×

Zbiornik #8 Prawo & sprawiedliwość

Witam wszystkich miłośników Zbiornika. Dziś przed Wami cztery soczyste omówienia, w których przedstawię seriale ze sprawiedliwością w tle. Będą łzy i wstrząsy, ale też kupa śmiechu. Przygotujcie się na dłuższą lekturę, gdyż rozpisałam się z rozmachem. 

W sądzie tak jak w kościele. Sąd idzie - "Proszę wstać!" - się wstaje. 
Sąd siada - "Proszę siadać!" - się siada na dupie. 
Do zeznań przysięga jest. I tak się spowiadać, jak na spowiedzi u księdza. 
Sędzia w sądzie tak jak w kościele ksiądz, kurwa mać! 
Jest zeznanie, jest oskarżenie. 
Wyrok, egzekucja i pozbawienie wolności następuje. 

Tadeusz Kopciński, odc. 444, Poza prawem


The Devil Judge

Bardzo długo zbierałam się w sobie, żeby obejrzeć tę dramę. I gdyby nie nieustępliwość Belli w przekonywaniu mnie, jak doskonałym serialem jest The Devil Judge, najpewniej odpuściłabym sobie ten tytuł, bo trochę się obawiałam, czy w ogóle go zrozumiem. No ale zaczęłam oglądać i nie pożałowałam tej decyzji.

Uczciwy obywatel i wyraz jego twarzy, kiedy patrzy na to, co odpierdala rząd jego państwa.
The Devil Judge, kadr z odc. 4, tvN

Rzecz rozgrywa się rzecz jasna w Korei Południowej, ale jest to jej dystopijna wizja. Kraj pogrążył się w chaosie, powszechna niesprawiedliwość wydaje się dotkliwsza niż kiedykolwiek, a rozwarstwienie społeczne jest wyjątkowo druzgocące. Bogaci się bogacą, biedni biednieją, a politycy myślą wyłącznie o swoich interesach. W całym tym zamieszaniu pojawia się idea organizowania pokazowych rozpraw sądowych w... telewizji. Telewizyjny sąd na żywo i aplikacja, za pomocą której każdy widz może wpłynąć na wyrok - szykuje się doprawdy fascynujące widowisko, lepsze niż Sędzia Anna Maria Wesołowska

Głównym sędzią Sądu na Żywo zostaje charyzmatyczny Kang Yo-han, który ma pewne powiązania z najpotężniejszymi ludźmi w kraju, m.in. z prezydentem, panią minister sprawiedliwości czy właścicielem wielkiej grupy medialnej. Ale nie trzeba nam wiele czasu, by odkryć, że bynajmniej się z nimi nie przyjaźni. Do tego jednak przejdziemy później. 

Pierwsza rozprawa Sądu na dachu Polsatu na Żywo przyciąga przed ekrany całe rzesze widzów. Sędziów w widowiskowy sposób zapowiada koreański odpowiednik Krzysztofa Ibisza. Obok Kang Yo-hana na rozprawie pojawiają się młodzi sędziowie pomocniczy: Oh Jin-ju, która wielbi sędziego Kanga niczym gwiazdę k-popu, a także Kim Ga-on, podejrzliwy wobec Kang Yo-hana idealista. Sprawa dotyczy pewnego biznesmena, któremu wydaje się, iż wywinie się od odpowiedzialności. Tymczasem przebieg rozprawy nie do końca wygląda tak, jak przypuszczał oskarżony. Proces przybiera nieoczekiwany obrót, kiedy sędzia Kang wywleka na światło dzienne różne brudy, wskutek czego poruszeni widzowie głosują poprzez specjalną aplikację, by ukarać oskarżonego. Wysoki Sąd orzeka absurdalny wyrok - łączną karę pozbawienia wolności tak wysoką, że skazaniec, swoją drogą bardzo zaskoczony, nawet żyjąc kilkaset lat spędziłby w pierdlu kawał życia. 

Sędzia Kang staje się idolem uciemiężonego ludu koreańskiego i postacią, w której ludzie upatrują powrotu sprawiedliwości. Z kolei politykierom trochę zaczyna palić się pod dupkami. Warto dodać, że potężnym graczem wewnątrz zamkniętego kręgu osób trzymających władzę jest - obok polityków - prezes ogromnej fundacji pseudo-charytatywnej, która roztacza nad Koreańczykami utopijną wizję miejsca, w którym ludzie będą mogli żyć jak w raju. Projekt nosi nazwę Dream Home i jest to coś na kształt luksusowego DPSu. By jednak mógł zostać zrealizowany, fundacja wyłudza datki od szarych obywateli, a od grubych ryb wyciąga grubą forsę. Ci bogaci donejtorzy pławią się potem w sławie, że są tacy hojni, choć w rzeczywistości nawet milionowe darowizny to dla na nich i tak zaledwie resztki z pańskiego stołu. Tak czy inaczej fundacja prowadzi pod płaszczykiem dobroczynności niecne interesy. A niebawem okazuje się, że jej prezes jest w rzeczywistości pionkiem w rękach swojej sprytnej asystentki. 

Kolejnym "celem" sędziego Kanga jest niezrównoważony syn pani minister sprawiedliwości, a jego proces uruchamia lawinę zdarzeń. Jednocześnie zaczynamy powoli odkrywać karty z życia Kang Yo-hana, a także obserwujemy rozwój jego specyficznej relacji z Kim Ga-onem, który jest łudząco podobny do jego tragicznie zmarłego przyrodniego brata. Dynamika tego duetu jest niesamowita i warta więcej, niż tysiąc romansów. 

W międzyczasie poznajemy bratanicę Yo-hana o biblijnym imieniu Elijah (czyli po naszemu Eliasz; wszyscy w tej rodzinie mieli imiona inspirowane Biblią) oraz przyjaciółkę Ga-ona - policjantkę Yoon Soo-hyun (swoją drogą obie te bohaterki są świetnie zagrane i wiele wnoszą do fabuły). Z każdym odcinkiem akcja nabiera tempa, przed sąd trafiają kolejne szuje, a sędzia Kang prowadzi wyrafinowaną grę z tymi, których oprócz interesów łączy pewne zdarzenie sprzed lat. 

Coś tak absurdalnego, jak sąd na żywo w telewizji, mogli wymyślić tylko Sobiszewscy xD 

Gdy się włącza pierwszy odcinek The Devil Judge, to od razu czuć, że to serial dramatyczny, i że nie będzie w nim tak zabójczej dawki humoru, jaką mieliśmy w Vincenzo. Dystopijny charakter dramy podkreśla kolorystyka. W ogólnym pejzażu świata przedstawionego dominują czerń, biel i wszystkie odcienie szarości. Jest ciemno, mroczno, przytłaczająco, przygnębiająco i bezbarwnie. Dramaturgii dodaje mocny soundtrack

To jest wstrząsający serial, serio. Tu się dzieją takie rzeczy, że nie raz i nie dwa włosy stawały mi dęba z wrażenia. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, iż jest to jeden z najlepszych seriali z pogranicza political fiction i thrillera, jakie widziałam w życiu. Z jednej strony nie brak atrakcyjnych dla widza wybuchów i pościgów, z drugiej w scenariuszu zawarto wiele ciekawych spostrzeżeń na temat pojęcia sprawiedliwości i demokracji. Momentami ocierało się to wszystko o patos, zwłaszcza gdy niektórzy bohaterowie (np. w opór egzaltowana i teatralna do bólu Jung Sun-ah) wchodzili na wysokie tony i prowadzili te swoje przydługie wywody, niemniej nie sposób powiedzieć, by serial był pretensjonalny czy tłumaczył widzom mechanizmy rządzące światem w sposób łopatologiczny. Całość jest fascynująca i trzymająca w napięciu do samego końca. Zwroty akcji autentycznie zaskakują i aż do finału siedzi się przed ekranem z otwartą z wrażenia gębą. Nie chcę robić spoilera tym, którzy jeszcze tej dramy nie widzieli, więc nie będę się wdawać w szczegóły, ale dwa ostatnie odcinki mnie sponiewierały i dosłownie zmroziły mi krew w żyłach. To, co się działo w tym ośrodku, to najbardziej przerażająca rzecz, jaką widziałam od dawna. Śmierć, która jest tylko statystyką. Życie ludzkie, które jest warte tyle, ile dadzą wam za sprzedanie organów jakiegoś biedaka. Śmiechy bezwzględnych polityków i ich zachłannych, bezmyślnych żonek. 

A skoro już jesteśmy przy politykach, to koreańska wierchuszka została ukazana w The Devil Judge jako banda obrzydliwych, obłudnych, pozbawionych cienia empatii, ogarniętych żądzą pieniędzy i władzy knurów. Najgorszy z nich wszystkich jest jak dla mnie prezydent - pozer aspirujący do bycia cool streamerem i parszywa gnida. Nie mogłam słuchać jego pierdolenia o "czystej" Korei (chyba zbyt mocno zainspirował się pewnym niedocenionym austriackim malarzem), i o tym, jak to obcokrajowcy zabierają Koreańczykom ich kobiety (w odpowiedzi na ten bełkot został celnie zripostowany, że kobiety nie są własnością państwa). Ogólnie typ żałosny w chuj. I te jego śmieszne vlogi z żonką - żenada. 

Ciary żenady, brrr;
The Devil Judge, kadry z odc. 5, tvN

Ale żeby nie było, że tylko prezydent jest w tym całym układziku wstrętną kreaturą. Inni wcale nie są lepsi. Taka na ten przykład pani minister sprawiedliwości. Przy niej nawet Zbigniew Ziobro nie jest aż takim zerem. Albo pociągająca za sznurki (początkowo zza pleców prezesa) w fundacji Jung Sun-ah, totalnie skrzywiona moralnie. Nawiasem mówiąc ta fundacja to też niezły kit dla naiwnych - pralnia brudnych pieniędzy i przykrywka dla chorych procederów. Naprawdę patrzy się na to wszystko z bólem, a z tyłu głowy kiełkuje gdzieś myśl, że przecież takie rzeczy mogłyby się wydarzyć w prawdziwym życiu. Któż z nas, zwykłych obywateli, wie, co tak naprawdę robią wybrańcy narodu, gdy spotykają się w kuluarach? O ilu przekrętach i zbrodniach nie wiemy? I czy za każdą fundacją stoją szlachetne idee? Dlatego właśnie ten serial jest taki wstrząsający - bo choć to czysta fikcja, to jednak w pewnym stopniu prawdopodobna. A puenta The Devil Judge jest wyjątkowo gorzka i trudna do przełknięcia - zmieniają się osoby na stołkach, ale chciwość polityków pozostaje ta sama. 

Inna sprawa to kwestia sprawiedliwości. Na tym polu ścierają się ze sobą dwie główne postaci stojące po "jasnej stronie Mocy" - doświadczony i cyniczny Kang Yo-han oraz młody i naiwny Kim Ga-on. Choć walczą o to samo, pojmują sprawiedliwość w inny sposób i próbują do niej dotrzeć innymi kanałami. Sędzia Kang to w ogóle jest fascynująca postać. Gdy się go obserwuje z odcinka na odcinek, to wydaje się on wzorcowym przykładem high-functioning sociopath - jest antypatyczny, aspołeczny i nie umie wyrażać uczuć, za to z drugiej strony jest piekielnie inteligentny, przebiegły, skupiony na swoim celu i zawsze krok przed swoimi przeciwnikami. Potrafi dostosowywać się do sytuacji, manipulować i skutecznie wkradać w czyjeś łaski, by następnie znienacka zaatakować. Do tego jego przeszłość owiana jest tajemnicą, a ludzie, którzy go znają, podejrzewają go o różne rzeczy. Poznawanie tego bohatera jest niesamowitym przeżyciem. 

Na przeciwległym biegunie mamy Ga-ona, człowieka wrażliwego na ludzką krzywdę, empatycznego, ale też impulsywnego i kipiącego gniewem, gdy chodzi o sprawę śmierci jego rodziców. Autor scenariusza świetnie nakreślił obie te postaci, a aktorzy wykreowali je w taki sposób, że nie sposób oderwać od nich wzrok, gdy pojawiają się razem na ekranie. Ji Sung zagrał fenomenalnie, oddał każdy niuans złożonej osobowości Yo-hana z taką wiarygodnością, jakby naprawdę nim był. Doskonale oddał "inność" sędziego Kanga w konfrontacji ze światem, jego niejednoznaczność, troskę o najbliższą mu bratanicę i rodzicielską miłość do niej, którą skrywał głęboko w sobie. Jinyoung z kolei potrafił w roli Ga-ona wzruszyć i rozczulić, czasem rozbawić, a jeszcze innym razem wkurzyć swoją naiwnością. Aktor zaprezentował całą gamę emocji i sprawił, że grany przez niego bohater nie był płaski i papierowy, lecz żywy i pełen rozterek. Nie wspomnę już nawet o silnej chemii między Yo-hanem a Ga-onem, która jest motorem napędowym całego serialu. 

Sędzia Kang przekazuje skazanemu pozdrowienia od jego przyszłych współwięźniów.
The Devil Judge, kadr z odc. 5, tvN

Ale powróćmy do tematu sprawiedliwości. Są w tej dramie momenty, w których widz odczuwa moralny dyskomfort. Całe to sądowe show z początku wydaje się niezłą szopką, ale im intensywniej ludzie przed telewizorami zaczynają czuć smak swojej władzy nad oskarżonymi, tym dalej posuwają się w chęci upodlenia skazańców. Abstrahując od tego, że oskarżeni naprawdę zasłużyli na karę, to jednak publiczne biczowanie czy w późniejszym czasie jeszcze inna, gorsza kara, też nie są tak do końca sprawiedliwe. Systemy prawne mają wiele luk i sądownictwo też nie jest idealne, nie wszystkie wyroki są takie, jakie być powinny, ale to i tak rozwiązanie dużo bardziej "cywilizowane", niż pokazowe kary rodem ze średniowiecza. Co gorsza, mogą one doprowadzić do tego, że ludzie zaczną dokonywać samosądów. Albo że pospolici bandyci zaczną obwoływać się strażnikami sprawiedliwości. 

Dużo by jeszcze można było mówić o tej dramie. Jest ona nie tylko dziełem rozrywkowym, ale też zmusza do refleksji i wzbudza w widzu podejrzliwość wobec władzy czy wielkich fundacji. Wywołuje emocje, czasem dyskomfort, prowokuje do przemyśleń na wiele kwestii moralnych. Zatem polecam z całego serca, jeśli jeszcze tej dramy nie widzieliście. A Belli dziękuję za to, że mnie zmusiła do oglądania xD

Juvenile Justice

Z sądu w telewizji przenosimy się do sądu rodzinnego. Juvenile Justice to dziesięcioodcinkowa produkcja oryginalna Netflixa, której fabuła skupia się na pracy sędziów sądu dla nieletnich w dystrykcie Yeonhwa. Główną bohaterką jest Sim Eun-seok, oschła i oziębła sędzia, której główną motywacją do pracy w mało prestiżowej dziedzinie prawa jest to, że - jak sama mówi - nienawidzi młodocianych przestępców. W poszukiwaniu dowodów, które mogą odmienić tok prowadzonych przez nią spraw, często przyjmuje rolę detektywa, niejednokrotnie przekraczając swoje uprawnienia. Kontrowersyjne dla zatwardziałego środowiska sędziowskiego metody, pewnego rodzaju arogancja i przeświadczenie o słuszności swoich działań nie przysparzają jej wielu przyjaciół wśród kolegów po fachu, a potrzeba dotarcia za wszelką cenę do prawdy nie raz doprowadza jej zwierzchnika do szału.  W życiu prywatnym Sim Eun-seok również nie ma nikogo po swojej stronie. Jej życie to praca przez 24 godziny na dobę. Nie zależy jej na utrzymywaniu bliższych relacji ze współpracownikami, nie opowiada o sobie, nie chce się z nikim przyjaźnić. A w lodówce ma tylko światło i kilka butelek wody.

Z kolei drugi sędzia w tym samym sądzie dla nieletnich, Cha Tae-ju, jest kompletnym przeciwieństwem Sim Eun-seok.  Tae-ju jest lubianym przez wszystkich, miłym, uprzejmym i ciepłym człowiekiem. Interesuje się losem młodych ludzi, których sprawami się zajmuje. Jego wrażliwość i empatia pozwalają mu dotrzeć do młodocianych przestępców i wpłynąć na nich w taki sposób, by zrozumieli swoje błędy. 

Wydawać by się mogło, że zderzenie dwóch skrajnie różnych charakterów poskutkuje ciągłymi spięciami w pracy i nieustającym konfliktem, ale jest zupełnie inaczej. Mimo innego podejścia i metod działania, obojgu sędziom zależy na prawdzie, uczciwym procesie sądowym i ukaraniu winnych. Łączy ich mocny kręgosłup moralny, dzięki któremu nie poddają się w dążeniu do sprawiedliwości, nawet jeśli istnieje ryzyko, że zaszkodzą sobie samym czy swojemu przełożonemu. Ten z kolei jest doświadczonym sędzią z politycznymi aspiracjami. Oprócz pracy w sądzie dla nieletnich Kang Won-jung występuje w telewizji jako ekspert. W swoim środowisku jest znany i szanowany, zaś możliwość wystartowania w wyborach byłaby dla niego okazją do podjęcia pracy nad reformą ustawy o młodocianych przestępcach, która jest powszechnie krytykowana za zbyt łagodne kary dla nastolatków dopuszczających się poważnych przestępstw, w tym bestialskich morderstw. Jednak na jego krystalicznym dotąd wizerunku pojawia się rysa. Mamy zatem trzy osobowości, trzy podejścia do pracy, trzy motywacje do działania. 

W serialu zostaje przedstawionych pięć spraw - każda zajmuje dwa odcinki. W pierwszej przed sąd dla nieletnich trafia nastolatek, który brutalnie zamordował małego chłopca. Oskarżony sam poszedł na policję i przyznał się do winy, jednak nie widać po nim skruchy. Wręcz przeciwnie - chłopak dobrze wie, że chroni go ustawa, wedle której nieletni poniżej 14 roku życia nie idą do więzienia nawet za zabójstwo. W kolejnych odcinkach mamy m.in. sprawę zbiorowego gwałtu na nastolatce, ucieczkę podopiecznych ośrodka opiekuńczego i pogubioną dziewczynę katowaną przez własnego ojca. Mówiąc krótko, obserwujemy w Juvenile Justice mnóstwo patologii z udziałem młodocianych przestępców. Jednak (co ważne) nie ma w tym serialu wrzucania wszystkich do jednego wora. Widzimy tych młodych ludzi w szerszym kontekście - to, co doprowadziło ich na salę sądową. Nie wszyscy są jednakowo źli. Niektórzy popełniali przestępstwa, bo po prostu byli zagubieni w świecie i zaniedbani przez rodziców. Inni z kolei dorastali w poczuciu bezkarności i posuwali się w swoich czynach coraz dalej, cynicznie wykorzystując łagodne prawo. Serial nie stara się nikogo uniewinniać na siłę, ani na siłę "udupiać". Oglądając go możemy przekonać się, iż każda sprawa to zupełnie inna historia. By ją w pełni poznać, sędziowie muszą wykazać się nie tylko znajomością prawa, ale i odpowiednim podejściem. 

Juvenile Justice, kadr z odc. 1, Netflix, www.netflix.com

Głównym powodem, dla którego zaczęłam oglądać tę dramę, była Kim Hye-su w roli Sim Eun-seok. Wcześniej widziałam ją w Hyenie - serialu, w którym również mieliśmy do czynienia ze środowiskiem prawniczym. Tam jednak bohaterka grana przez Kim Hye-soo była totalnym przeciwieństwem sędzi Sim - mecenas Jung Geum-ja była szalona i nieobliczalna, potrafiła doskonale manipulować i wyciągać cenne informacje w różny sposób, nie zawsze uczciwy, cel uświęcał dla niej środki, a było nim dążenie do wzbogacenia się, by móc wykupić pewien ważny dla niej budynek. Aktorka bardzo podobała mi się w tamtej roli i byłam ciekawa, jak zagra postać z zupełnie innym systemem wartości. I nie zawiodłam się na niej, bowiem zagrała w Juvenile Justice fenomenalnie. Kim Hye-soo w punkt oddała skomplikowany charakter sędzi Sim, jej wyobcowanie, nieprzystępność, poświęcenie, a wręcz zafiksowanie na punkcie prowadzonych przez nią spraw, dążenie do sprawiedliwości i nie przejmowanie się kolesiostwem w środowisku. Jej twarz wyrażała całe cierpienie, żal i niewyobrażalną życiową pustkę tej bohaterki. 

Ale muszę przyznać, że pozostałe role także zostały znakomicie obsadzone. Bardzo podobał mi się Kim Mu-yeol jako Cha Tae-ju. Ten aktor ma tak sympatyczny i wzbudzający zaufanie wyraz twarzy, że po prostu idealnie pasował do swojej roli. Muszę też przyznać, że świetnie wypadli młodzi aktorzy, grający młodocianych przestępców. Morderca z pierwszych dwóch odcinków to naprawdę wstrząsająca rola. 

W przeciwieństwie do The Devil Judge Juvenile Justice jest serialem boleśnie realistycznym. Ale mimo braku sensacyjnych dodatków, oglądałam go z zapartym tchem. Tempo rozwoju wydarzeń niby jest niespieszne, a jednak drama wciąga i podtrzymuje uwagę do samego końca. Tajemnica związana z Sim Eun-seok i jej tragiczne backstory autentycznie mnie poruszyły. Jeśli lubicie mocne seriale prawnicze bez gwiazd palestry i zbędnych fajerwerków, ale za to bliższe prawdziwemu życiu, szczerze polecam. 

Przerywnik - Dalsze pomysły

Złapmy trochę oddechu po dwóch tytułach ciężkiego kalibru. Ostatnim razem pisałam, że mam w planach kolejne Zbiorniki tematyczne - Kuchenne Rewolucje oraz dramy z bohaterami, którzy mają "normalną" robotę, a nie stanowisko kierownicze w holdingu. Do Kuchennych Rewolucji znalazłam już kilka pasujących seriali, ale żadnego jeszcze nie oglądałam, bo (nie będę owijać w bawełnę) ich opisy brzmią jak straszne nudy. No ale chyba wreszcie zacznę oglądać cokolwiek z mojej listy i temat sam się ruszy. Poza tym udało mi się znaleźć tę dramę, której tytułu wtedy nie pamiętałam. Chodziło o Temperature of Love. Jeśli to znacie, to napiszcie mi w komentarzu, czy da się to w ogóle oglądać xD 

Z tym drugim pomysłem trochę lipa wyszła, bo ciężko znaleźć serial, którego główny bohater nie jest chaebolem lub księciem. A jak nie jest chaebolem lub księciem, to najczęściej jest prawnikiem, lekarzem czy architektem. Ale żeby ktoś nakręcił serial o operatorze spychacza, majstrze od wykończeniówki czy hydrauliku, to nie ;) Więc ten pomysł spalił na panewce, ale w to miejsce zrobię drugą część Romantiki, bo nic tak nie bawi, jak analiza głupkowatych motywów z romansideł. I do tego Zbiornika też mam już parę propozycji seriali. Ale wy także możecie coś zaproponować, choć jak zwykle nie mogę obiecać, że je obejrzę xD  

A teraz wracamy do dram :)

Navillera

Pomyślicie sobie, że co tu robi ta drama, skoro rzecz rozgrywa się w sali baletowej, a nie sądowej, ale w pewnym sensie mamy w niej do czynienia ze sprawiedliwością dziejowa, poza tym ja ten serial oglądałam już rok temu i chciałabym wreszcie o nim napisać i mieć z głowy ;) 

Gdy tylko zobaczyłam zwiastun Navillery, od razu chciałam tę dramę obejrzeć, gdyż lubię takie heartwarming seriale. Jest to historia emeryta, który zasmucony tym, jak jego przyjaciele żałują niespełnionych marzeń, i zainspirowany listem od przyjaciela postanawia spełnić swoje własne marzenie z młodości i zatańczyć w balecie. Brzmi śmiesznie i niedorzecznie, bo kto kiedy widział dziadka w rajtuzach i baletkach? Ale Sim Deok-chul wykazuje się ogromną determinacją i kiedy dostaje od losu szansę zrealizowania marzenia, nie odpuszcza. 

Gdyby Navillera była odcinkiem Kiepskich... 

Z drugiej strony mamy Lee Chae-roka, młodego i utalentowanego tancerza, którego życie nie jest usłane różami. Zaczął tańczyć w dość późnym jak na balet wieku, ale jego naturalny talent i ciężka praca sprawiły, że zaszedł naprawdę wysoko i ma szansę na wielką karierę na scenie baletowej. Jednak proza życia i szarpanie się z przeciwnościami losu nie sprzyjają artystycznemu rozwojowi, przez co gaśnie w nim zapał, a to z kolei frustruje jego nauczyciela tańca. 

Drogi obu głównych bohaterów krzyżują się, gdy pan Sim podpatruje z zachwytem tańczącego Chae-roka. Przychodzi do prywatnego studia, w którym trenuje Chae-rok, i usilnie namawia jego nauczyciela, by ten pozwolił mu rozpocząć tam naukę. Starszy pan gotów jest na wszystko, by dostać taką możliwość. Początkowo Ki Seung-ju nie chce się zgodzić, ale zapał starszego pana porusza go do tego stopnia, iż zirytowany lekceważącym podejściem Chae-roka każe chłopakowi uczyć Deok-chula baletu. Ten z kolei ma w zamian pełnić funkcję menedżera i pilnować, by młody tancerz ćwiczył odpowiednio dużo i nie robił głupot. 

Entuzjazmu pana Sima oraz nauczyciela Ki nie podziela Chae-rok, który niesamowicie się wścieka i wykrzykuje, że nie będzie uczył żadnego starego dziada. Ostatecznie jednak, przyparty do muru, zgadza się, choć na każdym kroku daje po sobie poznać, że nie jest tym zachwycony. Ale Sim Deok-chul nie zraża się aroganckim zachowaniem tancerza. Młodzieniec jest jego idolem, o którego zaczyna dbać jak o własnego wnuka. Życzliwość i ogromne serce staruszka sprawiają, że Chae-rok zmienia swoją postawę wobec niego i rodzi się między nimi przyjaźń, której nie przeszkadza ogromna różnica wieku. 

Navillera, kadr z odc. 12, tvN, dystr. Netflix

Navillera przeszła jakoś tak bez echa, a zupełnie niesłusznie, bo to wspaniały serial i naprawdę piękna, pokrzepiająca historia. Możemy się z niej nauczyć, że dla prawdziwej przyjaźni wiek nie jest żadną przeszkodą. Że relacje z innymi ludźmi są ważniejsze niż pieniądze. I że nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń, nawet tych najbardziej absurdalnych. To bardzo cenna lekcja, zwłaszcza dla tych, którzy już w wieku 30, 40 czy 50 lat uważają, że są już za starzy na nowe wyzwania. Oczywiście, dużo trudniej jest zacząć naukę tańca, gry na instrumencie czy malarstwa w dojrzałym wieku, bo możliwości ludzkiego ciała i umysłu zmieniają się z biegiem lat. Ale nie wolno nam rezygnować z marzeń. Bo kto wie, czy nie przyjdzie kiedyś taki moment, gdy dostaniemy od losu szansę na realizację czegoś, z czego musieliśmy wcześniej zrezygnować. 

Pewnie napisałabym więcej, gdybym nieco wcześniej zdecydowała się na włączenie tego tytułu do Zbiornika. Ale z drugiej strony wydaje mi się, że to taki serial, który lepiej samemu zobaczyć i przeżyć, niż o nim czytać. Wspomnę tylko jeszcze, że międzypokoleniowa przyjaźń między emerytowanym listonoszem a młodym tancerzem została znakomicie oddana przez wcielających się w główne postaci Park In-hwana i Song Kanga. 

Choć nie brakuje momentów, w których można się szczerze roześmiać, Navillera jest serialem cholernie wzruszającym. Bywają sceny, które bolą, jak np. ta, w której żona Deok-chula znajduje jego baletowy kostium i tnie go na kawałki (ale spokojnie, pani Choi udaje się potem ochłonąć z emocji i ostatecznie wspiera ukochanego męża). Albo gdy poznajemy diagnozę, jaką usłyszał od lekarza pan Sim. Bywają też sceny, które wywołują uśmiech i łzy jednocześnie, jak chociażby wspólny występ Deok-chula i Chae-roka oraz ostatnia scena serialu. Jeśli nie jesteście gotowi na porządną płakuwę, to lepiej tego nie ruszajcie, ale jeśli chcecie obejrzeć ciepły serial o sile przyjaźni i pasji, która łączy pokolenia, to Navillera jest idealną propozycją. 

Good Manager

Na koniec serial, który wślizgnął się na listę moich comfort dramas. Good Managera, jak zresztą wiele innych wspaniałych rzeczy, odkryłam właściwie przez przypadek i nie pamiętam nawet okoliczności, w których zaczęłam go oglądać. Chyba szukałam wtedy jakiegoś serialu, na którym można się nieźle pośmiać, i wyczytałam gdzieś w necie, że na czym, jak na czym, ale na tym można boki zrywać. I tak rzeczywiście było. 

Specjalista w dziedzinie księgowości kreatywnej zgłasza się do rekrutacji na kierownicze stanowisko w jednej z największych firm w Korei. Mimo ponadprzeciętnych matematycznych umiejętności, które pozwalają mu znakomicie zdać egzamin pisemny, oraz rzetelnemu popisowi aktorskiemu w czasie rozmowy kwalifikacyjnej, stoi na straconej pozycji z uwagi na brak doświadczenia w pracy w korpo. Jego kandydatura już prawie zostaje odrzucona, lecz w ostatniej chwili świeżo upieczony dyrektor finansowy, będący wcześniej prokuratorem od spraw gospodarczych, decyduje o zatrudnieniu Kim Seong-ryonga. Nie robi tego jednak z dobrego serca, ale upatruje w tym szansę na skuteczniejsze przekręty. 

Początkowo Kim Seong-ryong ma zamiar zrobić w TQ Group to, co zazwyczaj robił ze swoimi klientami w biurze rachunkowym, czyli uszczypnąć nieco hajsu dla siebie. Księgowy ma bowiem marzenie, by przenieść się na stałe do Danii, i potrzebuje na ten cel sporej kwoty. Jednak życie tego drobnego oszusta całkowicie się odmienia, gdy przez przypadek ratuje pewną kobietę i zostaje bohaterem. To zdarzenie popycha za sobą kolejne. Kim Seong-ryong zyskuje przydomek "Pan Sprawiedliwy" i nie trzeba wiele czasu, by dyrektor Seo Yul pożałował decyzji o zatrudnieniu sprytnego księgowego z prowincji. 

Kim Seong-ryong zawsze znajduje sposób, żeby zrobić na złość Seo Yulowi. 
Good Manager, kadr z serialu, KBS2

Good Manager zaskoczył mnie tym, jak zgrabnie ogrywa wyświechtane motywy i tworzy z nich coś na kształt pastiszu biurowych sensacji i dramatów. A główny bohater tej dramy jest po prostu rewelacyjny - charyzmatyczny i ekscentryczny, a do tego bardzo inteligentny i świetnie liczy w pamięci (podczas gdy ja do obliczenia 2+3 używam kalkulatora xD). Jego pojawienie się w firmie od razu ożywia szary i nudny korpo-pejzaż. Choć na początku pracownicy jego działu nie są nim zachwyceni, w późniejszym czasie ulegają jego urokowi i wespół z nim ciężko pracują, by raz na zawsze skończyć z niesprawiedliwością i złodziejstwem w TQ Group. 

Kim Seong-ryong to świetny przykład postaci, która odmienia swoje życie. Z księgowego, który zajmował się robieniem lewizny, staje się uczciwym pracownikiem, odważnie stawiającym się swoim przełożonym. Podczas gdy większość pracowników firmy woli siedzieć cicho, bo boi się konsekwencji, on gotowy jest podjąć ryzyko dla wyższego dobra. A żeby tego było mało, za sprawą jego cudownej przemiany zmieniają się też inne postaci. Taki np. Park Myung-seok, syn głównego szefa i jego żony, która jest głównym prezesem firmy. Poznajemy go jako młodego, zmanierowanego dupka, który siedzi w tej firmie, choć nic nie umie, i nie ma żadnego szacunku do ludzi wypruwających sobie dzień w dzień żyły w tym korpo-szambie. Ale Kim Seong-ryong daje mu szkołę życia - jako jedyny ma odwagę ustawić do pionu aroganckiego chaebola, czym w późniejszym czasie zaskarbia sobie jego szacunek. Park Myung-seok to jest chyba moja ulubiona postać z dalszego planu i naprawdę super oglądało mi się proces jego przemiany z chama w porządnego człowieka. 


Innym bohaterem, na którego w sposób zbawczy podziałało towarzystwo Kim Seong-ryonga, jest Seo Yul - młody prokurator, którego przestało zadowalać zajmowanie się sprawami przekrętów finansowych, w związku z czym sam zapragnął takie przekręty robić i został dyrektorem finansowym oraz jednym z najbardziej zaufanych ludzi głównego szefa TQ Group. Seo Yul to jednocześnie postać, której nie cierpiałam przez 3/4 serialu. Za każdym razem, gdy pojawiał się na ekranie, ja powtarzałam w duchu za Paździochową, że większej mendy, świni, szui i oszusta w życiu na oczy nie widziałam. Ale przychodzi taki moment, kiedy ta menda, świnia, szuja i oszust znienacka się zmienia - głównie pod wpływem Kim Seong-ryonga, który niemiłosiernie go wkurzał i rujnował mu wiele przedsięwzięć, ale finalnie stał się dla niego może nie tyle przyjacielem, co osobą, która potrafiła zapomnieć o dawnych zatargach i bezinteresownie mu pomogła. Robi się z tego nielichy bromance, dzięki któremu końcówka serialu jest przepyszna (ich sojusz przeciwko głównemu szefowi to chyba najlepszy wątek w całym serialu). Trochę jestem sobą zawiedziona, że ostatecznie polubiłam tak wstrętną na początku postać, no ale cóż... 

To ja, kiedy uświadomiłam sobie, że polubiłam Seo Yula, nie wiedząc nawet kiedy to się stało; 
Brooklyn Nine-Nine, sezon 1, odc. 21, FOX (potem NBC)

Za przemianą Seo Yula stoi także Yoon Ha-kyung, podwładna Kim Seong-ryonga. To niezwykle kumata i uczciwa bohaterka, która woli odbijać piłki kijem do softballa, niż wyżywać się na innych, co raczej nie jest standardem w korpo. Ponieważ Seo Yul czuje do niej lekką miętę, łatwiej było jej do niego dotrzeć. Ten ich wątek to jeden z naprawdę niewielu elementów romantycznych w tym serialu, które w sumie zajmują jakieś 3% fabuły, bo tak ogólnie rzecz biorąc w Good Manager nie ma romansowania w biurze. Są za to pokazane zdrowe relacje między współpracownikami (załoga Business Operation Department), co osobiście uważam za dużo ciekawsze od amorów w pracy. 

Muszę przyznać, że świetnie się bawiłam na tej dramie. Tu naprawdę są tak genialne gagi, że co odcinek jest się z czego pośmiać. A powtarzalność pewnych rzeczy, takich jak ciągłe porwania lub aresztowania, wielkie wejścia i nieustanne show w wykonaniu głównego bohatera tylko dodają serialowi smaku. W pełni doceniam też aktorski kunszt Namkoong Mina w roli Kim Seong-ryonga, bo zagrał go tak fenomenalnie, że nie sposób było nie polubić tego ananasa. 

A skrócona wersja podsumowania dramy w formie planszy do bingo. Polecam obejrzeć dramę i zagrać :)

***

No i tym sposobem dotarliśmy do końca. Dzięki, że poświęciliście czas na przeczytanie. Będzie super, jeśli poświęcicie jeszcze chwilkę na pozostawienie komentarza :) A jako bonus wrzucam mema, którego zrobiłam przy okazji kolejnego rewatchu Vincenzo oraz gifa z kapitanem Holtem, gdyż nauczyłam się robić gify, a ten był moim pierwszym. Adieu! 




15 komentarzy:

  1. Z wyżej wymienionych widziałam tylko Good Manager , Namkoong Min jest świetny w bardzo różnorodnych rolach . Gorąco polecam Awaken i Hot Stove League z jego udziałem, no i w sumie główny bohater obu tych dram ma "ciekawą" i nietypową robotę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hot Stove League miałam nawet w planach, ale jak zwykle coś stanęło mi na drodze ;) Z innych seriali Namkoong Mina mam jeszcze ochotę obejrzeć The Veil :)

      Usuń
  2. "The devil judge" zaczęłam oglądać tylko z powodu Jinyounga, ale od 1 odcinka zakochałam się w całej obsadzie, fabule, pomyśle na dramę i tak zostało do końca. Całość mnie mocno emocjonalnie przetargała, moralnie podeptała. Trudno nie zadawać sobie pytań jak samemu by się odniosło do wydarzeń z dramy, nie można być obojętnym przy jej oglądaniu. Tak mi się wszystko podobało, że po latach oglądania dram wróciła do mnie dawno zapomniana obsesja oglądania dramy więcej, niż 1 raz, a potem jeszcze wielu fragmentów po mnóstwo razy. Muzyka jest na wysokim poziomie, bo nie ma żadnych k-popowych kawałków. Wszyscy aktorzy byli bardzo dobrzy i choć wielu oglądałam w czym innych to ani razu nie pomyślałam, że się powtarzają.

    Jest trochę dram z postaciami głównymi męskimi, które mają normalne, lub trochę mniej "bogate" zawody: A Beautiful Mind (2016, lekarz), A Poem a Day (2018, lekarz), Another Miss Oh (2016, reżyser dźwięku), At a Distance, Spring Is Green (2021, student), Be Melodramatic (2019, reżyser), Chicago Typewriter (2017, pisarz), Come and Hug Me (2018, policjant), Confession (2019, prawnik), Do You Like Brahms? (pianista), Find Me in Your Memory (2020, prezenter wiadomości), It's Okay to Not Be Okay (2021, pielęgniarz), Jealousy Incarnate (2016, dziennikarz), Just Between Lovers (2017, robotnik budowalny), Lawless Lawyer (2018, prawnik), Pasta (2010, kucharz), Pinocchio (2014, dziennikarz), The Innocent Man (2012, oszust), Touch (2020, wizażysta), Welcome 2 Life 92019, prawnik), When the Weather Is Fine (2020, księgarz), While You Were Sleeping (2017, prawnik), What's Up, Fox? (2006, mechanik), Yumi's Cells (2021, programista).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, szacun za ten komentarz, jesteś chodzącą encyklopedią dram :)
      Uściślę, że w poprzednim Zbiorniku pisałam o takim pomyśle na zbiór dram, w których główny chłop jest kimś w rodzaju Hong Du-sika z Hometown Cha Cha Cha, czyli że nie działa w elitarnej branży kojarzącej się z sukcesem, tylko ma taki jakiś "prosty" zawód oraz jest ogarnięty do tego stopnia, że umie majsterkować, naprawić kran czy położyć glazurę w łazience, a "mimo tego" jest głównym bohaterem i udaje mu się zdobyć główną bohaterkę.
      Ale wtedy nikt za bardzo nie rzucał pomysłami na seriale, które mieściłyby się w tej wizji ;) Z wymienionych teraz przez ciebie pasowałyby mi pod to w sumie tylko 4 tytuły, w tym IOTNBO, które już widziałam i omawiałam. Ale chyba już mi się nie chce, odkładam to na późniejszy czas, może mnie najdzie wena ;) Teraz pewnie zacznę oglądać te dramy z gotowaniem w tle oraz romansidła do drugiej części Romantiki :D

      Usuń
    2. Spojrzałam na moją listę obejrzanych dram na mydramalist i przepisałam tytuły z rokiem produkcji. Te dramy, gdzie pamiętałam jaki zawód wykonywał główny bohater. Z romansów w ubiegłym i tym roku z Korei Płd. moim zdaniem dobre były: At a Distance, Spring Is Green, Our Beloved Summer, So I Married an Anti-Fan, Yumi's Cells. Jak spojrzałam na swoją listę to się okazało, że więcej widziałam kryminałów, sensacyjnych dram, niż romansów. Więcej romansów widziałam z Japonii: Buchou to Shachiku no Koi Modokashii, Chijo no Kiss, Douse Mou Nigerarenai, Haru no Noroi,
      Himitsu no Ai-chan, Kanojo wa Kirei datta, Love Is Phantom, Rinko-san wa Shite Mitai, Tsumari Suki tte iitai n Dakedo,Oh! My Boss! Koi wa Bessatsu de. Dramy japońskie z typową tematyką romansową przeważnie są trochę inne w klimacie od koreańskich. Wiele z nich w moim odczuciu jest do oglądania jedynie na jeden raz. Lubię je oglądać, gdy chcę coś mniej poważnego, a po prostu lekkiego.

      Usuń
  3. Zastanawia mnie czy w Korei Południowej też tak bardzo jak w Turcji zwraca się uwagę na oglądalność seriali. Czy ściąga się je z anteny równie szybko, gdy wyniki nie są zadowalające? Swoją drogą tekst o najkrótszych (najszybciej zdjętych) tureckich serialach mógłby być ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z moich własnych obserwacji wynika, że dramy z prime time'u mają z góry określoną liczbę odcinków (przeważnie 12, 16 lub 20), choć czasem się zdarza, że jak tytuł okazuje się bardzo dużym hitem, to dokładają mu jakieś dodatkowe odcinki, ale to tak max. 4 (np. z 16 na 20 albo np. The Red Sleeve miał mieć 16 odcinków, a dołożyli jeszcze 1, bo miał mega oglądalność, i było w sumie 17). Jak wyniki oglądalności są żenujące, to nie ściągają po 3 odcinkach bez poważnego zakończenia, tak jak to robią w Turcji. Tam jest zupełnie inny system produkcji, to nie jest bajlando z tygodnia na tydzień, gdzie scenariusz pisze się na bieżąco, a decyzja o zdjęciu z anteny może nastąpić z dnia na dzień. Serial tak czy inaczej ma swoje miejsce w ramówce, może jedynie czasem skracają o parę odcinków, jak te wyniki są naprawdę pełzające po dnie, ale nie ma urywania historii w jakimś z dupy momencie, przynajmniej jeszcze się z czymś takim nie spotkałam, niech mnie poprawią ludzie, którzy znają koreański rynek serialowy lepiej ode mnie.
      No a co do najkrótszych tureckich seriali, to kiedyś może bym się podjęła, teraz mnie to po prostu nie interesuje, żal na to marnować czas, bo większość tych urwanych seriali naprawdę sobie na to zasłużyła i ja sama trafiłam na kilka takich tytułów, które były potwornie głupie i bardzo dobrze, że skończyły w śmietniku. Żeby się przygotować do takiego tekstu musiałabym poświęcić mnóstwo czasu na przynajmniej pobieżne zapoznanie się z materiałem i to z zerową satysfakcją, bo urwane bez konkretnego finału seriale ogląda się po prostu źle. A ja nie lubię się męczyć, nie wychodzi z tego nic dobrego ;)

      Usuń
    2. Dziękuję za tak obszerną odpowiedź. :) Fakt, takie słabe seriale mogą być fajnym materiałem na prześmiewczy tekst, ale co się człowiek namęczy przy oglądaniu to jego. Nikt nie zwróci straconego czasu. To już lepiej oglądać i pisać o tym co jest dobre. Tym bardziej, że wybór coraz większy. Ze wszystkich platform największą bazę turkiszy i k-dram ma chyba Netflix. Pozostałe nie są aż tak bogate w te produkcje.

      Usuń
    3. No i o to właśnie wchodzi :) Ja parę razy w "karierze" oglądałam dla swady te urwane seriale, bo to łatwa ofiara do darcia łacha, ale w tej chwili naprawdę wolę obejrzeć limitowaną serię właśnie na Netflixie. Przyznam, że nieco mnie rozpuścił, bo po prostu najwygodniej jest mi oglądać właśnie na tej platformie, praktycznie bez żadnego zachodu mogę oglądać na czym chcę, no i jest to legalne źródło :)

      Usuń
    4. Wiele dram koreańskich jest w pełni wyprodukowanych przed emisją. A jeśli nie w całości to w jakiś 80 % . Opinia widzów nie jest więc tak bardzo istotna przy emisji. Jak drama się nie spodoba, to zależnie od stacji: zostaje i tak do końca wyemitowana, bo sponsorzy zapłacili za reklamy. Czasami zostaje skrócona o kilka odcinków, np z 16 do 12. Ale wtedy zakończenie i główna fabuła nie odbiega od założeń. To bardziej jakby pociąć ostatnie odcinki, aby zmieścić całą fabułę w mniejszej ilości czasu antenowego. Nie jest tych przypadków tak wiele, mały procent tego, co stacje emitują. Zdarzają się za to sytuacje, ale bardzo marginalne, gdy dramy zostają zdjęte z anteny z powodów petycji widzów. W tamtym roku jedna drama nakręcona w prawie w całości została skasowana po emisji chyba 2 odcinków, bo fabuła obrażała historię Korei i propagowała Chiny. Tam jest coś takiego, że jak petycja o cokolwiek ma chyba co najmniej 200 tysięcy podpisów to prezydent musi dać na nią odpowiedź. Sponsorzy i tak się wycofali, więc nie było czego ratować, a kariery aktorskie występujących trochę na kilka miesięcy przystopowały. Kilka lat temu była sprawa ze zdjęciem dramy z wizji z powodu sporego skandalu (chyba kryminalnego) z aktorem, ale nie śledziłam tej sprawy, tylko o niej wiem. Tego typu rzeczy mogą sprawić, że jest całkowita kasacja dramy. Oglądalność w ostatnich latach z tego co pamiętam to nie.

      Usuń
    5. Bardzo interesujące ciekawostki. :) Teraz czekam na "Dom z papieru: Korea", bo wg zwiastuna, który dziś widziałam serial trafi na Netflix już 24 czerwca, a nie tak jak wcześniej mówiono dopiero w drugiej połowie roku.

      Usuń
  4. Jesteś żenująca

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć Wiśnia, pozwolisz, że wtrącę swoje 3 grosze:)
    Moje top 3 zeszłoroczne dramy to:
    1. Happiness - jedyna drama, którą oglądałam na bieżąco i to był błąd, bo trzyma w napięciu jak jasna cholera, a ja obgryzałam palce z nerwów czekając cały tydzień
    2. The devil judge - cóż mogę dodać:)
    3. Sell your haunted house - jakoś tak wydaje mi się przeszedł bez echa, niesłusznie, bo to porządna drama, chyba z najbardziej uroczym  ekranowym oszustem:). Protagoniści mają świetną nieromantyczną chemię, i podoba mi się, że to babeczka gra pierwsze skrzypce, a facet to taki trochę damsel in distress.
    Mnóstwo mam za to dram, których nie skończyłam, i moim zdaniem ta standardowa liczba odcinków, czyli 16 to za dużo i gdzieś tak koło 8 odcinka kończą im się pomysły i kręcą się w kółko z fabułą. Dobrze by im zrobiło też skrócenie czasu trwania odcinka do 50 minut.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka :) Te dłuższe odcinki to chyba domena TvN, bo np. MBC ma takie właśnie trwające około godziny i dla mnie to taka długość w sam raz.
      Ja nawet chciałam kiedyś obejrzeć Sell your haunted house, ale jakoś potem zapomniałam o tym. No ale trochę mnie zaintrygowałaś, może się skuszę ;)

      Usuń
    2. Tak, to te seriale tvn są takie długie. Sell your haunted house to prawdziwa perełka, bez wahania powiem, że główni bohaterowie to mój ulubiony k dramowy duet, uwielbiam ich relację, 
      jak się rozwija i bardzo mi odpowiada humor.
      I nie miałabym nic przeciwko drugiemu sezonowi,  jestem ciekawa, co by się stało, gdyby nasz oszust zrobił tę jedną rzecz, której mu nie wolno, bo ich współpraca straciłaby sens:)

      Usuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger