×

9 Kere Leyla - Leyla Everlasting (FILM)

Od niedawna możemy oglądać na Netflixie nową czarną komedię z Halukiem Bilginerem, Demet Akbağ i Elçin Sangu w rolach głównych. Filmy oglądam rzadko, zdecydowanie rzadziej niż seriale, ale postanowiłam, że tym razem zrobię wyjątek i obejrzę coś, co dla odmiany zacznie się i skończy w czasie krótszym, niż długość przeciętnego odcinka tureckiego serialu. O moich wrażeniach przeczytacie w tym oto omówieniu. 

Leyla Everlasting, Netflix, www.netflix.com

O czym to w ogóle jest?

Para dojrzałych ludzi przeżywa jakiś tam kryzys w małżeństwie, tzn. Adem koniecznie chce się rozwieść, zaś Leyla nie traktuje tego poważnie i spokojnie czeka, aż małżonkowi przejdzie kryzys wieku średniego. Obydwoje korzystają z pomocy terapeutki małżeńskiej, Nergis, z którą potajemnie romansuje Adem. Młoda i żywiołowa Nergis kręci Ademem na wszystkie strony, byle ten już wreszcie nakłonił swoją żonę do zgody na rozwód, ta jednak ani myśli, bowiem wciąż go kocha. Adem i Nergis postanawiają zatem, że pozbędą się Leyli w inny sposób. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ kobiecie udaje się przeżyć niejedną próbę upozorowanego na wypadek zabójstwa.

Ocena ogólna

Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego, że przeżyłam szok widząc średnią ocenę widzów na IMDb. Na mnie Leyla Everlasting zrobiła pozytywne wrażenie, a tu zaglądam i oczom nie wierzę - ocena poniżej 4 na ponad pięć tysięcy głosów, mnóstwo złych recenzji z ocenami 1/2/3. Poczytałam sobie te reakcje widzów i o ile z paroma rzeczami jestem w stanie się zgodzić, tak w dalszym ciągu nie uważam, aby ten film zasługiwał na najniższe noty. Już same kwestie techniczne, scenografia, kostiumy, zdjęcia, montaż i muzyka powinny podwyższyć ocenę, bo trudno temu filmowi odmówić walorów estetycznych, nawet jeśli nie jesteśmy zwolennikami podkręconych kolorów i późnego rokokoko. Teraz sama już nie wiem, czy to ludzie się mylą, czy to ja jestem po prostu koneserem gówna (Wiśnia, wszystko się wydało...). 

Jeśli chodzi o inscenizację, to już na początku odniosłam wrażenie, że ktoś tu się inspirował Wesem Andersonem. Oczywiście nawet nie próbuję porównywać 9 Kere Leyla do takiego np. Grand Budapest Hotel, ale trudno nie zauważyć pewnych zapożyczeń z tego typu stylistyki. 

Tak w ogóle, to ten film przypomina mi przedstawienie komediowe w teatrze. Absolutnie widziałabym to na deskach teatru, w końcu tam się chodzi nie tylko na Hamleta. Obsada składająca się z paru osób, miejsce akcji ograniczone do właściwie dwóch czy trzech miejsc, charyzmatyczni aktorzy w rolach przerysowanych do granic możliwości, bardzo nienaturalna, "teatralna" gra, no i rzecz jasna ciekawa scenografia. Nawet wstawki z kilkoma Ademami można byłoby w momentach jego omdleń wyświetlać gdzieś w tle. Na żywo, z reakcjami widowni, taki spektakl mógłby sprawdzić się o wiele lepiej, niż wyszło to na ekranie. 

Może właśnie szkopuł w tym, że Leyla Everlasting jest dziełem ukazującym bardzo oderwaną od rzeczywistości historię, pełną biblijnych aluzji, powtarzanych cyklicznie gagów, postaci dalekich od kogokolwiek, kogo moglibyśmy poznać. Nie wiem jak was, ale mnie odrzucają wszystkie te tureckie komedie z tytułem filmu napisanym "śmiesznym" fontem i dużą liczbą ludzi z dziwnymi minami na plakacie. Od razu wiem, że będzie slapstickowy humor, pokrzykujące cioteczki, wąsaci wujkowie i masa nieporozumień po drodze, a wszystko to w udających normalne okolicznościach, że niby takie z życia wzięte. Wiem, że to okrutna generalizacja, ale po prostu mnie to odpycha, tak jak polskie komedie z białym plakatem i Karolakiem. Z tego względu 9 Kere Leyla było dla mnie miłym dla oka widowiskiem, bowiem wszystko tu jest niewiarygodne, przesadzone, przedobrzone, nijak mające się do szarej ludzkiej egzystencji zwykłych ludzi. A zwykłych ludzi to ja mam u siebie na wsi - jak już płacę ten abonament Netflixa, to wymagam czegoś oderwanego od rzeczywistości ;) 

Fabuła tego filmu wygląda przez większość czasu dosłownie jak adaptacja znanego porzekadła głowa siwieje, dupa szaleje. Piękna szydera z męskiego kryzysu wieku średniego, bez dorabiania temu jakiejś poetyki. Po prostu facet zaczyna latać za małolatami, ot co. Nie ma w tym wielkiego romantycznego dramatu, że potrzebuje nowej muzy, której przeczyste uczucie doda mu skrzydeł, albo że żona go nie docenia. Czyste instynkty i pożądanie, podkręcane przez atrakcyjną i pełną wigoru młodą pannę. W pewien sposób jest to fajna przeciwwaga dla filmów, które kończą się sceną ślubu, tak żebyśmy myśleli, że odtąd życie tych dwojga będzie sielanką. Otóż nie będzie i nie można być nawet pewnym tego, czy główny bohater nie postanowi po latach odejść do młódki. 

Trzonem fabuły są próby uśmiercenia Leyli przez Adema, a wokół tego mamy kilka running gagów, czyli powtarzanych cyklicznie żartów, jak np. dwaj ratownicy z karetki, którzy stale przyjeżdżają wzywani przez Adema, gdy temu wydaje się, że Leyla w końcu umarła, albo wewnętrzny świat Adema - scenki, które pojawiają się po tym, jak Adem mdleje na widok czyjejś śmierci i następuje wtedy taka jego wizja, w której najpierw spada na niego stryjeczny dziadek, a potem rozmawia on ze swoimi osobowościami (trochę mi to przypomina próżnię Janet w The Good Place). W moim odczuciu film nie jest zawalony nieskończoną liczbą różnych żartów, a ta powtarzalność gagów działa na korzyść ogólnemu poziomowi komizmu. Jest też parę mrugnięć okiem do widza. 

Inną sprawą, na którą narzekają ludzie w reckach na IMDb są kreacje aktorskie. No jasne - jeśli ktoś spodziewał się, że Haluk Bilginer będzie grał podobnie jak w Şahsiyet, z takim samym dramatyzmem i powagą roli, to rzeczywiście mógł poczuć się zawiedziony. Ale to jest komedia, w dodatku kompletnie odklejona od rzeczywistości. Moim zdaniem Haluk Bilginer zagrał świetnie. Pozwolił sobie na bycie śmiesznym, co doskonale pasowało do postaci Adema - mężczyzny, którego postępowanie trudno oglądać bez pewnego uśmieszku politowania. Być może niektórych to zniesmaczyło, ale dla mnie było jak najbardziej ok. Podobnie Demet Akbağ - znakomicie wyszło jej ukazanie Leyli jako królowej spokoju i opanowania w obliczu niecnych poczynań Adema. No i jeszcze Elçin Sangu, która miała tu do zagrania coś innego, niż kolejną Defne-podobną postać. Podobała mi się jej energia, żywiołowość, a nawet to całe przerysowanie i balansowanie na granicy śmieszności. Reszta aktorów również bardziej na plus, niż na minus. Tak jak napisałam trochę wcześniej - oni wszyscy świetnie sprawdziliby się w swoich rolach na deskach teatru. 

Nie powiem, że jest to film wybitny, ambitny, wysmakowany i wyrafinowany. Ma swoje mankamenty, a specyficzny humor i klimat nie trafią do wszystkich odbiorców. Ja jednak jestem w stanie dać temu pozytywną ocenę - dla mnie to są wyższe stany średnie, a wy zróbcie z tą informacją, co chcecie. Ludzie, którzy twierdzą, że w życiu nie widzieli równie strasznej rzeczy, chyba nie oglądali jeszcze polskich komedii pokroju Wkręconych. 

2 komentarze:

  1. Ej dobra, można zakładać klub koneserów gówna xD jakie to było dziwne, te piosenki w głowie Adema haha hahaha. Widzę jak Ferdek z Haliną na swoim okile to oglądają xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. d o k ł a d n i e :D oni często oglądali takie różne dziwne filmy, np. słynny "Krążek III", albo jakieś włoskie filmy haha. Przy Leyli i Ademie nawet Boczek świetnie by się bawił, świeć Panie nad jego duszą

      Usuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger