×

Memories of the Alhambra

Startujemy z pierwszą częścią mojego dyptyku koreańskiego. Memories of the Alhambra to łączący elementy różnych gatunków serial o fabularnej grze komputerowej, wykorzystującej technologię rzeczywistości rozszerzonej. I mającej zaskakująco duży wpływ na graczy również w świecie realnym. Czy spędzenie długich godzin na oglądaniu tego serialu uważam za czas dobrze spędzony, czy wręcz przeciwnie? O tym, jak i o wielu innych rzeczach w dzisiejszym mocno niepoważnym omówieniu. 

Hahaha hahaha hahaha haaa
Brlrlrlrl haha

Vitas, 7th Element

Memories of the Alhambra, Netflix, kadr z odc. 1, zasoby bazy IMdB

Obejrzanych odcinków 


16 (CAŁY SEZON 1) 

Dramatis personae


Yoo Jin-woo - gburowaty prezes firmy J One, cyniczny bogacz z Seulu

Jung Hee-joo - młoda właścicielka hostelu Bonita w Grenadzie, siostra tajemniczego twórcy gry, o którą się w tym serialu rozchodzi

Jung Se-joo - nastoletni geniusz komputerowy, twórca tej zasranej gry fabularnej

Jung Min-joo - najmłodsza z rodzeństwa Jung, wygadana małolata, od początku shipuje Hee-joo i Jin-woo

Oh Young-shim - babcia Hee-joo, Min-joo i Se-joo, bardzo wylewna w serdecznościach, kochana babunia

Kim Sang-bum - przyjaciel Hee-joo, zfriendzonowany przez nią po wsze czasy

Cha Hyung-seok - kiedyś tam najlepszy przyjaciel Jin-woo i współzałożyciel J One, ale obaj skończyli jako śmiertelni wrogowie (żony nie dałem, żonę wziąłeś sobie sam, takie klimaty)

Park Son-ho - współpracownik Jin-woo i jeden z najbardziej rozsądnych ludzi w całym tym serialu

Seo Jung-hoon - osobisty asystent Jin-woo i jego najbardziej lojalny wafel

Choi Yang-joo - pracownik J One, który zajmuje się (najoględniej mówiąc) praktycznymi aspektami gry

Lee Soo-jin - eks małżonka Jin-woo number one i jednocześnie obecna małżonka Hyung-seoka

Ko Yoo-ra - eks małżonka Jin-woo number two, gwiazda i bywalczyni pracy bulwarowej, głupia, choć cwana, próżna i małostkowa

Cha Byung-jun - ojciec Hyung-seoka, profesorek z uniwersyteta i (do tej pory) sprzymierzeniec Jin-woo

O czym to w ogóle jest?


Już na samym początku twórcy raczą nas pościgiem i zamiast leniwego wstępu mamy uciekającego przed kimś, przerażonego na maksa chłopaka, który dzwoni do kogoś, a następnie wpada w ostatniej chwili do pociągu. 

Niedługo potem poznajemy młodą właścicielkę hostelu w Grenadzie. Dziewczynę wyrywa ze snu dzwonek do drzwi. Jest środek nocy, kogo tam znowu do dupy niesie? A tu pod drzwiami sterczy jakiś elegant. Facet chce wynająć pokój, ale nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, w jakim stanie jest hostel Bonita. Mimo sugestii właścicielki, że może jednak lepszym pomysłem dla takiego wysublimowanego gościa będzie normalny hotel, facet upiera się, że zostaje i chce zająć jedyny jednoosobowy pokój, który znajduje się na szóstym piętrze, bez windy oczywiście, bo to stary budynek. Teraz mamy sekwencję gagów opierających się na tym jak bogaty paniczyk walczy z pokojem w hostelu. Jest zatem tarmoszenie ciężkiej walizy, fatalne warunki lokalowe, szczury, zapchany kibel, gniazdko, do którego nie idzie wsadzić wtyczki od ładowarki i inne tego typu atrakcje. Prezes Jin-woo jest jednak gotowy znieść te wszystkie niedogodności, choć na pewno go to wszystko mocno wkurwia, czego eskalację dostaniemy w dalszej części. 

Jin-woo wychodzi w nocy na miasto. No i w tym momencie rozpoczyna się najbardziej popierdolona rzecz w tym serialu, czyli wątek gry. Jin-woo wkłada sobie do oczu specjalne soczewki (wyprodukowane rzecz jasna przez jego firmę) do gier. I daje się wciągnąć w grę, którą przesłał mu nieznajomy chłopak. Gra jest cholernie rzeczywista - użytkownik czuje ból zadany mu przez wirtualnego wroga, którego musi pokonać w walce. Ażeby tego dokonać, potrzebna jest broń, którą zawodnik musi sam zdobyć. Tak więc Jin-woo, po tym jak zostaje śmiertelnie ugodzony przez jakiegoś wojownika z gry, musi się zresetować i pójść po broń dostępną dla gracza na jego poziomie. Bronią tą okazuje się zardzewiały miecz, który można zdobyć w kiblu jednej z knajp. Pracownik knajpy, który raz za razem widzi przychodzącego wciąż Jin-woo pewnie już sobie myśli, że ten Koreaniec ma jakąś srakę, że tak stale do tego wucetu przyłazi. A tu nic bardziej mylnego, on po prostu bierze stamtąd swój miecz, który w kolejnych walkach ulega uszkodzeniu, więc trzeba iść po niego po raz wtóry. 

Memories of the Alhambra, Netflix, zasoby bazy IMdB

Po całonocnej walce w realno-wirtualnym świecie, Jin-woo wraca do hostelu. Wykończony tarabani się na szóste piętro, gdzie próbuje skontaktować się ze swoimi współpracownikami. Niestety bateria jego telefonu dalej jest rozładowana, a gniazdko nadal nie działa. Więc facet złazi na dół i tam próbuje zadzwonić. Ale znowuż mu tam coś przeszkadza, bo jakiś student prosi, żeby mu popilnował zupki chińskiej, którą zostawił na gazie, a ten oczywiście się zagaduje i doprowadza do spalenia zupki, co skutkuje włączeniem alarmu przeciwpożarowego, więc Jin-woo wychodzi na zewnątrz, ale tam traci zasięg bluetooth, a w hostelu dalej wyje, bo jego właścicielka dopiero co wskoczyła na blat ze szczotką i próbuje wyłączyć alarm. Doprowadzony na skraj frustracji Jin-woo wyładowuje się na biednej Hee-joo, że jest leniwa, a syf w tym hostelu, że klękajcie narody, i że do jedzenia są pierdolone zupki chińskie, windy ni ma i do prądu nie ma jak się podłączyć w tym jego zasranym pokoju na samej górze, gdzie się kibel stale zapycha. Powiem szczerze, że jak to napisałam, to i mnie samej ulżyło. 

W każdym razie chwilę po ataku wściekłości Jin-woo dowiaduje się ciekawej rzeczy. Mianowicie chłopak - twórca gry, którego szuka Jin-woo i jego pracownicy, okazuje się osobą nieletnią, pozostającą pod opieką siostry. Żeby podpisać jakąkolwiek umowę na pozyskanie gry dla J One, potrzeba zatem udziału tej właśnie siostry. A okazuje się ona kim, drodzy państwo? Ależ oczywiście. To płacząca w chwili obecnej Hee-joo, właścicielka hostelu Bonita, którą przed minutą opierdolił z góry na dół nasz milusi prezesik. Od tamtej pory facet zaczyna strugać durnia i w żenujący sposób tłumaczy swoje zachowanie jakimiś zanikami pamięci, czy czymś tam. Palenie głupa to w tym momencie najlepsze wyjście z sytuacji. 

Niedługo potem do Grenady dociera wezwany przez szefa asystent Jin-woo, a on sam składa Hee-joo propozycję nie do odrzucenia. Jako bogacz z niezliczoną liczbą zer na koncie postanawia wykupić całą działalność gospodarczą nieświadomej szwindlu Hee-joo, tak żeby pod pozorem wykupienia hostelu móc uzyskać również prawa do gry stworzonej przez jej brata, o czym dziewczyna nie wie. Po pewnych komicznych perturbacjach Hee-joo w końcu podpisuje papiery, a na jej konto spływają dosłownie miliony monet, ku uciesze całej koreańskiej rodziny na ziemi hiszpańskiej. 

Tymczasem w grze pojawia się nowy zawodnik, którym jest Hyung-seok, dawny przyjaciel Jin-woo, a obecnie jego arcywróg i mąż jego byłej żony. Jin-woo i Hyung-seok staczają ze sobą wirtualną rozgrywkę, o której mogłabym rzec, parafrazując Helenę Paździochową, że kto to widział, żeby taki stary cap bawił się zardzewiałymi mieczami jak jakiś debil! I o ile ta ich walka nie jest jakoś przesadnie porywająca, tak sam finał pojedynku w grze ma zaskakujące skutki w świecie rzeczywistym, co daje nam solidny zwrot akcji i od tego momentu ten serial zaczyna się robić naprawdę ciekawy, bo do tej pory to było takie meh

No i tyle. Od tej pory Jin-woo musi się mierzyć z konsekwencjami swojej rozgrywki z Hyung-seokiem, Hee-joo nieoczekiwanie staje się jego niańką w trudnych chwilach, a Se-joo jest nieuchwytny. 

Ocena ogólna


Zacznijmy dziś od początku, czyli od czołówki, bo jest ona wybitnie szkaradna. Serio, coś strasznego. To intro wygląda zupełnie tak, jakby ją stworzyły osoby odpowiedzialne za czołówkę Korony Królów. No bez kitu, co za podobieństwo w paździerzu! Sami zobaczcie, tutaj Alhambra... 


... tu zaś Korona... 

Na tym jednak (na szczęście) podobieństwa się kończą ;) 

Tak na serio, to ten serial ma bardzo udaną ścieżkę dźwiękową. Jednym z głównych motywów muzycznych, na którym opiera się cały soundtrack jest rewelacyjny Inevitable Duel, genialnie budujący nastrój. Groza, emocje, walka, tajemnica - ja to wszystko słyszę w tym utworze.


Jednak moim ulubionym jest wprost baśniowy utwór The Beginning of Magic. Zamiast tyle gadać, lepiej posłuchać, bo tu naprawdę zaczyna się magia. 


Nie sposób oczywiście pominąć najważniejszego punktu ścieżki dźwiękowej, do którego aluzję mamy już w samym tytule serialu, i który jest cholernie ważnym elementem fabuły, gdyż jego dźwięki są zwiastunami tego, co zaraz nastąpi. Mowa o Recuerdos de la Alhambra, utworze gitarowym skomponowanym pod koniec dziewiętnastego wieku przez Francisco Tárregę. Podziwiam ludzi, którzy wpadli na pomysł wykorzystania Recuerdos de la Alhambra w soundtracku i to nie w charakterze melodyjki na przerywnik, ale jako jednego z głównych motywów fabuły. Zapewniam was, że po obejrzeniu Memories of the Alhambra ta piękna skądinąd melodia wryje wam się głęboko w mózg i już zawsze wiązać ją będziecie z tym, co następowało po jej usłyszeniu przez Jin-woo. 


Po wszystkich tych zachwytach należałoby powiedzieć, że to idealnie spójny, perfekcyjny soundtrack. Coś mi tu jednak zgrzyta. Cóż, tym co mi zgrzyta jest główna ścieżka r o m a n t y c z n a. Tak jak i zresztą cały ten wątek, ale o tym za chwilę. 


Nie da się ukryć, że z odcinka na odcinek, na sam dźwięk "My heart is youuu, heart is youuuuuuuuu" dostawałam coraz gorszych mdłości. Bo ta piosenka, choć sama w sobie jest ok, taka se normalna popowa ballada, wydaje mi się kompletnie oderwana od całej reszty i psuje mi całą moją wydumaną koncepcję idealnej kompozycji całego soundtracku

A skoro już jesteśmy przy nieporozumieniach, to pociągnijmy temat wątku r o m a n t y c z n e g o,  którego hymnem jest wspomniana wyżej piosenka. Moim zdaniem to najbardziej kulawy spośród wszystkich wątków w Memories of the Alhambra. Nie wiem, co bardziej mi w tym nie gra: czy brak jakiejkolwiek solidnej podstawy, na której mogliby zbudować relację Hee-joo i Jin-woo, czy brak chemii między nimi, czy może to, że to wygląda jak wciśnięte na siłę, no bo trzeba romans, bo bez romansu ludzie nie obejrzą. Dla mnie "związek", jaki się wytworzył między dwójką głównych bohaterów, na początku jeszcze miał jakieś zadatki na wątek z komedii romantycznej, później zaś stał się beznamiętną relacją ludzi, którzy praktycznie się nie znają, nic o sobie nie wiedzą, dzieli ich przepaść na każdej płaszczyźnie i po prostu nie widać po nich, żeby "zażarło", a mimo wszystko twórcy forsują między nimi relację romantyczną. W moim subiektywnym odczuciu lepiej byłoby w ogóle z tego zrezygnować, albo pozostawić tę dwójkę na stopie przyjacielskiej czy czysto intelektualnej, bez kissków w deszczu. 

A czy da się lubić głównych bohaterów solo? O ile Hee-joo jest właśnie taką postacią "do lubienia", bo jest delikatna, wrażliwa, urocza i zwyczajnie dobra, tak trudno powiedzieć coś takiego o Jin-woo. Niełatwo rozgryźć prezesa J One i nie da się go ocenić w kategoriach dobry/zły. Kiedy przyjechał po raz pierwszy do hostelu, od razu wyglądał na takiego, co patrzy na ludzi z wysoka i myśli, że wszystko kupi za pieniądze. Potem już wchodzi nam klasyczny motyw przemiany bohatera, co wygląda nawet wiarygodnie, choć do pewnego momentu nie byłam przekonana, czy Hyun Bin to odpowiedni aktor do postaci Jin-woo. No bo on taki drętwy się wydaje. Dobra, wiem, że to miał być prezes poważnej firmy wciągnięty w morderczą (jak się okazuje) grę, więc nie ma co od niego oczekiwać, że już na starcie będzie jak zawodowy gracz albo reprezentant Korei w sztukach walki, no ale to jego firmowe gapienie się w przestrzeń z półotwartymi ustami doprowadzało mnie momentami do szału. Poza tym umówmy się, że on jest po prostu zbyt przystojny, zwłaszcza w takim momencie, kiedy wraca po jakimś roku nieobecności i dowiadujemy się, że przez cały ten czas walczył w grze, żeby zdobywać kolejne poziomy. Sorczak, ale po czymś takim, to ja widziałabym go całkiem zarośniętego i wyglądającego tak, jakby nie spał od dwóch lat, a ten wraca i wygląda, jakby przed chwilą skończył nagrywać reklamę szamponu.

Memories of the Alhambra, Netflix, zasoby bazy IMdB
No ale już zostawmy go w spokoju, bo w ogólnym rozrachunku da się na niego patrzeć i jak już skończyłam ostatni odcinek, to stwierdziłam, że w sumie jednak Hyun Bin mnie do siebie przekonał.

Przejdźmy więc może do sedna, czyli do wątku głównego - gry AR, stworzonej przez Se-joo i podstępem wykupionej przez J One. Koncept gry, która jest czymś w rodzaju znanego nam Pokemon Go, tylko pomnożona razy tysiąc, i to z takimi bugami, że ho ho, to coś naprawdę godnego zwrócenia uwagi. Mimo że początkowe dwa, trzy odcinki są dość niemrawe, to warto przez nie przejść, bo potem następuje nielichy zwrot akcji i do samego końca serial trzyma w napięciu. Żeby nie pogubić się w meandrach fabuły, trzeba być stale skupionym, ale i sami twórcy pomagają nam zrozumieć pewne sytuacje, używając do tego bardzo zgrabnego zabiegu, którego jestem szczerą wielbicielką. Mianowicie jest jakaś scena i myślimy sobie coś tam o postępowaniu bohatera. A za jakiś czas wracamy do tych wydarzeń, ale są one już ukazane w szerszym kontekście, który zmienia nasze wcześniejsze wyobrażenia. Serial jest dzięki temu dynamiczny, a postaci wypadają bardziej wielowymiarowo.

Podczas oglądania czas się nie dłuży i pomyśleć by można, że to naprawdę dobra rzecz. Z tym że ten serial wydaje się lepszy, im mniej się o nim myśli, bo jak się myśli, to się okazuje, że scenariusz jest jednak szyty grubymi nićmi, a miejscami to nawet klejony srebrną taśmą. Podejrzewam, że gdyby go obejrzeli ludzie, którzy na co dzień zajmują się pisaniem gier, uznaliby to za niezłą komedię. Nie oczekuję, rzecz jasna, pełnego realizmu i zdaję sobie sprawę z tego, że to fantastyka, jednak i bajdurzenie ma swoje granice. Weźmy na przykład Se-joo. Wiemy o nim tyle, że w momencie wysłania Jin-woo pliku z grą, jest nieletni. Już wtedy gra musiała być rozbudowana na tyle, żeby jej użytkownicy mogli zdobywać kolejne levele, zbierać broń i spotykać postaci takie jak wrogowie czy Emma. Nawet przy założeniu, że chłopak rzeczywiście jest geniuszem, to i tak raczej trudno mi uwierzyć w to, że sam to wszystko zrobił na swoim domowym kompie, gamingowym co prawda, więc to nie byle jaki sprzęt, ale mimo wszystko to tylko komputer w domu. To nie strzelanie do kaczek na Pegasusie, tylko rozbudowana gra fabularna. A już ten "błąd", przez który Jin-woo prawie oszalał, to rzecz, która w ogóle nie trzyma się kupy.

Dyskusyjne jest też samo zakończenie. Ja sama mam ambiwalentne odczucia, bo wolę bardziej domknięte finały, a tu twórcy niby zamknęli drzwi, ale nie na klucz, i gdyby ktoś zechciał zrobić sezon numer dwa, to ja tu totalnie widzę pole do kontynuacji. Ale chyba jej nie będzie, może i lepiej. A z drugiej mańki szkoda jednak na zawsze opuszczać świat tej gry. 

Ogólnie rzecz biorąc mogę powiedzieć, że Memories of the Alhambra to niezgorszy serial. Dobre wrażenie, oprócz muzyki, pozostawiają świetne efekty specjalne oraz piękne ujęcia Grenady. W trakcie oglądania nie ma nudy, co i rusz pojawia się jakiś zwrot akcji, a główny bohater, choć obdarzony ujemnym raczej temperamentem, pokazuje nam się z wielu stron. Niemniej uważam ten tytuł za gorszy od My Holo Love, gdyż jest momentami przekombinowany, no i nie ma tu takiej chemii między postaciami. Tak czy inaczej, mogę polecić tę produkcję, przynajmniej "na spróbowanie". 

4 komentarze:

  1. Właściwie to zgadzam się za wszystkim co napisałaś. Lubię głównych bohaterów osobno, ale w tym serialu nie było między nimi żadnej chemii. Też odniosłam wrażenie, że to był wątek wciśnięty na siłę. Można by go spokojnie pominąć bez szkody dla serialu.Zakończenie też mnie nie zachwyciło. Generalnie obejrzałam cały serial ale nie jest jednym z tych , do których chciałabym kiedyś wrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! To taki serial do obejrzenia jeden raz

      Usuń
  2. Zgadzam się ze wszystkim!!! To miał być wielki powrót Hyun Bina, ale faktycznie wątek romansowy zabił cały serial. Są tysiące lepszych dram, które bronią się lepszą historią i aktorstwem, chociaż, fakt faktem, pomysł z grą był świetny. Czekam co lepszego masz w zanadrzu, chociaż już się troszkę domyślam :D :D

    OdpowiedzUsuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger