×

Triad Princess - Księżniczka mafii

Niedaleko pada Tajwan od Korei, dlatego też pragnę przedstawić wam dziś tajwańską produkcję od Netflixa, do której nie zraził mnie nawet banalny, cukierkowy wręcz tytuł. Kolejna produkcja, do której podeszłam bez żadnych oczekiwań i bez znajomości ani jednej twarzy występującej na ekranie, co jest dla mnie zawsze wyjątkowo odświeżającym czynnikiem. A zatem, jeśli jesteście gotowi na kolejną porcję azjatyckich smaków, zapraszam do lektury. 

Triad Princess, prod. Netflix, kadr z odcinka, zasoby bazy IMdB


Obejrzanych odcinków


CAŁY SEZON 1, czyli 6 odcinków


Dramatis personae


Missy/Angie - tytułowa księżniczka mafii - jedyna córka przywódcy triady, zasuwa na motocyklu, umie strzelać, kopać i wrzucać do rzeki, nosi glany, podarte dżinsy i skórzaną kurtkę, psychofanka Yi-hanga, można powiedzieć, że ma na jego punkcie pierdolca

Yi-hang - gwiazdor ekranu i bożyszcze wszystkich azjatyckich kobiet, w tym Angie, ale sława go nie zepsuła i wciąż jest skromnym, miłym gościem; ma pierdolca na punkcie słoni

Lin Gui - jeden ze sługusów ojca Angie, sierota, którego uratował Ni Kun, więc z jednej strony stara się być wobec niego lojalny, ale też często pomaga Angie, nosi taką czapkę jak wujek Władek ze wsi i ogólnie ma dość ekscentryczny styl

Ding Ding - sprzedawca w osiedlowym spożywczaku, kolega Angie

Ni Kun - ojciec Angie, szef triady, która ma nawet jakąś nazwę, ale niestety jej nie pamiętam (hehe), miał żonę - celebrytkę, dlatego też wydaje się być szczególnie wyczulony na fanaberie Angie względem Yi-hanga

Sophia - agentka gwiazd, która przeżyła w przeszłości wielką rodzinną tragedię

Julia - podopieczna Sophii, mająca medialny związek z Yi-hangiem, szantażowana przez byłego gacha - podrzędnego gangusa. 

Eddie - syn szefa triady z Hongkongu, za którego chce wydać Angie jej ojciec, w dzieciństwie grubas, co jest bardzo istotne dla fabuły


O czym to w ogóle jest?


Do pana Ni Kuna, przywódcy triady, przychodzi Sophia, agentka gwiazd. Kobieta mówi mu o tym, że jedna z jej znanych podopiecznych jest szantażowana i grozi jej niebezpieczeństwo, w związku z czym Sophia pomyślała sobie, że dobrym pomysłem byłoby zatrudnienie w roli osobistego ochroniarza jakiejś sprytnej i niezwiązanej z mediami i policją dziewczyny, mając na myśli córkę Ni Kuna. 

W tym samym czasie Angie, nazywana przez swoich funfli, a raczej parobasów ojca, per Missy, ogląda na komórce wywiad ze swoim idolem, a chwilę potem przystępuje do akcji karania swojego eksa za to, że okazał się świnią i erosomanem. Hordy lokalnego oddziału chińskiej mafii, obecnie pod przewodnictwem Angie, mają złapać tego faceta i go jej przyprowadzić. Dość szybko okazuje się jednak, że to banda gamoni, którzy porywają nie tego kolesia, co trzeba, bo nawet im się, kurwa, nie chciało upewnić, czy pochwycili prawidłową osobę. Tak czy inaczej, typ ma już na głowie worek i w niezbyt komfortowych warunkach zostaje przewożony do Angie. Dziewczynie również nie przychodzi do głowy, żeby zdjąć worek ze łba (a gdyby tylko to zrobiła... no, serial zdecydowanie straciłby sens, albo musiał pójść w zupełnie innym kierunku, ale o tym później). Po wygarnięciu tego i owego, koleś zostaje wrzucony z mostu do rzeki (#makabryczne). Ale, cobyście się nie martwili, typ ma rozwiązane ręce, a i sam most, z którego został wypierdzielony, nie był zbyt wysoki. Zatem nie martwcie się - przeżyje. 

Potem, jak gdyby nigdy nic, bo u niej to chyba normalne, Angie wraca do domu. A tam łojciec już na nią czeka z radosnymi nowinami. Ale zanim dzieli się z nią swoją wizją przyszłości, ojciec przedstawia córkę opuszczającej rezydencję Sophii. Angie doskonale wie, że kobieta jest agentką jej największego idola i czeka ją srogi zawód na wieść o odmowie starego w związku z propozycją pracy Angie dla Sophii. A to dopiero początek "dobrych" wieści, bowiem ojciec postanowił wreszcie powiedzieć "dość" kolejnym patałachom, z którymi spotyka się Angie, i wydać córkę za mąż za syna przywódcy innej triady. 

A tymczasem do pewnego sklepu (w którym, nawiasem mówiąc, jest mnóstwo smaków airwavesów, i to w tych dużych torebkach, nie to co u nas) wchodzi całkiem mokry i wyglądający tak, jakby właśnie wyszedł spod rynny Yi-hang. Bożyszcze Azji, nawet w tak opłakanym stanie, zostaje rozpoznane przez sprzedawcę, który okazuje się być kolegą Angie. Ta jednak jest zbyt zajęta, żeby zobaczyć mmsy ze zdjęciami Yi-hanga, ponieważ ojciec właśnie zamyka ją w jej pokoju, żeby nie uciekła. Yi-hang kupuje sobie suchą koszulkę i próbuje doprowadzić się do jako takiego stanu, a miłosierny Ding Ding oddaje mu swoją kurtkę. 

No i dalej to już leci z górki. Angie oczywiście buntuje się przeciw aranżowanemu małżeństwu z kolesiem, którego pamięta z dzieciństwa jako tłuściocha (#fatshaming). Obmyśla więc plan ucieczki, w której pomaga jej Lin Gui - niby wafel Ni Kuna, ale lojalny bardziej wobec Angie. Dziewczynie udaje się uciec z rezydencji, a następnie wkręca się do roboty u Sophii. Przyświeca jej myśl, że skoro będzie ochraniać Julię, która jest dziewczyną Yi-hanga, automatycznie zbliży się do samego Yi-hanga. No i się porobi...

Ocena ogólna


Księżniczka mafii to serial bardzo krótki, bowiem pierwszy sezon liczy sobie jedynie sześć trwających około 35 minut odcinków. Przypuszczam, że będzie drugi sezon, ponieważ zakończenie nie rozwiązuje ostatecznie wszystkich spraw i twórcy zostawili uchyloną nie tyle furtkę, co całą bramę. Można zatem prędko obejrzeć wszystkie dostępne na ten moment odcinki, a że rozwój wydarzeń ukazany jest naprawdę dynamicznie, nie sposób się znudzić. Powiem nawet, że żałuję, iż ten serial tak szybko się kończy, bo ubawiłam się podczas jego oglądania po pachy i chętnie obejrzałabym jeszcze kilka odcinków. 

Zacznijmy od tego, że jest to serial z kapitalną obsadą. Te wszystkie postaci, które są naprawdę mocno przerysowane, w wykonaniu aktorów wydają się cholernie autentyczne. Bardzo podoba mi się na ten przykład postać ojca Angie, który mógłby być jak ten typowy wąsaty ojciec rodziny w tureckim serialu. Tymczasem Ni Kun to bohater wcale nie tak jednowymiarowy, jakby się nam mogło z początku wydawać. Uwielbiam to, jak Ni Kun jest z jednej strony takim tatą-luzakiem, chodzącym w skórce, noszącym wisior z imieniem Michael (i ni chuja nie wiem, dlaczego go nosi) i pozwalającym córce na naprawdę sporo i znoszącym wszystkie jej fatalne zauroczenia, które kończyły się najprawdopodobniej w rzece. Z drugiej zaś odzywa się w nim dusza tradycjonalisty, co też pokazane jest w kompletnie nietelenowelowy sposób, bo w końcu wytrzymał z zaaranżowanym małżeństwem aż do dwudziestego piątego roku życia Angie, a to naprawdę długo. Dobra rola 
Michaela Huanga (hmm, a może to stąd ten Michael...). 

Inna sprawa to to, jak przeuroczy duet tworzą Eugenie Liu i Jasper Liu. Ogląda się ich z przyjemnością, bo choć kreowani przez nich  bohaterowie, Angie i Yi-hang, są dość infantylni, to w rozczulający sposób pokazują siłę czystej młodzieńczości. Ma to w ich przypadku wdzięk. Yi-hang, mimo że jest rozpoznawalnym aktorem i jeździ bryką wartą kupę kasy, nadal jest wrażliwym i nieśmiałym chopaczkiem, który chodzi po domu w polarowej słonio-piżamce z ogonem. Z kolei Angie, choć sprawia wrażenie hardej i nieposkromionej, jest marzycielką o silnym poczuciu sprawiedliwości. Na początku może i wydaje się creepem, w tym pokoju wypełnionym zdjęciami i gadżetami z wizerunkiem Yi-hanga, a jej sposoby na pozbycie się zaczepiających ją typów, bądź na rozprawienie się z byłymi chłopakami wyglądają na dość brutalne, nie potrafię jednak nazwać Angie zepsutą dziewuchą. Aktorzy wcielający się w te postaci oddają im mnóstwo charyzmy i pozytywnej energii, którą czuć podczas oglądania, tak jak i chemię w ich wspólnych scenach.

Triad Princess, prod. Netflix, kadr z odcinka

Muszę również dodać, że Jasper Liu wprawił mnie w osłupienie. Gdy podczas researchu do tego tekstu dowiedziałam się, ile on ma lat, musiałam zbierać szczękę z podłogi. Kiedy oglądałam Triad Princess sądziłam, że aktor grający Yi-hanga może mieć jakieś 20 lat, a wygląda na max 17. Tymczasem typ skończy w tym roku 34 lata, a wygląda tak absurdalnie młodo. I naprawdę nie chciałam użyć tego zdania, że oni tam wszyscy..., ale... oni tam wszyscy wyglądają młodziej, niż sugeruje metryka. Jak wy to, do cholery, robicie?! 

Realizacyjnie serial wypada dobrze. Podobają mi się zmieniające się w każdym odcinku plansze z tytułem serialu, bardzo fajnie współgrający z szybkim tempem akcji montaż, ładna kolorystyka. Soundtrack nie rani ucha, choć i nieszczególnie zapadł mi w pamięć. 

Trudno mi jednoznacznie określić gatunek, do jakiego zakwalifikowałabym Księżniczkę mafii. Mimo mnogości gagów, nie do końca wygląda to jak typowy serial komediowy. Może więc najbezpieczniej nazwać tę produkcję serialem obyczajowym w mocno komediowej konwencji. Bo o ile pierwsza połowa odcinków jest zwariowana i dużo w niej żartów, tak druga popada momentami w melodramatyczne tony. Jest też jeden jedyny wątek, który uważam za wyjątkowo topornie wprowadzony, ale nie zdradzę, o który mi chodzi. 

Humor w Triad Princess mnie po prostu bawi. Pojawia się tu mnóstwo zabawnych szczególików, które niesamowicie mnie rozśmieszają, jak choćby okładka pisma, za którym ukrywał się Lin Gui (z jakimś owiniętym folią facetem i tytułem Cute Men), albo ten facet, który spał na stojąco, ale miał na powiekach narysowane oczy, tak żeby wyglądało, że jednak ma je otwarte, a nie zamknięte. Nie wiem, jakim cudem to w ogóle gra, bo w innym serialu uznałabym wiele żartów za denne, a tu funkcjonuje to znakomicie. 

Triad Princess, prod. Netflix, screen robiony na szybko

Nie da się także ukryć, że przez tę mocno komediową konwencję chińska mafia przedstawiona jest w dość ośmieszający ją sposób, bo "armia" wykonujących rozkazy Ni Kuna gangusów to dosłownie banda półgłówków, na czele z momentami naprawdę pociesznym Lin Guiem. Ale jeśli o mnie chodzi, to zdecydowanie wolę taką mafię, niż tę reprezentowaną przez niewyżytych Włochów z mordą wygiętą w pałąk przez 24 godziny na dobę. 

No i to w zasadzie tyle. Jeśli moja entuzjastyczna notatka zachęciła was do obejrzenia Księżniczki mafii na Netflixie, to błagam - nie oglądajcie zwiastuna. On zdradza właściwie wszystkie smaczki, na które warto czekać. Przykładowo ja najbardziej czekałam na moment, w którym do gry wkroczy ten tłuścioch ze wspomnień Angie, bo wiecie - jak ktoś wspomina, że jakiś znajomy z dzieciństwa był wtedy otyły i nienażarty, to są dwa wyjścia - teraz też jest otyły i nienażarty, albo pojawia się odchudzony i wylaszczony. Jaki jest Eddie? Zwiastun to zdradza. Ale ja wam nie powiem. Powiem za to, że jeśli szukacie serialu krótkiego, lekkiego, zabawnego i z "nowymi" twarzami, to Księżniczkę mafii mogę wam polecić. 

1 komentarz:

  1. Seriali tajwańskich widziałam tylko kilka, bo zdecydowanie wolę od nich koreańskie, japońskie i niektóre chińskie.

    OdpowiedzUsuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger