×

Aşk 101 - Love 101

Love 101 - kolejny turecki serial oryginalny Netflixa, dzieło najlepszej moim zdaniem wytwórni Ay Yapim, z Kaanem Urgancıoğlu w obsadzie i scenariuszem pióra Meriç Acemi. Dla tego tytułu rzuciłam wszystkie swoje inne blogowe plany. Czy było warto? Zaraz się przekonacie. Dodam jeszcze na wstępie, że nie wiem, skąd zaczęły się wydobywać pogłoski o tym, że miałaby to być turecka odpowiedź na Szkołę dla elity, ale wydaje mi się, że jest to porównanie równie nietrafione, co w przypadku Yasak Elma, które miało być Pięćdziesięcioma twarzami Greya na turecką modłę, a jak wyszło w praktyce to już wszyscy dobrze wiemy. Mam nadzieję, że w przypadku Aşk 101 nie dostaniemy jedynie marnej podróbki czegoś, co sprawdziło się na Zachodzie, tylko będzie to coś wartego uwagi.

A młodzież, panie Ferdku, to najbardziej 
zdegenerowana grupa społeczna naszej cywilizacji.

Marian Paździoch, odc. 265, Impreza

Love 101, Ay Yapim dla Netflix, kadr z teasera, oficjalny kanał Netflix na YouTube

Obejrzanych odcinków


8 - CAŁY SEZON 1


Dramatis personae


Kerem - krnąbrny gwiazdor szkolnej drużyny koszykarskiej, ma problem z agresją

Eda - dziewczyna umiejętnie korzystająca ze swojego młodzieńczego seksapilu; mąci, byle tylko się coś działo, romansowała nawet z nauczycielem

Sinan - uczeń w permanentnym stanie depresyjnym, a do tego pijak

Osman - cwaniak, który tylko myśli, jak naciągnąć ludzi na kasę

Işık - spokojna, poukładana romantyczka, pomaga czwórce łobuzów w realizacji ich planu

Burcu - lubiana przez uczniów młoda nauczycielka i wicedyrektor, jako jedyna sprzeciwia się wyrzuceniu ze szkoły Kerema, Osmana, Sinana i Edy po ich ostatnich akcjach

Kemal - były koszykarz, a obecnie trener, nowy hoca w szkole, szorstki w obyciu

Necdet - udręczony wyskokami swoich uczniów dyrektor szkoły 

O czym to w ogóle jest?


Tajemnicza kobieta włamuje się do oplombowanej rudery. Jej obecność w grożącym zawaleniem domu ma związek z czymś, co wydarzyło się dobrych 20 lat wcześniej. A zatem przenosimy się do '98 roku.

Stoi sobie szkoła średnia, do której jedni chodzą po to, żeby się uczyć, a inni po to, żeby sprawiać kłopoty. Od razu poznajemy naszą Wielką Czwórkę:

  • Osmana, który kręci lewe interesy wszędzie i na wszystkim,
  • Kerema, który reaguje agresją na najmniejszą zaczepkę,
  • Edę, którą dyrektor przyłapuje na obściskiwaniu się z nauczycielem,
  • Sinana, który snuje się jak zły duch i popija alko, nawet się z tym specjalnie nie kryjąc. 

Pewnego dnia do szkoły przyjeżdża reprezentacja kujonów (oraz ich kibice) z innej placówki oświatowej, a w auli ma się odbywać debata międzyszkolna. Osman przyjmuje zakłady na to, kto zwycięży. Kerem rozwala głośnik na łbie jakiegoś kujona. Znudzona Eda podstępem dostaje się do pomieszczenia, w którym znajdują się urządzenia do sterowania dźwiękiem i światłem na auli, i zaczyna bawić się lampami akurat wtedy, gdy odpowiada drużyna z innej szkoły. Zaś Sinan, który sam jest w drużynie uczestniczącej w debacie objawia się na niej spóźniony i w stanie wskazującym na spożycie.

Ledwie debata się rozpoczyna, już dochodzi do pierwszych spięć. Na początku dyrektorowi jeszcze udaje się jako tako zapanować nad tłumem kipiących hormonami nastolatków, ale wkrótce rozpętuje się prawdziwe piekło, wszyscy zaczynają się ze sobą napierdalać, a kurtyna na auli zaczyna płonąć. A wszystko zaczęło się, oczywiście, od naszych czworga łobuzów.

W trybie pilnym dyrektor zwołuje posiedzenie rady dyscyplinarnej w sprawie natychmiastowego wyrzucenia prowodyrów zajścia. Osman, Kerem, Eda i Sinan czekają na wyrok, nie pierwszy zresztą raz, i są pewni, że tym razem ich wyjebią z tej szkoły. Jednak i tym razem im się upiekło - dzięki jednemu głosowi sprzeciwu uczniowie nie zostają wywaleni z murów placówki.

Od Işık, przedstawicielki uczniów, która uczestniczyła w radzie dyscyplinarnej, wyciskają informację, kto z nauczycieli stanął po ich stronie. Okazuje się, że była to Burcu. Spokój mija bardzo szybko, gdy uczniowie dowiadują się o tym, iż ich wybawicielka ma od przyszłego semestru pracować gdzie indziej. Zatem Kerem, Eda, Osman i Sinan zaczynają zastanawiać się na tym, co zrobić, aby zatrzymać Burcu. Wpadają na pomysł, że gdyby wyszła tu za kogoś za mąż, nigdzie by nie wyjechała. O pomoc w realizacji planu i znalezieniu partnera dla nauczycielki proszą Işık.

Po czasie poszukiwań w końcu trafiają na faceta, który wydaje im się idealnym facetem dla Burcu. Jest to nowy trener koszykówki, Kemal. Młodzież zaczyna urządzać różne fortele, aby zbliżyć do siebie nauczycieli, przy okazji zacieśniając przyjacielskie więzy między sobą.

Na wieki wieków Emir 


Dobrze znowu widzieć na ekranie Kaana Urgancıoğlu. Aktor ten, choć niebywale charyzmatyczny i cieszący się uznaniem fanów, nie jest przesadnie wyeksploatowany przez turecką telewizję, a szkoda, bo wśród ładnych buzi trudno tam znaleźć kogoś na jego poziomie warsztatowym. Po doskonałej roli w Kara Sevda przylgnęła do niego łatka Emira - bezwzględnego złoczyńcy, niszczyciela miłości Nihan i Kemala. Z jednej strony świadczy to o tym, jak wysoki poziom osiągnął Urgancıoğlu w swojej kreacji aktorskiej, z drugiej jednak i on sam stał się kolejną ofiarą Emira - ludzie zaszufladkowali go i zamknęli w tej jednej roli. A z takiej szuflady niełatwo się wygrzebać. Mimo wielu innych ról telewizyjnych i teatralnego dorobku aktor wciąż dla większości widzów jest po prostu Emirem z Kara Sevda.

Aşk 101 Kaan Urgancıoğlu gra rolę nonszalanckiego trenera szkolnej drużyny koszykówki. Kemal nie przypomina jednak w swoim zachowaniu nauczyciela - nie jest ani sztywnym formalistą, którego nienawidzą uczniowie, ani też przyjaznym gościem, do którego uczniowie biegają z problemami. On właściwie tylko przebywa w środowisku szkolnym, nie czując się jego częścią. Krótko mówiąc, ma po prostu wyjebane na uczniów. Jak sam wyznaje w rozmowie z Sinanem: Nie odmienię twojego życia jak w Stowarzyszeniu Umarłych Poetów. Można jednak odkryć, że za fasadą chłodnego dystansu kryje się całkiem przyzwoity człowiek.

Wraz z pierwszymi newsami o zaangażowaniu Urgancıoğlu w nowy projekt Netflixa pojawiła się szansa na odprucie tej paskudnej łaty "aktora od czarnych charakterów". Rola okazała się jednak nie tak znacząca i duża, aby móc mówić tu o jakimś wielkim polu do popisu. Czy Kemal Hoca sprawi, że ludzie zapomną o przebiegłym Kozcuoğlu? Raczej nie. Zabić Emira nigdy nie było łatwo i nawet teraz - kilka lat od finału Kara Sevda - nadal jest on groźnym przeciwnikiem. Do tego potrzebna byłaby postać, której osobowość zmiotłaby nas wszystkich z powierzchni ziemi. A Kemal z netflixowej szkoły, choć zagrany bardzo przekonująco, nie jest na tyle charakterystyczny, by zapamiętały go masy. 

Ocena ogólna


Za scenariusz Love 101 odpowiada jedna z superbohaterek tureckiego scenopisarstwa, czyli Meriç Acemi - autorka serialowych megahitów ostatnich lat: Ufak Tefek Cinayetler, Kiralık Aşk i Erkenci Kuş. Jej scenariusze pozwalały utrzymywać się tym serialom przez długie tygodnie w ramówce, a widzowie pokochali stworzonych przez Acemi bohaterów. Scenarzystka ta ma zmysł obserwowania zagranicznych trendów i dopasowywania ich do tureckich realiów. Wyszło jej to znakomicie w Ufak Tefek Cinayetler, który klimatem mocno zbliża się do amerykańskich produkcji pokroju Desperate Housewives, zachowując przy tym typowe dla tureckich seriali telewizyjnych przeciąganie struny i zachowawczość. Można jej zarzucić, że po dobrych początkach zaczyna w późniejszej fazie wymyślać w swoich scenariuszach różne głupoty, ale można tym również obarczyć samą specyfikę rynku serialowego, który opierając się na wynikach badań oglądalności zmusza twórców do nawet kilkudziesięciu tygodni ciągłej pracy nad jednym tytułem, gdzie scenarzysta musi z tygodnia na tydzień pisać scenariusz do ponad dwugodzinnego odcinka. Każdy zacząłby wymyślać głupoty.

Love 101, Ay Yapim dla Netflix, zdjęcie z zasobów bazy IMdB

Tym razem jest inaczej. Aşk 101 to bardzo krótka, bo zaledwie 8-odcinkowa seria. Zwiastuny zapowiadały rzecz mogącą nawet trochę zaszokować typowego widza tureckich seriali - teen dramę o grupie szkolnych buntowników. Ja sama spodziewałam się po prostu serialu o nastolatkach i ich nastoletnich problemach. W związku z tym nie liczyłam za bardzo na własne wczucie się w fabułę, bo nie ukrywam, iż telewizyjne dramaty o młodzieży to nie moje ulubiene. I gdyby to faktycznie była klasyczna teen drama, to pewnie uznałabym ją za naiwną i do bólu przewidywalną. Tymczasem Meriç Acemi znów złapała mnie na swoją sztuczkę rodem z UTC - w prologu mamy urywek z teraźniejszości, a potem powrót do przeszłości, w której wszystko się zaczęło. I tak właśnie dwie linie czasowe oraz napięcie w oczekiwaniu na gości zaproszonych przez bohaterkę graną przez Bade İşçil sprawiły, że moja uwaga została podtrzymana do samego końca. Co prawda momentami się nudziłam, wysłuchując banalnych dywagacji nastolatków o miłości, ale ciekawiło mnie, co się wydarzy w walącym się budynku, do którego na początku włamała się tajemnicza blondynka.

O samych młodych bohaterach mogę powiedzieć, że nie są tak zepsuci, jak się na początku wydaje. To po prostu dzieciaki samotne, szukające swady po to, żeby ktoś się nimi zainteresował. Najbardziej zasmucił mnie wątek Sinana - depresyjnego młodocianego filozofa, który popija alkohol. Jego rodzice pozakładali nowe rodziny, w których nie starczyło dla niego miejsca. Chłopak został sam w obskurnej ruderze, z dziadkiem, który wygląda, jakby miał lada moment umrzeć. Ojciec Sinana wpada do niego tylko po to, żeby zabrać kolejne cenne rzeczy, które spodobały się jego nowej żonce: a to obrazy ze ścian, a to porcelanowe serwisy do kawy. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zostawić tak własne dziecko? Dziecko, które może z wierzchu wydaje się takie dorosłe, ale wewnątrz potrzebuje zrozumienia i czułości bardziej, niż daje po sobie poznać. Tak jest zresztą ze wszystkimi: są nieszczęśliwi, bo nie rozumiani przez własnych rodziców, złaknieni czyjejś uwagi i miłości.

Love 101, Ay Yapim dla Netflix, zdjęcie z zasobów bazy IMdB

Żałuję, że jako autora muzyki nie zatrudniono kogoś dobrze znanego ze współpracy z Ay Yapim, czy w ogóle z tureckiego przemysłu telewizyjnego. Soundtrack autorstwa Mariosa Takoushisa nie jest zły, można nawet rzec, że jest ok, utwory są zawsze adekwatne do scen, ale brakuje mi czegoś w tej muzyce... Bo ja wiem? Może czegoś bardziej  zapadającego w pamięć? A może tureckości? Bo o nią w ogóle ciężko w tym serialu, ale o tym za moment. Drążąc dalej temat muzyki chciałabym podkreślić, że całkiem nieźle przemieszano tu globalne hity epoki lat 90. z piosenkami tureckimi, choć im dalej, tym bardziej toporne wydaje mi się wykorzystanie piosenek anglojęzycznych, a już w piątym odcinku twórcy posunęli się w tym zakresie o jeden most za daleko. Gdyby ograniczyć liczbę hiciorów, ich wydźwięk byłby mocniejszy, jak w scenie, w której Kemal pojawia się po raz pierwszy na ekranie, a w tle nagle słychać Should I stay or should I go The Clash (to było zajebiste). No i Turcy mają tyle znakomitych utworów, że powinny być na pierwszym planie.

Tak jak wspomniałam w akapicie wyżej, Aşk 101 jest mało turecki, mało w nim też klimatu lat 90. Na początku w ogóle nie rozumiałam, po co w ogóle to przeniesienie w czasie, jakby nie można było umiejscowić akcji serialu we współczesności, ale po rozpoczęciu oglądania wszystko stało się dla mnie jasne. Ukazanie bohaterów w realiach lat 90. nie jest tu celem samym w sobie, tylko raczej konsekwencją decyzji o wprowadzeniu dwóch linii czasowych. Skoro mamy bohaterkę, która wspomnieniami cofa się o 20 lat, to musimy te jej wspomnienia pokazać. Przez to nikt się tam chyba zbytnio nie przejmował oddaniem klimatu tamtych czasów. Trochę to zamerykanizowana, pozbawiona barwnych szczegółów ujednolicona wersja fałszywych wspomnień. Szkoda, bo do lat 90. wielu ludzi czuje nostalgię i gdyby tak na poważnie pokazać ludziom kawałek tureckiej popkultury tamtych czasów, mógłby z tego być wielki atut tej produkcji. No ale to w końcu tylko krótki serial o młodych ludziach, których centrum wszechświata znajduje się - czy tego chcą, czy nie - w szkolnych murach.



Serial sprawia wrażenie skrojonego bardziej pod międzynarodowego widza, niż pod widza rodzimego. W końcu Netflix to okazja do zaprezentowania się na ekranach widzów na całym świecie. Cały ambaras w tym, czy zachodni widz w ogóle znajdzie ten serial. Komuś, kto na co dzień nie interesuje się serialami spoza mainstreamuLove 101 może nawet nie wyskoczyć w propozycjach, a nawet jeśli wyskoczy, to cóż z tego, skoro wielu może zwyczajnie zignorować tytuł z nieznanymi twarzami w obsadzie i to jeszcze z jakiegoś egzotycznego kraju. Żeby w dzisiejszym świecie cokolwiek stało się międzynarodowym hitem, musi mieć siłę rażenia: oryginalny, świeży pomysł, coś szokującego, kontrowersyjnego, porywającego klimatem. Aşk 101 jest serialem co najwyżej dobrym. Ogląda się go przyjemnie, a losy młodych bohaterów angażują, bo i sami młodzi aktorzy grają tu moim zdaniem naprawdę świetnie. Ja po finałowym odcinku czułam się jak po przeczytaniu lekkiej powieści obyczajowej, z nadzieją na kolejny tom. Ale to chyba za mało, żeby podbić świat. 

2 komentarze:

  1. Szkoda, że postaci Kaana nie było więcej w tym serialu. Z Pinar stworzyli zgrany duet. Ku mojemu zaskoczeniu przetrawiłam Alinę, a nawet ją polubiłam. Pasowała do niej postać Edy. Oby na przyszłość odpuściła sobie granie mimozowatej płaczki (takiej jak w Elimi Birakma), bo ma potencjał na coś więcej. I dobrze, że w sumie tylko 8 odcinków (kolejny sezon po znakiem zapytania), bo w normalnej TV, przy dobrej oglądalności zrobiliby z tego tasiemiec, a przy złej, urwali by serial bez normalnego zakończenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, jako klasyczny telewizyjny dramat zrobiliby z tego rozwleczony tasiemiec zapchany rzeczami niepotrzebnymi. Tutaj rozwój sytuacji jest szybki, nie ma wątków z dupy, bo nie ma na nie czasu. Sezon 2 chyba jest potwierdzony, pytanie tylko kiedy ruszą zdjęcia, bo sytuacja z pandemią mocno wpłynęła na rynek serialowy.

      Usuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger