×

Korona Królów


Czyż mogłabym przejść obojętnie obok takiego serialu? Oczywiście, że nie. Oglądam Koronę Królów od pierwszego odcinka i jestem tak bardzo porażona rozmachem tej produkcji, że aż żal zachowywać wszystkie swoje durne śmieszki tylko dla siebie samej. Oto mocno niepoważna "recenzja" pierwszej takiej polskiej superprodukcji historycznej. 

Tekst napisany po pierwszych odcinkach serialu. 

Głowa króla wycięta ze screena z któregoś z pierwszych odcinków, banknot wszystkim znany. 


Obejrzanych odcinków

wszystkie dotychczasowe (a to było wtedy jakieś kilkanaście)

Dramatis personae

Władysław Łokietek - król Polski, chciałby, żeby kraj rósł w siłę, a ludziom żyło się dostatnio
Jadwiga - królowa, żona króla Łokietka, wprost uwielbia się wtrącać w życie swoich dzieci, zwłaszcza nieszczęsnego Kazimierza
Kazimierz - syn Łokietka i Jadwigi, pretendent do objęcia tronu, wciąż mieszka z rodzicami w jednym zamku, więc musi się dostosowywać, a nawet żenić z poganką
Aldona (Anna) - córka Giedymina, księcia litewskiego, poganka, która ze względów politycznych była idealną kandydatką na żonę dla Kazimierza, więc ją ochrzcili i wydali za mąż, co w ostatecznym rozrachunku nie wyszło jej tak całkiem na złe
Olgierd - brat Aldony, jedyny kumaty w tym serialu
Legolas Arunas - kochaś Aldony, gdy ta była jeszcze czcicielką Światowida, potem nawet przybył do Polski, żeby ją zbajerować, ale ona wolała zostać na cieplutkim miejscu obok męża, z rozpaczy poszedł do klasztoru
Elżbieta - królowa Węgier, siostra Kazimierza, przyjechała na Wawel, gdy tatko szykował się do ostatniej drogi, i została na dłużej, żeby uczestniczyć w koronacji brata, przyjazna Annie, co należy w tym zamku do rzadkości
Kunegunda - druga siostra Kazimierza, nie wyszła za mąż tak korzystnie jak Elżbieta, więc wyładowuje swoje frustracje na wszystkich dookoła, jest zazdrosna o pozycję Kazimierza, a na tronie chce posadzić swojego syna - konusa
Bolko - niskiego wzrostu syn Kunegundy, który nie ma nic ciekawego do powiedzenia, a pcha się na tron
Jasiek - praprzodek doktora Zapały z Na dobre i na złe, syn Spytka, zaufany człowiek i kumpel Kazimierza
Spytek - kasztelan krakowski, ojciec Jaśka
Niemierza - rycerz i kumpel Kazimierza, może wygląda na wypłosza, ale aspiruje do bycia najlepszym rycerzem, komandosem i agentem do zadań specjalnych w całym Królestwie
Cudka - obiekt westchnień Niemierzy, sama wzdycha do Kazimierza (melodramat gotowy), dwórka Anny, córka Pełki
Pełka - ojciec Cudki, kasztelan sądecki i sieciechowski, uciekł z niewoli litewskiej
Jan Grot herbu Rawicz - przemądrzały biskup
Egle - dwórka Anny, poganka z krwi i kości, stale rzuca kłosami i z nich wróży
Kucharka z Litwy - wesolutka litewska kuchareczka, która najpierw wprawia nadwornego kucharza w irytację, a potem wpada mu w oko
Helena - jeszcze jedna dwórka Anny, szpieg na usługach królowej Jadwigi

O czym to w ogóle jest?

Tak właściwie, to trudno powiedzieć. Teoretycznie jest to serial przybliżający nam kawałek polskiej historii. W praktyce to niekończący się tani melodramat, w którym najważniejsze są gadki o dupie Maryni i o tym, kto kogo kocha, a kto kogo zdradził. 

Król Władysław Łokietek szykuje się powoli do odejścia z tego łez padołu, a swojemu synowi przygotowuje żyzny grunt pod przyszłe rządy. W tym celu uzgadniają wraz z małżonką (w odpowiedzi na sugestię jakiegoś biskupa), że ożenią syna z córką wielkiego księcia litewskiego, Giedymina, i gitara - umocni się sojusz z Litwinami, a Giedymin wypuści polskich jeńców. Kazimierz pulta się, że nie chce z poganką. Aldona też nie jest zachwycona wizją porzucenia ukochanego na rzecz zamążpójścia za jakiegoś lamusa z Polski. Ale to nie jest koncert życzeń. Koniec końców Aldona przybywa na Wawel i zostaje ochrzczona w zupełnie taki sam sposób, w jaki obecnie chrzci się małe dzieciaczki. A potem następują zaślubiny księcia oraz świeżo ochrzczonej poganki, rzecz jasna obrządek bardzo podobny do nam współczesnego. Pierwszy odcinek kończy cliffhanger godny niejednej tureckiej telenoweli - scena sugerująca noc poślubną. Do komnaty Anny przychodzi Jamie Dornan Kazimierz, w obstawie biskupa i Tomasza Sapryka. Anna niby nie chciała Polaka, ale jak przyszło co do czego, to wcale się nie wyrywa Kazikowi z objęć.

Drugi odcinek to monstrualny przeskok o kilka lat. Kazimierz dorobił się brody, dwóch córek i nawywijał coś na Węgrzech, a potem wrócił. W następnych epizodach osłabiony król Łokietek się położył, aż w końcu umarł, do zamku przyjechały siostry Kazika, zawiązał się spisek i była nawet próba podpalenia kapci otrucia królowej. Ogólnie rzecz biorąc, niby się coś stale dzieje, a jakby tak chciał opowiedzieć, to nie ma za bardzo o czym. 

Ocena ogólna

I co lisy? Pewnie czekacie, aż obrzucę ten serial fekaliami, w końcu mam w tym doświadczenie. Zacznę może jednak od dobrych stron widowiska. A potem przejdziemy do rzeczy zasługujących na potępienie. 

Ścieżka dźwiękowa jest naprawdę dobra. Co prawda wokaliza z czołówki doprowadza mnie do szału, ale już w środku odcinka soundtrack daje radę. Nie jest tak monumentalny i z pazurem, jak we Wspaniałym Stuleciu, nie zapada też zbytnio w pamięć, ale przynajmniej nie psuje scen (które same w sobie są złe), a nawet czasem wyciąga z nich jakąś głębię. Może w lepszych warunkach ta muzyka brzmiałaby jeszcze lepiej? 

Nawet podoba mi się ta atmosfera szkolnej inscenizacji, w której wszystkie elementy są bardziej kwestią umowy między twórcami a widzami, że coś jest czymś, a ktoś jest kimś, aniżeli tworzą dopracowane i wiarygodne widowisko. Naprawdę nie oczekiwałam więcej, niż dostałam. Lubię też to, że tak jak w Świecie według Kiepskich, tak i w Koronie Królów co odcinek jest scena przy stole. 

Serial jest bardzo delikatny, co też znajdzie swoich zwolenników. Słyszałam głosy, że Kazimierz powinien być taki, jak z seriali HBO, czyli przede wszystkim brutalny, a twórcy powinni na pierwszy plan wysunąć te fragmenty kronik, które opisywały władcę w taki właśnie sposób. Wszak nie jest żadną tajemnicą, iż Kazimierz Jurny Wielki lubił chodzić na kobitki. Jan Długosz wspominał nawet o jakimś gwałcie. No ale kaman, naprawdę chcielibyście serialu, którego główny bohater (i jedna z największych polskich postaci historycznych) jest zwyrolem i gwałcicielem? Paru osobom na pewno podobałby się taki hiperrealizm, ale coś mi mówi, że zdecydowana większość byłaby zbulwersowana. Bo od serialu tego typu oczekuje się hagiograficznego podejścia do bohatera, a nie robienia z niego skurwysyna.

Za największą porażkę serialu uważam (i tu się mocno zdziwicie, o ile zwyczajnie nie jebniecie spadniecie z krzeseł) za krótkie odcinki. Serio. Ile to trwa? Ze dwadzieścia minut? To chyba jakiś żart, nawet popcornu nie mogę dojeść do końca, a już lecą napisy końcowe. Jak ten serial ma być emocjonujący i z wartką akcją, skoro każdy odcinek kończy się, nim się na dobre zaczyna. Gdyby to trwało choć czterdzieści minut, to już akcja szłaby jakoś chyżej, byłby czas na "intrygę odcinka". A tak akcja niemiłosiernie się ciągnie. W ogóle operowanie czasem jest w Koronie Królów jakieś popieprzone, zupełnie jak w Modzie na Sukces. No bo z jednej strony dzieci tak szybko dorastają, a z drugiej król Łokietek czeka na swój pogrzeb z półtora tygodnia, czyli mniej więcej tyle, ile Brooke jechała samochodem do domku w Big Bear (tak się chyba nazywała ta miejscowość, do której jeździli wszyscy z rodziny Forresterów, jak się chcieli trochę pokurwić). Między dwoma odcinkami pilotowymi mieliśmy przeskok o kilka lat, a w późniejszych częściach cały czas dzieje się to samo. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do okropnie długich odcinków tureckiej długości. 

Śmieszy język, który raz stara się udawać ówczesną mowę, a kiedy indziej brzmi, jakby rozmawiały ze sobą przy piwie dwa współczesne ziomeczki. Do tego dialogi często są o jakichś kompletnych pierdołach, co w połączeniu z mało przekonującą grą aktorską daje iście komiczny efekt. Nie wspominając o kompletnym braku chemii między postaciami. Niby wciąż rozmawiają ze sobą o tym, jak to ktoś kogoś miłuje, ale tej miłości w ogóle nie czuć. 

Korona Królów otrzymuje ode mnie 2 drewniane łyżki. Bawię się świetnie, śmieję przy każdym odcinku, ale to chyba nie do końca było zamysłem twórców. Serial jest słaby, ma paskudne i tanio wyglądające kostiumy, postaci są mało wiarygodne. Przez tę produkcję zaczęłam inaczej patrzeć na banknot pięćdziesięciozłotowy i powiem wam, że chyba przerzucę się na płatności kartą.

7 komentarzy:

  1. Zachęcam do zerknięcia na ten: http://popkultua.blogspot.com/2019/06/fundacja-drachma-interesujace-miejsce.html i inne posty.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak przeczytałam "Przez tę produkcję zaczęłam inaczej patrzeć na banknot pięćdziesięciozłotowy i powiem wam, że chyba przerzucę się na płatności kartą." to aż pękłam ze śmiechu. Jestes najlepsza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. proszę nie pękać - w dzisiejszych czasach nie tak łatwo się załapać na jakiś szpital celem zszycia rozerwanych boków ;)

      Usuń
  3. Miała być superprodukcja, a wyszedł paździerz do sześcianu. :))) Po dłuższej przerwie planowany jest nawet czwarty sezon. A już myślałam, że dano sobie z tym spokój. Strach się bać. ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanawia mnie czy rozważasz recenzję wznowienia tego serialu czyli "Korona Królów - Jagiellonowie"? Premiera planowana jest dokładnie za miesiąc, bo 2.01.2023 r.

    OdpowiedzUsuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger