaczyć, o co kaman w tej pracy. W szatni
wyskakuje z szafki Ece, która na początku sprawia wrażenie
szalonej, jednak od razu zaprzyjaźnia się z Cansu i zagaduje ją
niemal na śmierć. W tym samym czasie Kerem i Mert idą na
tradycyjną w tureckich serialach partyjkę koszykówki.
Niedługo potem do Olivy przychodzi kontrola z
sanepidu. Personel w popłochu, bo burdel w tym sklepie niesamowity.
Ale na szczęście właśnie wtedy na miejscu jest już agent do
zadań specjalnych, czyli Kerem, który widząc robiącego powoli w
gacie kierownika sklepu wciela się spontanicznie w rolę dyrektora.
W zręczny sposób odwraca uwagę urzędasów, zapraszając ich do
sklepowej restauracji, sam zaś ogarnia chaos, motywując do pracy
wszystkich pracowników. Efekt jego starań jest powalający,
kierownikowi mało nie spadają spodnie z wrażenia. Sanepidowcy są
zadowoleni ze standardu sklepu, a na odchodne dostają tradycyjny
koszyczek wiktuałów z tego luksusowego warzywniaka. Pożar
ugaszony. Po wszystkim Kerem poznaje Cansu, która wciąż myśli, że
to Mert. Ten zaś przychodzi do Olivy już po wszystkim. Jest
zachwycony tym, jak Kerem sobie poradził i jego podejściem do
personelu. Po raz kolejny wymyśla sobie zamianę ról. Kerem miałby
go udawać przez trzy miesiące i robić na jego dobre imię u babki.
Kerem nie chce się zgodzić, ale ostatecznie przystaje na
propozycję, tyle że na miesiąc. Mert obiecuje mu, że po tym
czasie da przyjacielowi hajs na wymarzony kawałek ziemi. Kerem
zgadza się tym bardziej, że wpada mu w oko Cansu, więc czemu nie.
Postanowiłam, że tym razem nie napiszę
monumentalnego streszczenia całości. Powiem wam jedynie, że
kłamstwo potrwa z kilkanaście odcinków. Kerem i Mert będą
lawirować, byle nie dać się przyłapać. Cansu z kolei będzie
udawać biedną. Te wszystkie blagi w końcu się posypią i bez łez
naszych milusińskich się nie obejdzie, a potem scenarzyści dołożą
jeszcze wszystko to, co być musi, czyli intrygi, soczyste kłótnie,
wątki rodzinne, śmierć i takie tam inne. Emocje nie będą zatem
jak na grzybobraniu.
Kerem
Zacznę od tego, że mam taki swój ulubiony typ
bohaterów, który jest zawsze taki sam dla każdego gatunku i typu
produkcji, jaką oglądam. Nie ma znaczenia więc, czy oglądam
turecki serial, czy amerykański film. Jeśli postaci są obdarzone
cechami, na które pozytywnie reaguję, to nie ma takiej opcji, żebym
ich nie polubiła. Napisałam teraz straszny banał i oczywistość,
ale jest to warte podkreślenia właśnie teraz, ponieważ jak dotąd
żaden serialowy protagonista nie zaskarbił sobie mojej sympatii w
równie wysokim stopniu, co Kerem w Klasie Wyższej. Co więc
on takiego w sobie ma? Przeanalizujmy sobie.
1. Jest ponadprzeciętny w swojej przeciętności.
Kerem nie jest gwiazdą. Nie pręży przed nami muskułów w scenach
prysznicowych. Jego facjata nie lśni w zachodzącym nad Stambułem
słońcu. Jedyne czym Kerem epatuje, jest tak naprawdę normalność,
w najlepszym tego słowa znaczeniu. Taki był np. Sinan w Miłości
na Wynajem, tyle że on akurat nie był głównym bohaterem
serialu. Kerem to postać, którą nie sposób nazwać ani żywym
pomnikiem, ani też szurniętym ekscentrykiem. Ma za to wszelkie
cechy charakteru, które czynią go wymarzonym zięciem dla każdej
teściowej.
2. Engin Öztürk umiał go zagrać. Z
jednej strony mogły wyjść totalne ciepłe kluchy. Z drugiej
aktorowi mogłyby się włączyć teatralne ruchy, przez które
postać stałaby się kompletnie niewiarygodna. Z trzeciej Kerem mógł
być postacią okropnie drętwą i nudną. Na szczęście wszystkiego
tego udało się uniknąć. Dla tych, którzy znali tego aktora z
grania negatywnych postaci, to dobra okazja, aby zobaczyć go w roli
pozytywnego gościa. Nic mnie w nim nie wkurza, nie męczy, nie
irytuje. Tak jak paru tureckich aktorów lubię i szanuję,
tak mam też awersję do niektórych (nie powiem nazwisk, bo nie
powinniście tego wiedzieć). Kogokolwiek by nie zagrali, ja nie
jestem w stanie im uwierzyć. A Engina Öztürka uważam za na
tyle utalentowanego, że potrafił obdarzyć Kerema wszystkim, czego
ta postać potrzebowała, by być wiarygodną i móc zaskarbić sobie
sympatię widowni.
3. Ruda broda. W końcu jakaś odmiana od
bród czarnych. ;)
A tak poza tym, to cała główna czwórka
mnie kupiła. Dla mnie to najlepsza grupa przyjaciół, jaką dotąd
widziałam w tureckich serialach. Mert okazał się być spoko
gościem, a Cansu i Ece są wręcz rozczulające w swojej niemal
siostrzanej relacji.
Süreyya
Brak słów, by opisać, jak dobrą robotę wykonała
Zuhal Olcay, wcielając się w rolę Süreyyi. Nie wspominając
już nawet o tym, jak ta kobieta znakomicie wygląda. Süreyya
Koran wzbudza sprzeczne emocje. Przede wszystkim sprawia wrażenie
kobiety zimnej jak lód, oschłej, podłej i gardzącej wszystkimi
oprócz ukochanego pierworodnego syna. Jak nikt potrafi wbić Cansu
szpilę tam, gdzie zaboli najbardziej. Odpycha ją od siebie, odtrąca
jej miłość, oskarża o całe swoje nieszczęście, nazywa pechową
dziewczyną. To jest bohaterka tak bardzo negatywna, jak tylko można
sobie wyobrazić. Bolało mnie za każdym razem, gdy z taką pogardą
robiła wymówki Cansu, a najbardziej wtedy, gdy zrzuciła na
dziewczynę całą odpowiedzialność za to, że przez jej narodziny
straciła swoją kobiecość oraz wszystkich, których kochała.
Zdrady męża Süreyya zapisała na konto maleńkiej Cansu,
której urodzenie zmusiło lekarzy do usunięcia kobiecie macicy. Na
to samo konto kobieta zapisała także śmierć swoich rodziców,
którzy wyruszyli w drogę, by pomóc córce. Cansu została
obarczona winą za sprowadzenie pecha, za co Süreyya odtrąciła
ją, posyłając do szkół z internatem i nie pozwalając na
posiadanie przez dziewczynę udziałów w rodzinnej firmie. Robiła
wszystko, byle tylko odsunąć od siebie tego pecha. A jednak Cansu
mimo wszystko kocha swoją matkę, choć ta robi wszystko, by ją
nienawidzić.
Inną Süreyyę poznajemy w relacji z Canem.
Widzimy matkę, dla której syn jest oczkiem w głowie. Dlatego tak
trudno zrozumieć i zaakceptować to, w jaki sposób odnosi się do
Cansu. Do starszej córki zresztą też, choć nie w takim stopniu.
Widzimy jej autentyczną rozpacz, gdy nieoczekiwanie Can umiera. Ale
wydaje mi się, że jego śmierć nie poszła na marne, bo stała się
furtką do nowego rozdziału, w którym Süreyya zaczyna się
zmieniać.
Süreyya Koran jest postacią wielowymiarową. Taką,
której nie sposób nie nienawidzić, ale czasem nie można jej nie
żałować. Życie nie obchodziło się z nią delikatnie, a jej
silny charakter kształtował się w dusznej atmosferze złotej
klatki. Choć matka Cansu jest postacią drugoplanową, to jednak
oglądanie jej było wręcz fascynujące.
Ocena ogólna
Dla mnie to wprost niewiarygodne jak blisko, a
jednocześnie daleko temu serialowi do telenoweli. Klasa Wyższa,
jak mało który serial, spełnia wszystkie moje zaimprowizowane
warunki, by być telenowelą w stylu brazylijskim. Mamy tutaj zatem
wiele problemów bogatych ludzi, ich okazałą rezydencję, panią
domu, która knuje intrygi i z chęcią reżyserowałaby życie
swoich dzieci do upadłego, bohaterów pochodzących z różnych klas
społecznych, ludzi sprzyjających ich związkowi oraz tych, którzy
rzucają im kłody pod nogi, a nawet dziecko kochanki. A jednak widać
w tym wszystkim przebijający skądś promyczek ironii. Serial
pokazuje nam fałsz i zgniliznę moralną ludzi uważających się za
lepszych tylko dlatego, że mają pieniądze. Widzimy świat, w
którym ciężka praca, zaradność i mądrość nie mają znaczenia,
jeśli nie jest się spadkobiercą majątku wielkiego rodu. Zaś
zwykła ludzka przyzwoitość i uczucia są uznawane za słabość.
Ale finalnie jesteśmy świadkami ostatecznego tryumfu prawdziwego
życia nad tym luksusowym, aczkolwiek kompletnie bezwartościowym.
Ścieżka dźwiękowa jest tak samo balansująca na
granicy telenowelowego wyciskacza łez, jak i cały serial. Mało
tego, powiedziałabym nawet, że muzyka w tym serialu jest trochę...
bajkowa. Pełno w niej takich dźwięków, które najbardziej
drętwemu dialogowi potrafiłyby nadać niesamowitą głębię.
Bardzo podoba mi się motyw
Cansu, ale za najpiękniejszy uważam motyw
Ece i Merta. A tak w ogóle, to cały sondtrack
wyjątkowo przypadł mi do gustu, bo sam w sobie jest wart
posłuchania.
Nie do końca rozumiem stację Star. Wydawało mi
się, że Klasa Wyższa całkiem nieźle radziła sobie w
ratingach, i że prędko się nie skończy. Tymczasem Star
TV najpierw nieoczekiwanie zmieniła dzień emisji z czwartku na
sobotę, a następnie ogłosiła rychły finał serialu. Ostatni
odcinek wyemitowano w Turcji w naszą Wigilię, tym samym kończąc
serial na dwudziestu sześciu epizodach. Z jednej strony oczywiście
szkoda, zwłaszcza że zdecydowanie nie było to widowisko złe i
głupie. W tej telewizji naprawdę gorsze rzeczy dostawały zielone
światło na cytryliony coraz bardziej idiotycznych odcinków. Ale
może właśnie dlatego, że serial skończył się tak prędko, nie
doszło do fabularnej katastrofy, w której scenarzyści musieliby na
żywca wymyślać coraz gorsze wątki tylko po to, żeby utrzymać
uwagę widza. Tak przynajmniej od początku do końca opowieść
trzyma się kupy, a liczba epizodów nie odstrasza tych, którzy
jeszcze nie widzieli, a chcieliby zacząć oglądać.
Przyznaję dziś oczywiście 6 poziomek na 6
możliwych. Za to, że bezboleśnie przeszłam przez
wszystkie odcinki. Za świetnie wymyślonych i zagranych bohaterów.
Za muzykę, która naprawdę mi się podobała. Za nieco baśniowy
klimat i happy end z gatunku tych, które lubię najbardziej
- bez sztampowej sceny ślubu, za to wszyscy spotykają się przy
stole i wiadomo, że odtąd będą żyli długo i szczęśliwie.
hej, gdzie oglądasz seriale z polskimi napisami? ja ogladam albo z angielskimi, albo tureckie napisy tłumaczę automatycznie na YT z czego wychodzi smieszna wiązanka czasem. Gdzie mogłabym zobaczyć Klase wyższą? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńw tej sprawie napisz do mnie na maila (jest w zakładce Kontakt) - nie mogę zdradzić nazwy grupy w publicznym komentarzu, bo regulaminy i takie tam, nie chcę, żeby przeze mnie im zablokowali odcinki
UsuńKiedy pierwszy raz natknęłam się na sam ten tytuł miałam jedną myśl - o, pewnie kolejny serial młodzieżowy. Takie skojarzenie. Przeczytałam ten tekst niedawno, czekając na nowości i przypomniawszy sobie o tym jak wspominałaś kiedyś, że polubiłaś Engina po tej roli. Zaczęłam oglądać. Miał to być dla mnie serial na zasadzie jeden odcinek od czasu do czasu. Taki na luziku kiedy nie mam za dużo czasu. Te, które miałam oglądać na spokojnie czekają na większy komfort czasowy, a ten miał być "na przeczekanie". Jestem na 1/5 serialu i się nie udało. ;) Dawno nie miałam tak - a co tam dalej :) Klimat serialu latino rzeczywiście tam jest. Zwłaszcza na początku, głównie w pierwszym odcinku. Sam jego początek to już absolutnie. Osobiście lubię klimacik latinwoodu jako osoba, która pamięta złotą erę tych produkcji. Wsiąknęłam po 15 minutach. ;)) Kerem to taki fajny gość. Często na określenie pewnego typu bohaterek kobiecych używa się zwrotu "dziewczyna z sąsiedztwa". Tymczasem Kerem to taki "chłopak z sąsiedztwa". Ogarnięty, z dystansem do otoczenia, empatyczny, ale znający swoją wartość. Cansu, mimo, że w rodzinie jest pogardzana, nie dała się stłamsić. Potrafi postawić na swoim i zawalczyć o siebie. Zgadzam się, że cała główna czwórka to świetne postaci. Gdy są razem jest w tym serialu taka młodzieńcza energia. Trochę jak w serialach dla nastolatków. Dużo też tu fajnego poczucia humoru. Ten element lubię też w SCK, ale tutaj jest go chyba jeszcze więcej. Swoją drogą wyłapałam już 2 lokalizacje, które pojawiają się w obu tych serialach. Matka Cansu ma dwa oblicza. Jedno to to gdzie jest niczym zła macocha z bajki. A drugie to samotna, nieszczęśliwa kobieta, która budzi współczucie gdy widz uświadomi sobie jej trudne położenie. Z kolei matka Kerema to dobra kobieta choć irytująca z tą swoją wizją na takie, a nie inne życie syna. Podobnie jej wymarzona synowa Sirin, niby fajna, ale trochę maruda - obie ułożyły sobie plan, do którego Kerem ma się pokornie dostosować. A jak nie to afera jak ze Stambułu do Ankary. ;))) Tak na marginesie to Cansu i Sirin są do siebie podobne. One obie przypominają mi też Ozge Yagiz. Tak naprawdę realnie lepszy kontakt Kerem ma z ojcem niż z matką. Ojciec nie wywiera na nim presji, a wspiera. Super postać, która ma też dystans do histerii własnej małżonki. Cały serial faktycznie jest dość krótki, ale chyba nie było opcji żeby był dłuższy skoro koreański oryginał zrealizowany rok wcześniej ma jeszcze mniej odcinków.
OdpowiedzUsuńJestem już w połowie serialu. Jest naprawdę wciągający. Główna czwórka bohaterów to prawdziwi przyjaciele. Babcia Merta to fajna postać. Mądra kobieta choć i ona czasem się zagalopowuje w swoich poczynaniach. Bardzo mocno kocha swojego wnuka, ale równocześnie dostrzega jego wady. Z kolei matka Cansu widzi zagrożenie i rywalkę w każdej kobiecie, nawet w swoich córkach. Z czasem pokazuje też jednak swoją drugą twarz. M.in. za sprawą Leventa. Dzięki niemu wprowadzono do serialu istotny wątek społeczny. Sama ta postać to taki troszkę hollywoodzki typ. Fajny jest. Natomiast cała ta sekwencja z wypadkiem Cana i oczekiwaniem na wieści o nim zaskakująco bardzo mnie wzruszyła. Nie wzruszam się aż tak często na filmach. Nie pamiętam kiedy ostatnio aż tak by mnie ruszyło coś smutnego na ekranie. W serialach chyba ostatnio częściej poruszało mnie to co pozytywne. A tutaj cały ten wątek około odejścia Cana jest bardzo dobrze poprowadzony. Nie jest przerysowany ani przedramatyzowany, a autentycznie emocjonalny i prawdziwy.
UsuńZe wszystkim się zgadzam ;) "Klasa Wyższa" naprawdę był serialem z klasą, ale widzowie w Turcji nie docenili jego "życiowości", bo gdyby było inaczej, twórcy przeciągnęliby to do 60 odcinków. Tak czy inaczej darzę ten tytuł ogromnym sentymentem :) Pozdrowienia
UsuńMoże właśnie dzięki temu, że nie został przeciągnięty to nie stracił wspomnianej "życiowości". Dialogi są o czymś, jest w nich naturalność. Jest w tym mądrość i wiara w inteligencję zarówno bohaterów jak i widzów. Choć w inteligencję Isil można wątpić. ;) No może poza momentami gdy myśli o córce. Tak właściwie to są tu dwie pary głównych bohaterów. Cansu i Kerem to oczywiście podstawowi protagoniści, ale Ece i Mert nie są aż na takim drugim planie jak to zwykle bywa. Poza tym ta para aktorów spokojnie nadaje się do grania głównych ról. Aktorka grająca Ece to bardzo ładna dziewczyna przykuwająca uwagę. A aktor grający Merta ma w sobie pewien urok, dzięki któremu nawet bez tej klaty, można go sobie wyobrazić jako łamacza serc niewieścich. :)
UsuńDo końca serialu zostało mi raptem kilka odcinków. Zabieg z tym wyjściem na jaw większości tajemnic niemal w jednym momencie początkowo wydawał mi się taki sobie. Myślałam, że lepiej byłoby zrobić to stopniowo. Jednak później stwierdziłam, że ta lawina to świetny pomysł, bo jak się wali to się wali na wszystkich frontach, jak domino. Babcia Merta jest zasadnicza co samo w sobie nie jest złe, ale jej poczucie wyższości jest wręcz niszczycielskie. Zwykle w filmach mamy metamorfozy ze złego w dobrego. Tutaj jest ta rzadsza sytuacja: z dobrego w złego. To wszystko pokazuje też jak dojrzał Mert. A ten twist fabularny z Keremem to już absolutne mistrzostwo. Można by mu zarzucić, że się zmienił na niekorzyść, ale dla mnie ta jego "przemiana" jest super. Fantastyczna do oglądania. Pokazuje wielowymiarowość tej postaci jednocześnie dając szansę pokazania aktorowi całego wachlarza możliwości. Kerem ma charyzmę i charakter. Wszystko co robi, robi po to aby dać nauczkę tym, którzy zaszli mu za skórę. Przy tym robi to w sposób inteligentny i przemyślany. Nawet Sude, wzorcowy, serialowy czarny charakter, nie jest w stanie na niego wpłynąć. Z pewnością nie ma tu zemsty dla samej zemsty. Jest to raczej chęć wytknięcia błędów. Świetny zwrot akcji ubarwiający fabułę.
UsuńWłaśnie obejrzałam ostatni odcinek. Niesamowicie emocjonalny i wzruszający. Cały serial jest naprawdę bardzo dobry - mądry i z klasą. Cały czas coś się w nim dzieje, ale nie są to rzeczy odrealnione. Nie ma przestojów, ale też przesadnego rozdmuchiwania problemów. "Klasa wyższa" to drugi obok "Zapukaj do moich drzwi" serial - komedia romantyczna, który lubię i cenię. "Zapukaj do moich drzwi" to serial o sile miłości pozwalającej przezwyciężyć własne lęki i traumy. A "Klasa wyższa" to serial o potrzebie bliskości.
UsuńTeż jestem fanką finałowego odcinka, który nawiasem mówiąc był emitowany w "naszą" Wigilię i ta ostatnia scena przy stole tak mi się skojarzyła właśnie z Wigilią :) Wielka szkoda, że serial nie został w pełni doceniony, ale ci, którzy skusili się na jego obejrzenie, na pewno zostali z jego pozytywnym przekazem.
UsuńAktualnie emitowanym serialem z podobną "życiowością" i też nie do końca docenionym jest "Ya cok seversen". Zgodnie z zapowiedziami niedługo będzie finał. Choć ciągle jeszcze mam nadzieję, że będzie to tylko finał sezonu, a nie całego serialu. Natomiast jeśli jednak będzie to finał finał to dobrze, że przynajmniej doczeka się normalnego zakończenia, a nie zostanie urwany nagle. Szkoda, że się kończy, bo jest niegłupi i dostarczający dobrej rozrywki, ale z drugiej strony gdyby miał zostać rozciągnięty bez sensu to może to i lepiej, że zakończy się wcześniej. To serial z dobrym aktorstwem, na czasie i jakościowy. Pozostanie przynajmniej po nim dobre wrażenie.
Usuń