×

My Holo Love - Hologramowa miłość

Dzień dobry! Ponieważ wszystkie wstępne informacje zawarłam we wpisie na Facebooku, od razu przechodzę do rzeczy. My Holo Love to kolejna propozycja Netflixa, którą owa platforma podsunęła mi pod nos. Zwiastun wydał mi się ciekawy. Co prawda nigdy w życiu nie oglądałam niczego z Korei Południowej, ale za to oglądałam parę seriali z wątkami rozwiniętej technologii cyfrowej, zatem postanowiłam zaryzykować i włączyłam pierwszy odcinek, nie mając kompletnie żadnych oczekiwań względem tego tytułu. Po prostu chciałam zobaczyć coś nowego. Czy wyszłam z tego cało? Jakie są moje wrażenia? Czy mi się to w ogóle podobało? Zaraz się wszystkiego dowiecie. 

My Holo Love, prod. Netflix, 2020, kadr z odcinka, zasoby bazy IMdB

Obejrzanych odcinków


12 (cała seria)

Dramatis personae


So-yeon - samotna pracownica firmy produkującej okulary, lubi sobie fryknąć piwko po powrocie z pracy, cierpi na prozopagnozję (to takie schorzenie, że nie rozpoznaje się twarzy innych osób, nawet znajomych)

Nan-do - tajemniczy programista, który oficjalnie nie żyje, twórca Holo, osobnik zablokowany emocjonalnie przez traumę z dzieciństwa

Holo - stworzona na podobieństwo swojego twórcy sztuczna inteligencja - narzędzie w rodzaju Siri, Alexy czy asystenta Google, mające służyć pomocą swojemu użytkownikowi, będące jednocześnie pierwszym asystentem, którego użytkownik może zobaczyć (za pomocą specjalnych okularów) w ludzkiej postaci

Yoo-jin - siostra (ale nie rodzona) Nan-do, prezes firmy GioLab, której głównym programistą i wizjonerem jest tak naprawdę żyjący w ukryciu Nan-do, zaś Yoo-jin zajmuje się ogarnianiem całego syfu

Chan-sung - wiceprezes firmy Magic Mirror, największego konkurenta GioLab, smali cholewki do Yoo-jin i siedzi pod butem swojego ojca, pana i władcy 

O czym to w ogóle jest? 


Prezes GioLab, Ko Yoo-jin, prezentuje właśnie najnowszy produkt, a właściwie prototyp innowacyjnego wynalazku, jakim jest zaawansowana sztuczna inteligencja w postaci hologramu. Ma to być wirtualny asystent, coś na kształt istniejących już narzędzi ułatwiających korzystanie z urządzeń wyposażonych w odpowiednie aplikacje, jak chociażby asystent Google, Siri czy Alexa. Czyli nic nowego, w czym jednak tkwi przewaga Holo nad całą resztą? Holo to pierwszy taki wirtualny asystent, którego można zobaczyć w jego ludzkiej formie, pierwsza maszyna, która przeszła test Turinga. Ponieważ jest to hologram, do jego zobaczenia potrzeba specjalnych okularów, które wyświetlają realistyczną postać asystenta przed oczami użytkownika oraz pozwalają usłyszeć głos Holo. Jego zadaniem jest uszczęśliwianie użytkownika i bla bla bla, dość już może tych technikaliów. 

Prezentacja jest zajebista, potencjalnym inwestorom normalnie pospadały lakierki z nóg, kiedy zobaczyli hologram wyglądający i wypowiadający się zupełnie jak prawdziwy człowiek. Taką technologię każdy chciałby mieć u siebie. Zainteresowany, i to nie tylko samym Holo, ale i osobą atrakcyjnej pani prezes GioLab, jest oczywiście młody wiceprezes konkurencyjnej firmy, który jednak, jak się wkrótce okaże, jest pociągany za krótką smycz przez swojego ojca, prezesa Magic Mirror.

Gdy pani Yoo-jin wraca po prezentacji do domu, Holo wysyła jej wiadomość, iż jest śledzona przez jakichś typów. No i mamy teraz pościg jak z akcyjniaka - nieciekawe typy usiłują dopaść prezes firmy i próbują przejąć cenne okulary, które dają dostęp do AI. W trakcie ucieczki Holo wskazuje Yoo-jin osobę, która według jego statystyk jest najbardziej zaufaną spośród wszystkich przechodniów na ulicy. Kobieta zdejmuje okulary i pozorując przypadkowe zderzenie wsuwa urządzenie do torebki So-yeon. Niedługo potem zostaje dogoniona przez tych złych, na szczęście jednak nic jej nie robią, poza wyrzuceniem gdzieś na przystanku. Przetrzepanie zawartości jej torebki nic nie daje i na razie nie mają pojęcia, gdzie ukryto okulary. Jednocześnie do poszukiwań tego szczytu techniki włącza się tajemniczy motocyklista. 

Nazajutrz So-yeon orientuje się, że ma w torebce parę okularów w eleganckim etui. Ich obecność jest dla niej nieco zastanawiająca, ale w sumie ona pracuje w firmie produkującej okulary, więc.. no sami wiecie - zaczynają nam się zbiegi okoliczności. Kobieta przymierza okulary i to akurat wtedy, gdy zamawia kawę. Odchodząc od lady z kubkiem wypełnionym gorącym napojem, So-yeon zostaje szturchnięta przez jakąś nieostrożną babę, w wyniku czego wylewa część swojej kawy prosto na stojącego naprzeciw niej faceta. Tak jej się przynajmniej wydaje, ale facet wcale nie jest ochlapany kawą, wręcz przeciwnie - to wygląda tak, jakby ta kawa przeleciała przez niego i trafiła wprost na podłogę. So-yeon nie ogarnia, o co kaman: raz widzi i słyszy tego gościa, a gdy zdejmuje okulary, on nagle znika. 

Potem to już w ogóle kobita ma niezłą schizę, bo ten typ próbuje nawiązać z nią kontakt, i a to dzwoni do niej na domofon, a to na komórkę, a to pobrzmiewa nawet gdzieś w telewizorze. So-yeon popada w panikę myśląc, że oszalała. Wkrótce jednak kobieta oswaja się z hologramowym towarzyszem, który zaczyna jej pomagać.

Tymczasem Holo zostaje namierzony przez motocyklistę, który okazuje się jego twórcą. Nan-do wygląda niemal identycznie jak jego hologramowy przyjaciel, jednak daleko mu do miłego, uśmiechniętego i nastawionego życzliwie do So-yeon Holo. Nan-do chce odzyskać okulary i prawie mu się to udaje, gdy zamroczona alkoholem So-yeon zasypia na dachu, ta jednak niespodziewanie budzi się i w majakach bierze Nan-do za Holo, z czym wiąże się pewna niezręczna sytuacja.

No i dalej jest tak, że Nan-do chce okulary i Holo z powrotem, zaś Holo chce zostać przy So-yeon, żeby jej pomagać, bo obiecał. Tak w ogóle, to Holo pod wpływem So-yeon zaczyna świrować pawiana, bo jak na wirtualny byt bez samoświadomości ewoluuje on w kierunku rozwoju emocji, których przecież AI nie posiada. Nan-do uważa to początkowo za błąd w programowaniu, ale zgadza się, żeby So-yeon, skoro już weszła w posiadanie okularów, była przez jakiś czas beta-testerką produktu GioLab. I po tym wstępnie już nie muszę chyba wspominać, że właśnie wtedy zaczyna się prawdziwa drama.

Science na pewno, ale wcale nie takie fiction


Zapewne każdemu z nas kołaczą w głowie urywki ze znanych filmów sci-fi o sztucznej inteligencji. Matrix, Łowca Androidów, seria Terminator, z nowszych zaś chociażby Ex Machina. Właśnie to przychodzi nam jako pierwsze na myśl. Temat Strong AI (silnej sztucznej inteligencji), czyli takiej, która osiąga samoświadomość, od dawna rozpala wyobraźnię twórców dzieł science-fiction.

Czym w ogóle jest ta cała sztuczna inteligencja? Czy to jakaś technologia przyszłości, a twórcy serialu roztaczają przed nami futurystyczną wizję świata? Magia ożywiająca maszyny? Zagrożenie dla ludzkości, bo złe maszyny po osiągnięciu samoświadomości będą chciały się nas pozbyć? Czyste science-fiction? Nie do końca.

To nie wizja przyszłości - to nasza teraźniejszość. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, ile razy w ciągu jednego dnia korzystamy z urządzeń wykorzystujących rozmaite formy sztucznej inteligencji. Robiliście zdjęcia nowoczesnym aparatem cyfrowym, albo tym w waszym smartfonie? Korzystaliście z wyszukiwania głosowego czy innych funkcji asystenta Google (lub Siri w sprzęcie od Apple)? Słuchaliście muzyki w Spotify? Pisaliście kiedyś smsa, a wasz smartfon podpowiadał wam kolejne możliwe wyrazy? Tak, za tym wszystkim stoi sztuczna inteligencja. Algorytmy, które mają nam ułatwiać korzystanie z urządzeń, kanałów rozrywki, dostosowywać wirtualny świat do nas. Tak to wygląda na Netflixie: algorytm analizuje nasze wcześniejsze wybory i podpowiada, każdemu użytkownikowi indywidualnie, co może nas ewentualnie zainteresować. Mój Netflix dobrze wie, że szukam tureckich produkcji, choć często i tak ich potem nie oglądam. Wie, że lubię wesołe rzeczy, i że wolę science-fiction od fantasy. A teraz, po obejrzeniu Hologramowej miłości, nagle wyskoczył mi dosłownie pierdyliard koreańskich seriali, z liczby których kompletnie nie zdawałam sobie sprawy.

Również sama idea okularów, będących czymś zdecydowanie więcej, aniżeli tylko szkłami pomagającymi nam lepiej widzieć, gdy nasze oczy słabną, nie jest czymś nowym. Mamy coś takiego jak okulary VR, które dosłownie przenoszą użytkownika chociażby do świata gry komputerowej. Kilka lat temu głośno było o Google Glass - okularach z funkcjami smartfona, obsługiwanych głosowo i wysyłających dźwięk za pomocą przewodnictwa kostnego, a nie tradycyjnych słuchawek (wypisz - wymaluj technologia wykorzystana w okularach Holo).

My Holo Love, prod. Netflix, 2020, kadr z odcinka, zasoby bazy IMdB

Dlatego koncept serialu, opierający się na ukazaniu sztucznej inteligencji w postaci hologramu widzianego za pomocą specjalnych okularów, nie wydaje się pomysłem aż tak bardzo wydumanym i wyciągniętym z dupy. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt umiejscowienia akcji serialu w Korei Południowej, ojczyźnie Samsunga i LG, co bardzo uwiarygadnia motyw hologramowego osobistego asystenta. Kto wie, czy ktoś gdzieś nie pracuje nad podobnym projektem. Nie jest to dla mnie żadne science-fiction, ponieważ widzę w tym wyłącznie element science, a fiction to tak naprawdę kwestia rozwinięcia czegoś, co już istnieje.

Twój hologramowy kolega


Jest taki film Her (Ona), z Joaquinem Phoenixem w roli głównej. W skrócie mówiąc, chodzi w tym filmie o to, że facet zakochuje się w systemie operacyjnym, mówiącym głosem samej Scarlett Johansson. W My Holo Love mamy do czynienia z bardzo podobnym motywem - kobieta przywiązuje się emocjonalnie do hologramu, który staje się dla niej kimś więcej, niż tylko maszyną. Obserwowanie etapów tej nietypowej znajomości daje nam, widzom, możliwość zastanowienia się nad samotnością człowieka w świecie elektronicznych gadżetów. Taki wirtualny asystent, zaprogramowany na bycie dla nas maksymalnie użytecznym, a przy tym dostosowującym się do naszych potrzeb i obdarzony ludzkim wyglądem i głosem, to wyższy poziom wyimaginowanego przyjaciela. Oczywistym jest, że ludzie, mając do dyspozycji takie narzędzie, woleliby spędzać czas z nim, zamiast z innymi ludźmi. Osobisty asystent wygląda tak, jak chcesz - można mu zmienić to i owo. Nigdy nie narzeka, nie sarka, nie ma złych dni, zawsze się do ciebie dostosowuje i jego celem jest uszczęśliwianie cię. Twój mąż taki jest?

Może to nawet jest przez jakiś czas fajne, ale człowiek ma w swej naturze potrzebę kontaktu nie tylko psychicznego i emocjonalnego, ale i fizycznego. Po prostu chce więcej. Potrzebuje od drugiej osoby nie tylko słów, ale zwykłego dotyku. So-yeon przekonuje się, że choć spędzanie czasu z Holo daje jej wiele radości, to jednak brakuje jej aspektu fizycznego. Tego, żeby mogła go przytulić, oprzeć na nim głowę, pocałować.

Jednym z najbardziej frapujących momentów serialu jest dla mnie ten, w którym okulary Holo trafiają do ogólnej sprzedaży i każdy może je nosić, ciesząc się towarzystwem osobistego wirtualnego asystenta. Niby śmieszne, jak ludzie masowo zaczynają przypominać obłąkanych, rozmawiając z własnymi Holo. Nawet sąsiad So-yeon, który w jednym z pierwszych odcinków pukał się w czoło na widok tańczącej w pojedynkę kobiety, sam zaczął tańcować ze swoją wersją Holo. Śmiech zamienia się jednak w gorzką refleksję o zanikaniu potrzeby bliskości z drugim człowiekiem na rzecz świata wirtualnego i urządzeń elektronicznych.

Oprócz zagrożenia zatraceniem się człowieka w technologii, twórcy serialu podkreślają także możliwość wykorzystania stworzonego w dobrej wierze produktu jako narzędzia inwigilacji i zbierania danych o użytkownikach. I znów refleksja nad tym, czy aby na pewno wiemy, czy ktoś nas przypadkiem nie szpieguje przez urządzenia, do których tak bardzo jesteśmy w dzisiejszych czasach przyklejeni.

My Holo Love mogłoby być nawet romantycznym odcinkiem Black Mirror, gdyby tak ograniczyć wątki i zaprezentować je w bardziej przytłaczającym wydaniu. Jestem jednak zdania, że lżejszy klimat tej produkcji czyni ją bardziej przystępną, choć wciąż zmuszającą do refleksji.

Ocena ogólna


Dawno już żaden nowy serial na Netflixie nie wciągnął mnie tak bardzo, jak uczyniła to Hologramowa miłość. Banalny tytuł nijak ma się do tego, jak ciekawy ten serial jest i jak zgrabnie łączy on historię o miłości z pobudką do rozważania ewentualnych zalet, ale i zagrożeń płynących z rozwijającej się technologii cyfrowej. Do tego szczypta sensacji, choć to akurat najsłabsze ogniwo fabuły i najbardziej przewidywalny wątek.

Nie da się ukryć, że My Holo Love jest romansidłem, jednak całe to technologiczne zamieszanie wokół sztucznej inteligencji wcale nie zostało potraktowane przez twórców wyłącznie jako pretekst do pokazania historii miłosnej. Może na podstawowym poziomie rozumienia tego serialu romans stoi na pierwszym planie. Uważam jednak, że jedną z rzeczy, które sprawiają, iż jest to produkcja ciekawa i wciągająca, jest potraktowanie poważnie ludzkich uczuć w kontekście technologicznych nowinek.

Aktorsko serial stoi na dobrym, a nawet bardzo dobrym poziomie. Yoon Hyun-min w podwójnej roli to dla mnie olśnienie. I bardziej niż o walorach urodowych, mówię tu raczej o ogólnym wrażeniu, które jest tak ogromne, że przez 12 odcinków nie byłam w stanie oderwać od tego człowieka oczu, zarówno gdy był postacią Holo, jak i Nan-do. Ależ ja dzisiaj szczebioczę, chyba naprawdę mi odwaliło w tej przerwie od turecczyzny. Uwielbiam to, jak Yoon Hyun-min znakomicie wskakuje z jednej osobowości w drugą, budując niesamowitą wiarygodność w obu wcieleniach. Jako Holo jest przemiłym wirtualnym bytem, który ewoluuje, nabiera cech prawdziwie ludzkiej osobowości, uczy się emocji. Zawsze jednak, choćby nie wiem jak bardzo Holo zbliżał się do człowieczej natury, pozostaje tylko postacią wygenerowaną w komputerze. I doskonale to widać na ekranie. Z kolei jako postać Nan-do, nieco zdziwaczały programista, czerpiący energię głównie z napoju Monster (tutaj wtrącam, że Monster to największy i najbardziej nachalny product placement w tym serialu) Yoon Hyun-min jest niesamowicie ujmujący w swoim odcięciu od świata i rozterkach emocjonalnych. Jego twarz, skądinąd piękna, nawet na moment nie zmienia się w maskę mającą ukryć to, że aktor tylko udaje, a nie rzeczywiście wczuwa się w rolę. Obie kreowane przez niego postaci od początku do końca zachowują swoje cechy charakterystyczne przy jednoczesnym samorozwoju i, co najważniejsze, wiarygodność.

Bardzo podoba mi się również odtwórczyni głównej roli żeńskiej, Ko Sung-hee. Jej bohaterka, So-yeon, jest przeurocza, wrażliwa i delikatna, mimo że stara się zachowywać pozory chłodnej i zdystansowanej. Aktorka rozwija przed widzami całą paletę uczuć, które przeżywa So-yeon. Trudno nie polubić tej bohaterki i jej nie kibicować, bo jest tak rozczulająca i pełna wdzięku. Choć gdzieś w środku serii jej zachowanie może zacząć lekko irytować, ale to tylko na krótką chwilę. Nie sposób też nie wspomnieć, że między Ko Sung-hee a Yoon Hyun-minem widać (i czuć) fenomenalną ekranową chemię, że aż chce się ich oglądać. I na szczęście My Holo Love jest produkcją, w której główni bohaterowie rzeczywiście są główni, więc jest ich na ekranie bardzo dużo.


Trudno mi powiedzieć cokolwiek na temat ścieżki dźwiękowej, bo jak na moje ucho ona po prostu nie istnieje. Jedyne momenty, kiedy przypominałam sobie o tym, że tu jest jakaś muzyka to te, w których pojawiały się te wszystkie mdłe piosenki, w założeniu budujące melodramatyczny klimat. Mnie jednak skutecznie odbierały one część z przyjemności oglądania serialu. Jeśli miałabym wskazać element, który kuleje, to wskazałabym właśnie soundtrack.

Nie sposób nie wspomnieć o bardzo dobrej realizacji. Są tu oczywiście wyświechtane w świecie sci-fi dekoracje, takie jak wielkie ekrany z ciągami liczb, mrugające do nas lampki w superkomputerach, panele ładowania jakichś aktualizacji z procentową skalą postępu i wszystko to, czego spodziewalibyśmy się po serialu o programiście i jego dziele. Nie ma tu jednak mowy o tandecie. Efekty specjalne, które (jak wiemy z wielu rozmaitych filmów i seriali) łatwo spieprzyć, wyglądają w Hologramowej miłości świetnie. Zwłaszcza te, dzięki którym oglądamy Holo jako półprzezroczystą, czasem nawet migoczącą postać. W warstwie wizualnej widać dobrze spożytkowany budżet.

Nie wiem, jak ten serial ma się do telewizyjnych koreańskich dram, tak namiętnie remake'owanych przez Turków. Pewnie jest tak, jak z tureckimi produkcjami oryginalnymi Netflixa - Netflix spotyka się w pół drogi z rodzimymi tradycjami serialowymi. Nie mogę zatem powiedzieć, czy serial ten przypadnie do gustu wielbiciel(k)om k-dram. Mogę jednak powiedzieć, że to serial dobry sam w sobie, bez patrzenia na to, kto go nakręcił i z kim. I choć nie jest to arcydzieło: ani pod względem formy realizacji, ani oryginalności fabuły, to jednak broni się znakomitym aktorstwem, bezpretensjonalnością, lekkim humorem i brakiem zadęcia. Jednym słowem: zajebiste!

Świat według Kiepskich, odc. Babski wieczór, prod. Polsat

10 komentarzy:

  1. Cóż za zbieg okoliczności, po twoim przedostatnim poście na Facebooku chciałam polecić ci koreańskie dramy. Ja oglądam je namiętnie od ponad roku (dodam, że codziennie - telewizyjne) po tym, jak te tureckie mnie znudziły. Nie żałuję i raczej daleko mi do powrotu, nie wyobrażam sobie teraz dnia (a raczej nocy :/) bez obejrzenia mojego całego tygodniowego rozkładu. Jeśli miałabym pomyśleć o czymś koreańskim, podobnym właśnie do turasów to muszę wymienić The Last Empress - guilty pleasure drama. Dostępna na platformie Viki. Z Netflixa mogę polecić Crash Landing On You (16 odc., drama telewizyjna, ona - bogata obywatelka Korei Południowej, on - północnokoreański żołnierz), Mr. Sunshine (kostiumowy wyciskacz łez, fenomenalna historia, przynajmniej w mojej opinii), czy Itaewon Class (nowy, nadal trwający serial, całkiem świeży koncept). O wiele więcej seriali mam do polecenia z tych dostępnych na Viki lub innych platformach, chociaż moje propozycje mogą być bardzo nietrafione. Dlatego z chęcią polecę stronkę MyDramaList, na której w zakładce Top Shows można znaleźć najlepiej notowane seriale i poszukać czegoś, co dokładnie spełnia nasze kryteria dzięki rozbudowanej wyszukiwarce (można nawet wpisać interesujące nas wątki co wielokrotnie mi pomogło). My Holo Love planuję obejrzeć przy najbliższej okazji. Pozdrawiam! :D

    PS. Jestem najgorszym dowodem na to, że jak raz wciągniesz się w dramy, to już z tego nie wyjdziesz. ZAWSZE jest coś do oglądania, plus większość dram ma naprawdę dobre ścieżki dźwiękowe, więc przy okazji jest też czego słuchać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za rekomendacje, z pewnością skorzystam ;) tym bardziej, że w tureckiej tv jest ostatnio patatajnia z grzybnią. Na szczęście okazało się, że nie tylko ja jestem tym znudzona. Pozdrowienia :)

      Usuń
  2. Jeszcze nie widziałam Holo, ale skoro Ty dałaś się wciągnąć, to pewnie łyknę w weekend :D Widziałam za to już naprawdę bardzo dużo K-dram, w tym również te z odtwórcami głównych ról i mogę Cię zapewnić, że nie zawiedziesz się zdolnościami 90% koreańskich aktorek i aktorów. Gdyby u nas chociaż 1/3 aktorów była tak zdolna... Jeśli ciekawi cię taki temat to rok czy dwa temu wyszła drama "Are you human too?", tak był robot a nie hologram, ale ogólnie schemat bardzo podobny. Jeśli chodzi o okulary, to w "Memories of Alhambra" (chyba jest w Netfliksie) używali specjalnych soczewek, żeby widzieć grę, w której brali udział. I prozopagnozja jest chyba jednym z ulubionych schorzeń w Korei, serio, widziałam już przynajmniej z 10 różnych dram, w których się pojawiła :D Można pociskać beczkę z różnych klisz i schematów, ale niezaprzeczalnie trzeba przyznać, że w Korei mają genialne pomysły na scenariusz. I długość dram jest idealna, nie dłużą się i bardzo rzadko robią kolejne sezony. A więc polecam, można znaleźć za darmo prawie wszystko co aktualnie emitują z angielskimi napisami, daj się wciągnąć i przepadnij, bo WARTO!!!!! A ja chętnie będę zaglądać po recenzje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Holo obejrzałam w 2 dni. Dobrze, że akurat miałam kilka dni wolnego i mogłam sobie pozwolić na taki maraton. I właśnie podoba mi się to, że liczba odcinków jest taka w sam raz, bo ani nie są za długie, ani nie ciągną się w nieskończoność jak u Turków po pierdyliard odcinków. A Memories of the Alhambra mam już zapisane na liście, więc pewnie w ten weekend będę oglądać, bo zwiastun wygląda obiecująco ;) Pozdrowienia :)

      Usuń
    2. Jak obejrzysz, to daj znać jak Ci się podobało zakończenie, bo ja mam bardzo ambiwalentne odczucia!

      Usuń
  3. I jeszcze zapomniałam powiedzieć, że kocham ich za wykorzystywanie technologii w dramach! Korea jest potęgą w tej dziedzinie i to widać nawet w telewizyjnych serialach. Dramy kryminalno-sensacyjne, w których rozwiązują różne sprawy z wykorzystaniem sprzętu czy hakerów są po prostu cudowne! I jeszcze zwykle z jakąś szczyptą humoru, więc po prostu przepadasz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z hakerami świetny jest "Healer". Jedna z moich ukochanych dram z Korei.

      Usuń
    2. Tak <3 Uważam, że to najlepsze drama Ji Chang Wooka i życzę mu, żeby wrócił do podobnego gatunku, bo stać go na więcej niż zwykłe rom-comy!

      Usuń
  4. Obejrzałam dziś wszystkie odcinki a to dziwne bo były ich 12 a one trwały po około 50 mi, ale do rzeczy serial strasznie mi się podobał ciągle o nim myślę i chce oglądać go ciągle, ale mam nadzieję że wyjdzie 2 sezon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyjdzie ;) w Korei baardzo rzadko wychodzą kontynuacje dram, zdecydowana większość tytułów jest zaplanowana na 1 sezon. Wyjątki od tej reguły można policzyć na palcach.
      Ale cieszę się, że Holo ci się podobało, bo mam ogromny sentyment do tej dramy, od niej się zaczęła moja przygoda :)

      Usuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger