×

Kulüp - Klub

Nowa turecka produkcja platformy Neflix przenosi nas do Stambułu lat 50. XX wieku. Miejscem, w którym skupia się życie bohaterów serialu, jest tytułowy klub - lokal rozrywkowy dla bogatej klienteli, na scenie którego odbywają się porywające występy muzyczne, a za kulisami dziesiątki pracowników próbują związać koniec z końcem w niełatwych czasach. Czy warto oglądać Kulüp? O tym w dzisiejszej mocno niepoważnej "recenzji". 

Kulüp, prod. O3 dla Netflix, mat. promocyjne, www.netflix.com

Obejrzanych odcinków 

6 (sezon 1 część I)

Dramatis personae

Matilda - Żydówka, była więźniarka, zatrudniona przez Çelebiego jako praczka w klubie, wkrótce awansuje na kogoś w rodzaju osobistej pomocniczki Selima (zabrakło mi języka w gębie, żeby nazwać tę posadę xD)

Selim - piosenkarz i marzyciel, dostaje angaż w klubie i zostaje gwiazdą estrady

Çelebi - menedżer klubu, odrażający, wyrachowany i cwany, choć udający szczodrego i łaskawego

Orhan - właściciel klubu, zatrudnia Selima, bo wierzy w sukces, który klub osiągnie za jego sprawą

Raşel - córka Matildy, wychowana w sierocińcu, zakochuje się na zabój w taksówkarzu

İsmet - taksówkarz i uwodziciel, dobrze wie, że jego jedynym atutem jest ogólna przystojność i wykorzystuje to na potęgę

Mordo - kolega Raşel, siedzi u niej głęboko w friendzonie, gotów ją poślubić, nawet jeśli ona go nie kocha

O czym to w ogóle jest?

Na mocy amnestii skazana za zabójstwo Matilda opuszcza zakład karny. Odwiedza znajomego rabina, któremu wiele lat wcześniej powierzyła niemowlę - swoją córkę, której od tamtej pory nie widziała. Początkowo kobieta chce jedynie przekazać dziewczynie pieniądze na życie, ale los sprawia, że Matilda poznaje niepokorną Raşel i postanawia ułożyć sobie z nią relacje.

Raşel z kolei przeżywa swoje pierwsze zauroczenie, a obiektem westchnień dziewczęcia zostaje pewien taksówkarz, który wcześniej obracał jej przyjaciółkę, co nie przeszkadza jednak Raşel w próbach uwiedzenia przystojnego İsmeta. Do tego dziewczyna zostaje wydalona z sierocińca i choć początkowo wcale nie chce utrzymywać kontaktów z nagle odnalezioną matką, jest zmuszona z nią zamieszkać. 

W międzyczasie Matilda dostaje zatrudnienie jako praczka w jednym z klubów w dzielnicy Pera. Pracę oraz lokum w zatęchłej norze oferuje jej niejaki Çelebi, menedżer klubu i przebrzydła gnida, ale nie za darmo. Kobieta ma swoją pracą spłacić dług za wycofanie przez mężczyznę oskarżenia wobec Raşel. Dziewczyna bowiem, gdy pomagała swojej przyjaciółce odzyskać dokumenty, które Çelebi schował w biurku w swoim gabinecie, została przyłapana na gorącym uczynku, kiedy próbowała przy okazji podkraść nieco wykwintnego alkoholu. Çelebi jest nawet gotów już wcześniej wycofać oskarżenie. Gdy jednak dowiaduje się, że matką Raşel jest Matilda, nagle zmienia zdanie i wciąga kobietę w popapraną sieć zależności. Wkrótce okazuje się, że Matildę i Çelebiego łączą pewne fakty z przeszłości. 

Tymczasem Selim wprasza się na wizytę u właściciela klubu - Orhana, choć wcześniej on i jego artystyczne wizje zostają wykopani z innego lokalu. Orhan jest zaintrygowany tym, co ma do zaoferowania Selim i zatrudnia artystę, licząc na rozgłos dla swojego interesu. Selim jest jednak trochę niestabilny i na jego debiut sceniczny trzeba poczekać dłużej, niż przewidywano. Lecz gdy artysta pojawia się wreszcie na scenie, wprawia widzów swoim głosem i charyzmą w osłupienie, a towarzyszące mu tancerki tańczą tak, jak to sobie wymyślił, i finalnie występ okazuje się rewelacją. 

"Opiekę" nad Selimem obejmuje Matilda, która wpierw urządza mu garderobę, a następnie dba o jego stroje i pomaga mu między występami. Zostają kimś w rodzaju przyjaciół, kompletnie bez żadnego bajobongo w domyśle. 

Raşel zaś kontynuuje znajomość z İsmetem. Nie da się ukryć, że dziewczyna jest jedną z zabawek kierowcy. Nie zraża się jednak kolejnymi patologicznymi zachowaniami mężczyzny - jest w niego tak zapatrzona, że odpuszcza mu nawet plaskacza, którego przyjmuje na twarz tuż po małym cimcirimcim w jego aucie. Z drugiej strony kręci się wokół niej Mordo - miły chłopak żydowskiego pochodzenia, który bardzo ją kocha. Wie, że nie ma szans w starciu z gigachadem İsmetem, ale dzielnie próbuje zdobyć względy Raşel - jeśli nie serce, to przynajmniej rozsądek. 

Ocena ogólna

Tych sześć odcinków, które są dostępne na Netflixie, to nawet nie jest cały sezon, dlatego też trudno mówić o jakimkolwiek finale w szóstym odcinku - to zaledwie półmetek serii, a kto wie, czy nie część zdecydowanie dłuższej opowieści. Trochę mnie irytuje ten podział sezonu, bo dostaliśmy przystawkę, po której musimy czekać kilka miesięcy na danie główne - druga partia odcinków Klubu ma się ponoć pojawić w pierwszej połowie 2022 roku. 

Przez to, że odcinków jest tak mało i nie doprowadziły one jeszcze do żadnego konkretnego celu, czuję się jak wyrzucona z okrętu na małą tratwę, na której mam sobie dryfować w niepewności i w oczekiwaniu na przypłynięcie nowego okrętu. I nie wiem, czy w ogóle będę czekać na ten nowy okręt. Bo fabuła pozostawia wiele do życzenia i do czasu pojawienia się drugiej części sezonu mogę zwyczajnie wszystko zapomnieć, a nawet nie chcieć do tego wracać. 

Kulüp robi bardzo dobre pierwsze wrażenie. Retro klimat, poruszająca ścieżka dźwiękowa, kostiumy i scenografia, ładne zdjęcia, a do tego znakomite kreacje aktorskie. Jeśli się jednak trochę dłużej skupimy na samej fabule, to nie jest ona rewelacyjna. Przede wszystkim opiera się ona na ogranych schematach, a już wątek Raşel wydaje mi się maksymalnie banalny i do bólu przewidywalny. To kolejny miłosny trójkąt, w którym młode dziewczę ma romans ze starszym od siebie amantem (typowym łobuzem, co "kocha najbardziej"), a gdzieś obok stoi jej rówieśnik, który jest miłym i dobrym chłopcem. Tu trzeba dodać, że Mordo to taki bohater typu Jacek z Klanu - wyśmienity plan B, który trzymany w odpowiedniej odległości staje się idealnym kandydatem do roli ojca nieswojego dziecka, gdy rzeczony ojciec absolutnie nie nadaje się do objęcia tej funkcji. No i najpierw wydaje się takiemu, że jego miłość jest na tyle wielka, że wystarczy dla nich dwojga, ale to się nie ma prawa skończyć inaczej, niż potężnymi frustracjami. A wracając jeszcze do İsmeta nadmienię, że Barış Arduç pasuje do tej roli tak, jak do czarnej kawy pasuje kostka rachatłukum, czyli doskonale, bo wiarygodnie oddał wszystko, co się łączy z tą postacią - bycie z jednej strony lokalną atrakcją dla kobiet, w tym zagranicznych, a jednocześnie drugim po Çelebim najbardziej odrażającym bohaterem Klubu

Wątek wychodzącej z więzienia Matildy, próbującej stać się matką dla prawie dorosłej już córki, też nie powala innowacyjnością, ale wprost uwielbiam Gökçe Bahadır w roli Matildy i dla niej samej warto było przysiąść przed ekranem. Tym bardziej, że relacja, jaką bohaterka nawiązuje z Selimem, jest czymś o wiele ciekawszym, niż miłosne perypetie. Bo Selim sam w sobie jest fascynującą postacią, a grający go Salih Bademci daje absolutny popis. Nie jest to dla mnie zaskoczeniem, bowiem już od czasów Kiralık Aşk uważam go za świetnego aktora, ale mam wrażenie, że dopiero w ostatnim czasie Bademci zaczął dostawać role na miarę swojego talentu. Selim Songür czyni ten przeciętny w gruncie rzeczy serial co najmniej niezłym. Żałuję, że nie skupia się na nim więcej uwagi, bo powinien być centralną postacią. Selim oszałamia charyzmą, wdziękiem, głosem, ekscentrycznością i wrażliwością. W ciągu sześciu pierwszych odcinków nie dowiedzieliśmy się o nim praktycznie nic, a wydaje mi się, że wiele można w jego życiorysie namieszać. Bo nie wiem, czy wy również odnieśliście podobne wrażenie, ale ja odczuwam u niego silne homo-wibracje. 


Inną intrygującą postacią, która niby odgrywa ważną rolę dla rozwoju fabuły, a w praktyce nie dostała zbyt wiele czasu na ekranie, jest właściciel klubu - Orhan. Tu również widzę potencjał na ciekawe rozwinięcie wątku i liczę na to, że w drugiej połowie sezonu melodramat wokół Raşel zostanie (słusznie) zepchnięty na boczny tor, a w jego miejsce dostaniemy więcej Selima, Orhana, a nawet Çelebiego, o którym też nie wiemy wielu rzeczy. 


Ukazany w serialu kosmopolityczny Stambuł lat 50. XX w., w którym obok siebie żyją ludzie różnych wiar i narodowości, niekiedy ukrywanych pod turecko brzmiącymi imionami, dzięki godnej ścieżce dźwiękowej wypada o wiele wiarygodniej. Wśród wykorzystanych w soundtracku utworów usłyszeć możemy piosenki tureckie i żydowskie, co świetnie współgra z ogólnym klimatem serialu, a wręcz go podkręca. Wśród nich znajdziemy brawurowe wykonania w interpretacji Saliha Bademci - m.in. "Masal", do której to piosenki słowa napisały Sezen Aksu i Sibel Algan, oraz "Resim" ze słowami Gökhana Merta Korala. Oprócz tego pojawia się wiele innych doskonałych utworów, w tym chociażby "Dört Mevsim" Fazıla Saya i Serenad Bağcan. Utwór ten znajduje się na płycie İlk Şarkılar, na której znajdziecie dobrze znany wszystkim fanom serialu Fi, monumentalny utwór İnsan İnsan.


Piszę z perspektywy kogoś, kto nie wie nic o realiach tamtych czasów i o tym, jak wyglądał ówczesny Stambuł i panujące w nim nastroje. Nie mogę zatem stwierdzić, czy pod względem inscenizacyjnym serial trzyma się prawdy. Pojawiają się głosy, że scenariusz ma pełno niedopatrzeń i błędów wynikających z nieznajomości faktów historycznych. Jeśli jednak nie przywiązujecie wagi do tego, czy serial poprawnie odtwarza epokę, a zamiast tego traktujecie go wyłącznie jako wytwór czyjejś wyobraźni, łykniecie wszystko. 

Poza tym trzeba przyznać, że Kulüp, bardziej niż tureckie seriale, przypomina raczej podobne produkcje z Hiszpanii, co wprawdzie nie jest żadnym przytykiem, bo być może dzięki temu więcej osób spoza kręgu fanów diziler znad Bosforu zainteresuje się tym tytułem, natomiast jeśli komuś zależy na tureckości, więcej znajdzie jej chociażby w produkowanym dla BluTV Yeşilçam

Tak jak napisałam wcześniej - nie wiem, czy kiedy pojawią się kolejne odcinki dopełniające sezon, będę jeszcze zainteresowana ich obejrzeniem. Żałuję, że twórcy nie wypuścili od razu pełnego sezonu. Tymczasem po tych sześciu odcinkach mam poczucie, że Kulüp to dla mnie niewiele więcej, niż ładny serial. Ładnie nakręcony, ładnie zrealizowany, ładnie oprawiony muzycznie - prawie wszystko w nim jest "tylko" ładne. Brak zaskoczeń w fabule na dłuższą metę mnie nudzi. Z drugiej strony jednak chciałabym zobaczyć więcej musicalowego oblicza Saliha Bademci, jak również dalsze poczynania Matildy, której obecność w klubie zaczęła pozytywnie wpływać na atmosferę za kulisami. Ogólnie rzecz biorąc nie stracicie tych niecałych sześciu godzin, jeśli skusicie się na obejrzenie, ale sugeruję, by ci z was, którzy wciąż wahają się, czy obejrzeć Kulüp, wstrzymali się do premiery drugiej części sezonu. Wtedy obejrzycie za jednym zamachem całość i ocenicie tę produkcję rzetelniej, niż ja w tej chwili. 

10 komentarzy:

  1. Zainteresowałam się tym serialem po obejrzeniu zwiastuna i po Twoich pierwszych wzmiankach o nim. Jak tylko znajdę czas to go zobaczę, bo lubię klimatyczne retro seriale kostiumowe. Zawsze lubiłam w Netfliksie to, że dają od razu całe sezony. A od jakiegoś czasu często dzielą je na dwie części. Trochę to drażni. Ma to pewnie za zadanie wzbudzić większe zainteresowanie u widzów. Może więc to co najciekawsze będzie właśnie w tej drugiej części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie do końca rozumiem sens tego dzielenia serii na połowy. Już wolałabym chyba po jednym odcinku tygodniowo, ale żeby była ciągłość do 12 odcinka, niż to 6 odcinków teraz, a kolejne nie wiadomo kiedy. Ale zobaczymy, liczę na fajerwerki w drugiej części :)

      Usuń
  2. A moim zdaniem, Bademci był najsłabszym ogniwem. Zupełnie nie pasował do roli, widać było, że gra, a nie "jest" postacią. Może to przez tuszę i wiek (w końcu chyba zbliża się do czterdziestki)? On się sprawdza jako choleryk i krzykacz, względnie wesołek, luzak, ale nie ma w emploi ról wrażliwych chłopców.
    Co innego Bahadir - świetna, posągowa w roli upodlonej damy. A Arduc z tym wąsikiem...co najwyżej śmieszny (czy on tam grał żigolaka?). Tanis znowu jako czarny charakter, sprawdza się (choć bez brody ma taką jezuicką twarz).
    Ciekawy poza głównym wątkiem też cały sztafaż. Dobrze, że choć trochę używali języka Sefardów. Serial udany, choć bardziej podobał mi się "Yesilcam" (był chyba bardziej spójny).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie postać Selima jest właśnie kimś, kto bardzo długo walczył o swoje marzenia i wiele lat zajęło mu szukanie miejsca, w którym mógłby osiągnąć swój cel, zatem w ogóle nie przeszkadza mi jego wiek, a wręcz przeciwnie. Ale tu, oczywiście, jak najbardziej przyjmuję inny punkt widzenia :)
      Postać grana przez Arduca to właśnie taki śliski typek, na którego urok i fizyczność łapie się wiele kobiet, i w tym przypadku ten aktor bardzo mi pasuje do swojej roli, bo jestem w stanie uwierzyć, że któraś mogłaby "polecieć" na niego.
      No i na sam koniec przyznaję rację, że Yesilcam jest lepszy i bardziej spójny - wiadomo, o czym opowiada.
      Pozdrowienia :)

      Usuń
  3. Właśnie obejrzałam pierwszą część. W sam raz przed tym aż pochłoną mnie nowe odcinki "Domu z papieru". :) Po tych 6 odcinkach mam wrażenie, że serial jest fabularnie nierówny. Jego mocne strony to muzyka, scenografia - cały ten klimat lat 50. Trochę przypomina mi aurą włoski serial Wszystko dla pań (Il paradiso delle signore). Z tym całym tłem społecznym itp. itd. Skoro serial nosi tytuł Klub to jak dla mnie więcej mogłoby w nim być tej warstwy artystycznej. Selim to moja ulubiona postać. Jego duet z Matildą dobrze się ogląda. Jej konfrontacje z Celebim też. On to taki "śliski typ". Natomiast wątek romansu jej córki jest dość nużący, choć rozumiem, że ma pokazać jak historia zatoczyła koło. Serial ma momenty angażujące jak i chwile przestojów. Dzięki Twojemu wpisowi na fb bloga zobaczyłam zwiastun części drugiej, bo nie wiedziałam, że już jest. Wydaje mi się, że będzie dynamiczniej. Dobrze, że nie trzeba długo czekać na tę drugą część, bo jak już wspominałam nie przepadam za tym dzieleniem serii na pół. Zobaczę drugą część żeby przekonać się jak zakończy się ta historia.

    OdpowiedzUsuń
  4. I się nie pomyliłam. Druga część jest dynamiczniejsza i zawiera więcej akcji. Mimo, że liczy zaledwie 4 odcinki jest w niej więcej treści niż w części pierwszej. Selim jest przejmującą postacią. Zaś bardzo ciekawie poprowadzono wątek Orhana. Pójścia z fabułą w tę stronę raczej się nie spodziewałam. Te ostatnie 4 epizody są bardziej angażujące niż 6 wcześniejszych. Odkrywają więcej ciekawych losów Matyldy. Do tego kilka ciekawych twistów z dość wiarygodnym wpleceniem w to wszystko tła historycznego. Reasumując - warto było obejrzeć te pozostałe odcinki. Całość to taki trochę więcej niż średniak. Gdyby cały serial wyglądał tak jak część druga byłoby znacznie bardziej na plus. Mimo wszystko serial wart uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio gdzieś mi mignęło info, że podobno ma być sezon 2. Zastanawiam się tylko czy jest sens... Lubisz aktorkę grającą Matilde tak ogólnie czy tylko w niektórych rolach? Jako garderobiana i powiernica Selima jest super, ale ja np. cofnęłabym się o parę lat i obejrzała "Hatırla Gönül". Z opisu zdaje się ciekawy tylko nie wiem czy gdzieś uświadczę ten serial z polskimi napisami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Seriale telewizyjne mają to do siebie, że czasem źle się starzeją i trochę się obawiam, czy Hatirla Gonul nie należy właśnie do takowych, tym bardziej, że z tego co pamiętam nie powstało wiele odcinków i nie wiem, czy w związku z tym serial dostał sensowne zakończenie. Poza tym naprawdę nie wiem, gdzie ten serial mógłby być w polskim tłumaczeniu.
      Natomiast Gokce Bahadir bardzo mi się podobała w Ufak Tefek Cinayetler, zresztą ten serial ma ogólnie bardzo mocną obsadę, bo tam każdy dobrze zagrał.

      Usuń
  6. I od dziś jest drugi sezon. 10 odcinków więc chyba całość. Ciekawe co tam wymyślili i jak zostanie przyjęty. Bo jednak widownia internetowa to co innego niż widownia telewizyjna. Wystarczy spojrzeć na telewizyjne "Ya cok seversen", którego oglądalność jest nierówna i dosyć skacze. Raz jest niższa a raz wyższa. Mimo to serial rozpoczyna już drugą 10 odcinków. Dobrze, bo duet aktorski Kerem i Hafsa jest super. Świetni są zarówno w scenach komediowych jak i w romantycznych. W pocałunkach i czułościach ich bohaterów da się naprawdę wyczuć emocje. Czy to namiętność czy delikatność. A ta sztuka nie zawsze się udaje w turkiszach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaczęłam ten drugi sezon i mam mieszane uczucia. Z jednej strony może się rozwinąć w ciekawą stronę, a z drugiej znów brakuje lekko dynamiki. Nie to co w YCS gdzie ta dynamika stale jest, a i bezpośredniość, która mnie ujęła wyraźnie wróciła. Właściwie to cały czas tam jest. Raz bardziej raz mniej, zależnie od toku historii. Teraz znów jest tam ogrom tego luzu i normalności. Tak na marginesie, to ten serial wessał mnie tak mocno, że oglądam każdy zwiastun i filmik promujący. ;)

    OdpowiedzUsuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger