×

Yakamoz S-245

Tym razem przyjrzymy się najnowszemu serialowi z udziałem Kıvança Tatlıtuğa. Yakamoz S-245 to postapokaliptyczna opowieść o grupie naukowców i żołnierzy, którym pod wodą udało się przetrwać globalny kataklizm, wywołany śmiercionośnym promieniowaniem słonecznym. Czy warto poświęcić siedem godzin na obejrzenie tej produkcji? I jak ulubieniec tureckiej (i nie tylko) publiczności wypadł w głównej roli? Zaraz wszystkiego się dowiecie. 

Szanowni Państwo, nazywam się Mieczysław Antychryst.
W związku z katastrofalnym zachwianiem proporcji dobra i zła
oraz pogłębiającym się kryzysem stosunków międzyludzkich,
a także zaawansowaną dewastacją środowiska naturalnego
jestem zmuszony ogłosić likwidację masy upadłościowej tego świata,
czyli tak zwany Armageddon.

Mieczysław Antychryst, odc. 113, Armagiedon

Yakamoz S-245, plakat promocyjny, Netflix, www.netflix.com

Obejrzanych odcinków

7 - cały sezon 1.

Dramatis personae

Arman - nurek, znawca morskich głębin, były chłopak Defne

Defne - szykuje wyprawę badawczą, ściąga do ekipy swojego eksa, czyli Armana

Cem - kumpel Defne i Armana, ma problemy z samym sobą (i narkotykami)

Rana - młodziutka asystentka Defne

Felix - naukowiec z Niemiec, po turecku zna właściwie tylko nazwy potraw, ale można się z nim dogadać po angielsku

Hatice - porucznik, oficer wywiadu w bazie lotniczej, to ona odkryła zabójczą anomalię

Erenay - komandor, dowódca statku Yakamoz S-245, ojciec Yoncy

Umut - zastępca dowódcy Yakamoza, porywczy i uparty, często sadzi się do Armana 

Yonca - córka Erenaya, oficer, jedyna kobieta wśród załogi Yakamoza

O czym to w ogóle jest?

Arman jest znanym w okolicy nurkiem, biologiem morskim, inżynierem od małych statków podwodnych, a także (czy może przede wszystkim) tzw. wolnym duchem. Któregoś dnia odwiedza go była narzeczona - Defne. Kobieta mówi Armanowi, że wraz z grupą innych naukowców planuje zanurzyć się wgłąb Rowu Erebusa na Morzu Egejskim, ale potrzebują odpowiedniego batyskafu. Idealnie nadającym się do tej ekspedycji statkiem jest Oya - statek Armana. Początkowo mężczyzna wydaje się zainteresowany wyprawą, gdy jednak dowiaduje się, że wycieczkę sponsoruje firma jego ojca, z którym ma kosę, nie daje Defne dokończyć tego, co zaczęła mówić, więc ta wychodzi. Kobieta nie ustaje jednak w staraniach, by Arman (oraz jego batyskaf) dołączył do grupy badaczy. Na drugi dzień podrzuca Armanowi dokumenty, których lektura intryguje mężczyznę do tego stopnia, że postanawia on pójść do Defne po dalsze szczegóły projektu. 

Okazuje się, że naukowcy mają szansę wykiwać ojca Armana - obrzydliwie bogatego przedsiębiorcę z branży naftowej - za jego własne pieniądze, bowiem w głębinach, w których mogą znajdować się złoża ropy, mogą również występować bardzo rzadkie i bezcenne przyrodniczo koralowce, chronione międzynarodowe traktaty. Taka wizja bardzo podoba się Armanowi. Wobec tego mężczyzna przyłącza się do ekipy Defne. 

W tym samym czasie w bazie lotniczej w Adanie porucznik Hatice Çelik zauważa na ekranie swojego komputera anomalię związaną z aktywnością Słońca. Powiadamia o tym przełożoną, ta jednak każe jej kontynuować pracę i nikomu o tym nie mówić. Wkrótce widzimy, jak wysocy rangą żołnierze debatują nad czymś w ożywieniu. Wieczorem Hatice dzwoni do swojej matki i prosi ją, by przed najbliższym czwartkiem zeszła gdzieś do podziemi - do piwnicy czy przynajmniej do metra. Przez okno swojego mieszkania spostrzega funkcjonariuszy żandarmerii wojskowej. Wiedząc, że idą po nią, bo wie za dużo, kobieta ucieka. 

Tymczasem w porcie spotykają się Arman, Defne oraz reszta naukowców zaangażowanych w projekt: Rana, Cem i Felix. Podczas gdy będą oni próbnie zanurzać się na pokładzie Oyi, na zwykłym statku mają na nich czekać chłopak Defne - Kenan oraz kapitan. Próbne zanurzenie trwa kilkanaście godzin. Kiedy naukowcy wypływają na powierzchnię, jest noc. Bohaterowie orientują się, że na pokładzie tego drugiego statku nikogo nie ma. Defne i Arman znajdują nagranie, na którym Kenan mówi im, że otrzymali zajebiście niepokojące informacje o zjawiskach pogodowych w Azji - promienie słoneczne zabijają wszystkich na powierzchni Ziemi. W związku z tym Kenan i inni udają się do schronu na wyspie Kos - w nadziei, że uda im się przeżyć. 

Naukowcy wracają na pokład Oyi, by wyruszyć w drogę na Kos. Jeśli jednak chcą przemieszczać się dalej, muszą naładować akumulatory. Gdy wypływają na powierzchnię, by poszukać źródła zasilania, a także dotrzeć do ludzi w bunkrze, z morskiej toni wynurza się potężny okręt podwodny o nazwie Yakamoz S-245. Od tej pory losy badaczy i żołnierzy łączą się. Dnie spędzają w strefie afotycznej - głębinie morskiej, do której nie dociera żaden promień światła słonecznego. Nocami wypływają na powierzchnię i szukają jedzenia zdatnego do spożycia, co graniczy z cudem. Niosące zagładę promienie słoneczne zmuszają bohaterów serialu do wspólnej egzystencji na dosłownie paru metrach kwadratowych, co doprowadza do wybuchów agresji, ścierania się mocnych osobowości i dramatycznych wyborów. 

Ocena ogólna

Wyobraźcie sobie, że wschód Słońca nie jest zwiastunem nowego początku, lecz wyrokiem śmierci dla wszystkich, którzy ujrzą jego blask. A żeby uchronić się przed śmiercionośnymi promieniami, nie wystarczy zasłonięcie okien czy nawet zejście do piwnicy. Szanse na przeżycie mają tylko ci, którzy mogą zanurzyć się głęboko pod poziomem morza - tam, gdzie nie przedrze się najcieńsza strużka światła słonecznego. 

No nie za ciekawa to wizja. A taki właśnie scenariusz spotkał bohaterów Yakamoz S-245. Grupka naukowców i załoga okrętu podwodnego okazują się jednymi z nielicznych, którym udało się przeżyć prawdziwy Armageddon - masową zagładę wszelkich żyjących na Ziemi istot. Przyznam, że lubię rozmaite imaginacje na temat ewentualnego końca świata. Co prawda wolę o takich rzeczach czytać, bo wtedy wyobraźnia działa mocniej, ale dobrym serialem w takim klimacie też nie pogardzę. Tylko czy Yakamoz S-245 jest dobrym serialem? 

Trudno mi jednoznacznie określić mój stosunek do tej produkcji. Niby się wciągnęłam i byłam ciekawa tego, jak będzie się rozwijała fabuła, a zaczynanie kolejnych odcinków nie było dla mnie męką. Cały czas miałam jednak poczucie, że czegoś mi w tym brakuje. Przede wszystkim silnych emocji związanych z życiem po apokalipsie, czyli wszechogarniającego strachu, niepewności o przyszłość, klaustrofobicznego klimatu w scenach wewnątrz okrętu, namacalnego wręcz wrażenia zagrożenia. Wydaje mi się, że tego typu serial powinien nam tego dostarczać aż w nadmiarze, byśmy sami mogli odczuć namiastkę tego lęku na własnej skórze. W Yakamoz S-245 tego nie ma. Widać, że to tylko inscenizacja, w dodatku mało spójna jako całość. Tak jakby twórcy nie mogli się zdecydować, czy wolą konwencję serialu sensacyjnego, czy jednak chcą postawić na ukazanie relacji międzyludzkich. 

No i skoro już o relacjach mowa, to wspomnijmy o bohaterach. Otóż nie dowiadujemy się o nich tyle, ile powinniśmy. Siedem krótszych niż jedna godzina odcinków to jednak bardzo mało czasu na poznanie głównych postaci i zżycie się z nimi, choć właśnie to zżycie wydaje mi się szczególnie ważne w tego typu historiach. Jeśli już obserwujemy poczynania wąskiego grona osób, które muszą radzić sobie w ekstremalnych warunkach, miło byłoby dowiedzieć się o nich czegoś więcej - chociażby tego, kim byli wcześniej, jakie decyzje doprowadziły ich do tego konkretnego momentu w czasie i do tego konkretnego miejsca, co miało wpływ na ich obecne zachowanie, etc. Tu pokuszę się o małe porównanie do hiszpańskiego El Barco (który zresztą kiedyś omawiałam, link dla zainteresowanych TUTAJ). Bohaterowie tego serialu również ocaleli z Armageddonu, z tym że okoliczności były trochę inne, a oni sami nie musieli się ukrywać przed słońcem. Tak czy inaczej, w ciągu czterdziestu paru odcinków stopniowo poznawaliśmy wszystkie postaci - ich cechy charakteru, role pełnione na statku, sojusze jakie między sobą zawierali, uczucia względem siebie, rozterki, które przeżywali, oraz oczywiście współpracę w obliczu nieoczekiwanych trudności. I to wyszło naprawdę dobrze. Co prawda zarzucałam temu serialowi zbytnią "telenowelowość", ale po latach muszę przyznać, że nawet mimo tej "telenowelowości" El Barco było widowiskiem wciągającym i pełnym napięcia, a cliffhangery miał takie, że od razu chciało się obejrzeć kolejny odcinek.  

Yakamoz S-245 wypada w tym aspekcie blado. Brakuje pogłębionych portretów poszczególnych bohaterów. Świetnie sprawdziłyby się tutaj retrospekcje (takie jak chociażby w LOST), które pozwoliłyby ukazać każdą ważniejszą postać w szerszym kontekście. Aż się prosiło, by powiedzieć więcej o wspólnej przeszłości Armana i Defne, o tym, co Defne robiła przed wizytą u Armana, dlaczego relacje Armana z ojcem były napięte, jak wyglądały problemy Cema z narkotykami, jak do ekipy dołączyli Rana i Felix, co ukształtowało charakter Umuta, ile wiedział komandor Erenay Yılmaz, a ile porucznik Hatice Çelik, itp., itd. 

Oprócz tego nie do końca rozumiem, po co w ogóle jest w tym serialu postać Felixa. Ok, miły chłopak, spokojny, zawsze dzień dobry na klatce powie, ale ani nie jest istotny w kontekście całej fabuły, ani jej jakoś szczególnie nie wzbogaca, ani nawet nie wiemy za bardzo, skąd on się tam właściwie wziął. Sceny z nim to słuchanie dwa razy tej samej historii, bowiem postać ta pochodzi z Niemiec i po turecku umie tylko parę słów, a wszystkie są związane z kulinariami, więc chcąc wiedzieć o co kaman, musi liczyć na to, że ktoś z ekipy przetłumaczy mu wszystko na angielski. Zatem widzowie najpierw wysłuchują treść rozmów prowadzonych po turecku, a następnie to samo, tylko po angielsku. Słowem - Felix nie jest wkurzający, ale po prostu zbędny. 


W kwestii formalnej warto wspomnieć, że Yakamoz S-245 jest rozszerzeniem istniejącego już uniwersum serialowego, zapoczątkowanego przez belgijskie Into the Night. Oba tytuły łączy ten sam twórca - Jason George, jak również inspiracja powieścią pt. Starość Aksolotla, napisaną przez polskiego pisarza, Jacka Dukaja. Dodatkowo w Into the Night - w scenie, która łączy niejako perspektywy obu seriali - pojawia się Arman. Ale nie oznacza to, że trzeba najpierw obejrzeć tamtą produkcję, by rozumieć spin-off z turecką obsadą. Yakamoz S-245 równie dobrze można traktować jako samodzielny serial. Jako ciekawostkę dodam na marginesie, że tureckie słowo yakamoz, którym nazwano tytułowy wojskowy okręt podwodny, oznacza odbicie księżycowego blasku na tafli wody. W 2007 r. yakamoz zostało nawet okrzyknięte najpiękniejszym słowem świata w plebiscycie niemieckiego magazynu Kulturaustausch.

Porównując jedno do drugiego można stwierdzić, iż Into the Night jest produkcją z większą dozą sensacji, a pochodzący z różnych państw bohaterowie tworzą bardziej dynamiczny i nieobliczalny skład. Oprócz tego - w odróżnieniu od fabuły Yakamoz S-245, która jest umiejscowiona głównie na pokładzie okrętu podwodnego - w Into the Night postaci przebywają w samolocie, który uciekając przed promieniami Słońca, musi wciąż przemieszczać się na zachód. Ale czy ta belgijska produkcja, do której powstania swoje pięć groszy dołożył Tomasz Bagiński, jest warta obejrzenia bardziej od swojego tureckiego spin-offu? Zależy jak leży. Mnie do gustu bardziej przypadł Yakamoz

Mimo przeciętności na poziomie realizacyjnym i braku możliwości lepszego poznania bohaterów, Yakamoz S-245 oglądało mi się naprawdę nieźle. Może dzięki temu, że znałam część obsady. Nie ukrywam, że Kıvanç Tatlıtuğ jest jednym z moich ulubionych tureckich aktorów, którego cenię za mądre prowadzenie swojej kariery, talent, który sprawia, że w każdej roli wypada naturalnie, a także za to, że nie rozmienił się na drobne, ani nie dał się zaszufladkować w jednym typie ról. Jako Arman wypadł bardzo wiarygodnie. Inną ciekawą rolą jest według mnie Umut, którego świetnie zagrał Ertan Saban. Ogólnie poziom aktorstwa można uznać za wysoki, bo i Özge Özpirinçci jako Defne, Meriç Aral jako Hatice, Ece Çeşmioğlu jako Yonca, Onur Ünsal jako Cem czy wreszcie Baba Aslan, czyli Hakan Salınmış w roli Erenaya spisali się naprawdę dobrze. Dlatego aż żal, że scenariusz nie pozwolił aktorom rozwinąć skrzydeł, bo na tym polu serial miał naprawdę spory potencjał. 

Ale z drugiej strony rozumiem tych, którym Yakamoz się nie podobał. Jest to tytuł, który raczej nie zaspokoi oczekiwań fanów postapokaliptycznych dreszczowców. Serial nakręcony w taki sposób może robiłby wrażenie 15 lat temu, ale nie teraz, kiedy kręci się takie przeciętniaki w ilościach hurtowych. Poza tym dobra fantastyka (niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z fantasy, sci-fi, postapo czy innymi gatunkami) powinna bronić się przede wszystkim ukazywaniem wyimaginowanego świata w taki sposób, by nawet najbardziej nieprawdopodobne wątki wydawały nam się scenariuszem możliwym do spełnienia w świecie rzeczywistym. W przypadku tej produkcji trudno się na to złapać. 

Nie potrafię zatem wypowiedzieć się jednoznacznie co do tego, czy polecam Yakamoz S-245, czy też go odradzam. Najlepiej będzie, jeśli odpalicie pierwszy odcinek i sami się przekonacie. Dla mnie to wyższe stany średnie. Ale Kivanç Tatlıtuğ tradycyjnie bardzo dobry. 

BONUS

Ogólnie rzecz biorąc muzyka w Yakamoz mnie nie poruszyła, ale w soundtracku wykorzystano pewien utwór, który wdarł się do mojego umysłu i tkwił w nim bardzo długo. To Ederlezi - pieśń bałkańskich Romów, związana z obchodzonym w noc 6 maja świętem wiosny. Społeczność romska w Turcji obchodzi to święto pod nazwą Hıdırellez (i pod takim właśnie tytułem swoją wersję tego utworu nagrała nawet swego czasu sama Sezen Aksu). 

Choć w napisach końcowych odcinka, w którym wykorzystano tę pieśń, widnieje przy niej nazwisko Gorana Bregovicia, nie jest on jej autorem. Urodzony w Sarajewie kompozytor, bardzo dobrze znany ze współpracy z Kayah (z którą to zresztą nagrał wersję Ederlezi z polskimi słowami - pt. Nie ma, nie ma Ciebie) czy Krzysztofem Krawczykiem, jedynie zaaranżował i spopularyzował Ederlezi, włączając ją m.in. do ścieżki dźwiękowej filmu Czas Cyganów Emira Kusturicy. Sam tekst pieśni jest prosty - mówi o świętowaniu: tańcu, śpiewie, ubijaniu owcy na świąteczny posiłek. Ale w jej melodii jest coś niezwykłego, wzniosłego, ulotnego. 

W Yakamoz S-245 wykorzystano wersję wykonaną przez Kamerkoor JIP z Niderlandów, która już sama w sobie jest po prostu niesamowicie poruszająca, w serialu zaś zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, gdy towarzyszyła ostatniej scenie odcinka piątego. Nie powiem wam, co się wtedy wydarzyło, ale w moim odczuciu była to najlepsza scena serialu - mocna, choć do pewnego stopnia metaforyczna, melancholijna. Porzucenie nadziei, ostateczny wybór, świt niosący ze sobą wielki smutek. Żałuję, że finał całej serii nie wyglądał (i nie brzmiał) właśnie w taki sposób. 


***
No i szczęśliwie dotarliśmy na powierzchnię. Kto doczytał do końca, niech zostawi w komentarzach pod postem na fejsie hasło: Krzepki Radek xD 

Pisałam to omówienie chyba ze 3 tygodnie, bo ciągle coś mi w tym przeszkadzało, ale finalnie się udało. Dajcie znać w komentarzach, czy już oglądaliście Yakamoz S-245 i jakie są wasze wrażenia. A jeśli nie oglądaliście, to czy macie to w ogóle w planach? 

3 komentarze:

  1. Wiśnio, oglądałam, oglądałam. Wcześniej widziałam "Kierunek Noc" i wydaje mi się, że tak jak ten belgijski serial ma dwa sezony tak i ten może się doczekać drugiej transzy. I tam może więcej będzie o Feliksie. A w ogóle to wydaje mi się, że Netflix może zrobić z tego całą serię. Np. jeszcze o tych górnikach z Hiszpanii czy Rosjanach, o których w obu serialach od czasu do czasu się wspomina. Dla mnie oba seriale są ciekawe choć każdy pod innym kątem. "Kierunek Noc" pod kątem sensacyjnym i napięcia. Plusik za fajnego, nieopatrzonego polskiego aktora Ksawerego Szlankiera. Fajny jest, nie tylko w roli Jakuba. Natomiast "Yakamoz" jest spoko jako serial obyczajowy z nutką psychologii. W "Kierunek Noc" są te retrospekcje zarysowujące bohaterów i brakowało mi tego w "Yakamoz", ale tam z kolei było jakby więcej dramatyzmu w reakcjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja próbowałam obejrzeć Kierunek: Noc, ale nawet nie dokończyłam pierwszej serii. Niby sporo się działo, akcji więcej niż w Yakamoz, ale było w tym coś zniechęcającego, z kolei w Yakamoz mogłoby być więcej klimatu i takiego przedstawiania bohaterów, jak właśnie w Into the Night. Chyba nie można mieć wszystkiego. Ale ta finałowa scena z piątego odcinka - wspaniała :)

      Usuń
    2. Oj tak, poruszająca. Tak w ogóle to zanim pojawił się tu ten materiał obstawiałam jakiego serialu może dotyczyć. Typowałam "Yakamoz", "O północy w Pera Palace" albo "Życie i filmy Ersana Kuneriego". Ewentualnie coś nowego, telewizyjnego.

      Usuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger