×

Obejrzałam gejowskie romansidło. I co wy na to?

Dzień dobry, sąsiedzi. Jak zdrówko? Dzisiaj będą się tu działy rzeczy, o których się fizjologom nie śniło, i o które pewnie większość z was by mnie nie posądzała. Ba! Ja sama jeszcze nie tak dawno temu nie posądzałabym siebie o to, że kiedykolwiek obejrzę gejdramę, ale obejrzałam i zaraz się wam wyspowiadam ze wszystkich spostrzeżeń. 


Ale zanim przejdę do właściwej części wpisu, chciałabym już we wstępie wyjaśnić kilka rzeczy i uprzedzić o tym, że wpis ten nie będzie dla wszystkich. Jeśli czujesz, drogi Czytelniku, że czytanie na temat serialu, w którym wszystkie wątki dotyczą związków homoseksualnych, to dla ciebie zbyt wiele, to dla własnego dobra zrezygnuj z lektury. 

Wszyscy wiemy jak jest i jakie komentarze ludzie wypisują w odniesieniu do dzieł kultury popularnej, w których pojawia się reprezentacja osób nieheteronormatywnych. Przyznaję bez bicia, że czasem sporo trudu sprawia mi zaakceptowanie pewnych zjawisk i nie rozumiem wielu rzeczy, zwłaszcza jeśli nie dotykają one bezpośrednio mojego życia. Myślę, że uczciwsze z mojej strony jest powiedzenie tego wprost, niż udawanie jednorożca zjeżdżającego po tęczowej fali, a potem pokątne drukowanie hejterskich wysrywów. Ale muszę dodać, że nie lubię ludzi tak ogólnie - jestem w swej niechęci do rodzaju ludzkiego egalitarna. Wszystkich nie lubię tak samo - nie obchodzi mnie, jaki ktoś ma kolor skóry, ubarwienie włosów, kształt oczu czy to, kto z kim preferuje praktykować nocne akrobacje. A tak na poważnie - to nie są wyznaczniki wartości człowieka. Niechęć i odrazę wywołują we mnie np. świadome krzywdzenie innych, kurewstwo, zdrada, unikanie odpowiedzialności za popełnione występki, podpierdalanie kogoś, trwonienie 70 milionów złotych za wybory, które się nie odbyły, czy kłamanie wyborcom w żywe oczy, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, podczas gdy jest chujnia z grzybnią i zapierdalająca inflacja. A to, że chłop z chłopem... No cóż, oglądanie serialu, o którym już za momencik przeczytacie prześmieszną "recenzję", udowodniło mi, że tak naprawdę to mi to lotto. Love is the answer. 

W tym wpisie nie mam zamiaru brnąć w rozważania światopoglądowe, bo to nie jest miejsce na tego typu wywody. Jest to blog o charakterze humorystycznym i shitstorm o odsetek gejów na metr kwadratowy nie jest mi tu w ogóle potrzebny. Z drugiej strony nie zamierzam również roztaczać parasola ochronnego nad postaciami. Jak podkreślałam już wiele razy - nie uznaję świętych krów i dlatego będę traktować omawiany serial w sposób tak samo prześmiewczy, jak czynię to z heteryckimi romansidłami, czyli zero litości. Będą memy, gify, nawiązania do Kiepskich, wybór scen, które najmocniej mnie skrindżowały - po prostu to, do czego powinniście już być przyzwyczajeni. A zatem gotowych na to wszystko zapraszam do środka. 

- Panie, myślisz pan, że on jest tym, no, tym... gojem?
- Panie, no ja nie wiem, co ja mam o tym myśleć.

Arnold Boczek i Ferdynand Kiepski, odc. 138, Tożsamość Mariana


Obejrzanych odcinków 

12 (pełna seria)

Dramatis personae

Kuea - narrator całej historii, pochodzący z bogatej rodziny, która popadła w kryzys, uczy się na jakiegoś inżyniera pojazdów, czy coś w ten deseń

Lian - bogaty przedsiębiorca, chce się żenić z Kueą, chodzą słuchy, że umie rewelacyjnie zakisić ogóra*

Yi - kolega Liana, naczelny Mariano Italiano tego serialu, miłośnik koszul z rozpierdakiem na klacie

Diao - przyjaciel Kuei, coś go tam łączy z Yi

Foei - asystent Liana i jednocześnie jego szofer, naoczny świadek niekończącej się sekwencji całowania na tylnych siedzeniach

Syn - kolega Kuei z uniwerka, pociska różne złote myśli typu Paulo Coelho po miesiącu u buddyjskich mnichów

Nuer - ten typ do pary z Synem

cioteczka Ja - władcza gosposia w rodzinnej rezydencji Kuei 

O czym to w ogóle jest?

Serial opowiadany jest z perspektywy Kuei - młodego chłopaczka, który jest podobnież zaręczony z takim jednym nadętym bufonem, ale wcale nie chce za niego wychodzić, bo jest jakiś dystans między nimi (mimo że się znają praktycznie od dziecka). No i  Kuea tłumaczy nam z offu, że tak generalnie to wierzy w instytucję małżeństwa, ale ten jego narzeczony wcale go nie kocha, więc wszystko to jest jedno wielkie nieporozumienie. 

Potem jest troszeczku ekspozycji. Na zasadzie kontrastu przedstawione są odmienne style życia głównych bohaterów. Kuea jest roztrzepańcem, który śmiga na motorze, Lian z kolei wygląda jak typowy garniturowiec, który nawet do spania chodzi w wyprasowanych ciuchach, a jak wychodzi z samochodu, to w slow motion. Jednym z jego biznesów jest przetwórnia wody mineralnej Dar Grabiny Kilen, a także jakiś klub nocny. I okazuje się, że tuż obok jego klubu znajduje się inny tego typu przybytek - klub Gemini, w którym występuje tajemniczy Kirin. Ludzie normalnie walą drzwiami i oknami, kiedy Kirin występuje na scenie. No i wyobraźta sobie, że tym Kirinem jest... Kuea, sprytnie schowany pod daszkiem swojej czapki. Młody napieprza w perkusję aż się ściany trzęsą. Jednak chłopak ukrywa swoje występy przed Lianem, który niby mówi, że nie wie, kim jest Kirin, ale po kociej mordzie poznaję, że na bank wie. 

W głównym wątku rozchodzi się o to, że między Kueą a Lianem jest totalny brak komunikacji. Kuea sądzi, że Lian oczekuje od niego bycia grzecznym, ułożonym chłopcem, dlatego też udaje kogoś zupełnie innego, niż jest w rzeczywistości, żeby się przypodobać. Z kolei Lian gra zdystansowanego i chłodnego względem Kuei, i ogólnie wygląda jak posąg z Wyspy Wielkanocnej, ale tak naprawdę już niedługo okaże się, że też sporo udaje. Mamy tu zatem problemy rodem z tureckiego serialu, w którym główne postaci nie mogą się ze sobą dogadać, bo zwyczajnie ze sobą nie rozmawiają. Dobrze, że tu przynajmniej nie ma pierdyliarda odcinków. Ale wróćmy do fabuły. 

Z retrospekcji dowiadujemy się, że rodzina Liana była w bliskich relacjach z rodziną Kuei, aczkolwiek to ci drudzy stali wyżej w hierarchii społecznej. Nie przeszkadzało to jednak w tym, by dziadek i rodzice Kuei szanowali i kochali Liana jak własnego potomka. Gdy urodził się Kuea, jego dziadek poprosił małego Liana, by ten się nim opiekował. Nawet więcej - kilka lat później dzieciaki zostały oficjalne pobłogosławione przez dziadka Kuei, że w razie, jakby kiedyś chcieli się ze sobą pobrać, to spoko (mega tolerancyjna rodzina, nie zdziwiłabym się, gdyby coś za tym stało, np. dziadek Kuei z dziadkiem Liana, if you know what I mean). No i dzieciaczki się razem bawiły, aż w końcu dorosły. Kuea siedział jakiś czas w Wielkiej Brytanii, a Lian zaczął robić interesy. Nie zapomniał jednak o obietnicy, jaką dał dziadkowi Kuei. Przez to ma teraz argument za tym, by nie przyznając się do uczuć podtrzymywać narzeczeństwo z Kueą. #complicated_af

Kuea jest sfrustrowany tym, że Lian nie okazuje mu cieplejszych uczuć i wpędza się w poczucie winy, że nie jest na tyle idealny, żeby zasłużyć sobie na miłość Liana. Doprowadza go to do kręćka i postanawia zerwać zaręczyny, ale po raz kolejny zostaje olany przez niesionego poczuciem obowiązku Liana. Dodatkowo Lian porównuje Kueę do lalki Anabelle, co totalnie rani młodego. Nie mogąc tego wszystkiego znieść, Kuea schlewa się w towarzystwie Diao i robi sobie smętne karaoke (bo wiadomo, że na smutki najlepiej działa śpiewanie po pijaku). Podczas alkoholowych majaków chłopak widzi zakradającego się do jego domu Liana, który zaczyna go obłapiać. That was just a dream, just a dream...

Ogólnie rzecz biorąc w pierwszym odcinku emocje są jak na grzybobraniu, ale od drugiego robi się ciekawiej, bo dowiadujemy się m.in. tego, o co kaman między Diao a Yi, mamy trochę scen z kolegami Kuei z uniwerka, wizytę w klubie, w którym jest jeszcze więcej gejów, a potem są wielkie wyznania, szały uniesień, mała drama pod koniec i dojebany happy end. A języka widać tyle, że w życiu na oczy nie widziałam tyle języka. To tak w skrócie. 

Ocena ogólna

Moje pierwsze wrażenia? Tu jest wszystko jak w turkiszu. No, może wszystko poza maluśkim, tyciuśkim szczególikiem, jakim jest orientacja seksualna większości ważniejszych bohaterów. Ale cała reszta jest jak żywcem wyjęta z produkcji takiej np. wytwórni Gold. Mamy tu m.in.:
  • męski odpowiednik typowej głównej bohaterki tureckiego rom-comu, który jest młody i nieopierzony, chodzi z głową w chmurach i bywa dość nieporadny, ale jest przy tym uroczy;
  • głównego bohatera, który jest a) bogaty, b) nadęty do granic możliwości i last but not least c) przystojny; 
  • męski odpowiednik bohaterki drugoplanowej, który jest najlepszą psiapsi męskiego odpowiednika głównej bohaterki;
  • bohatera drugoplanowego, który przyjaźni się z głównym bohaterem i ma chrapkę na męski odpowiednik bohaterki drugoplanowej;
  • sytuacje z dupy wzięte, jak np. próbę pokrojenia jajka, kurwa, tasakiem; 
  • dużo niedomówień, brak komunikacji, udawanie kogoś innego;
  • robienie z siebie debila po pijaku #takie_śmieszne;
  • ten jeden bohater z dalszego planu, który jest tu wyłącznie jako element komediowy;
  • wyjebane w kosmos rezydencje ze służbą. 
Na upartego Turcy mogliby się zabrać za remake. Oczywiście wiązałoby się to z tym, że musieliby wykastrować ten serial z głównej idei, czyli pokazania ludziom świata, w którym to, że jesteś homo, jest czymś zupełnie normalnym, bo w Dizilandzie to wiadomo - geja nie uświadczysz i już parę postaci z oryginalnych scenariuszy zostało "dostosowanych" do tureckich obyczajów. Muszę przyznać, że dla mnie postać Kuei to taka typowa bohaterka z rom-comowej części filmografii Demet Özdemir, z kolei Lian to wypisz wymaluj Lord Onur z No:309, jak słowo daję. No ale nie bawmy się już w dywagacje, bo jak mawiał poeta - czas umyka, a jełop zanika


Moje oglądanie Cutie Pie zbiegło się w czasie z rozpoczęciem terapii antydepresantami, kiedy sertralinka stała się moim dodatkiem do kolacji i chuj wi tak naprawdę, jak ja na to trafiłam, bo nie pamiętam zbyt wiele z tamtego czasu. W każdym razie wydawało mi się na początku, że będzie mnie ten serial mocno cringe'ował, i że być może nie dam rady go obejrzeć w całości. Ale okazało się, że jak najbardziej da się to oglądać. I mimo że ciarek żenady nie udało się całkowicie uniknąć, to i tak się w to wciągnęłam i muszę przyznać, że jako całość Cutie Pie broni się realizacją na wysokim poziomie, całkiem niezłym aktorstwem i humorem nie gorszym niż ten z letnich turkiszy. 

Ja podczas oglądania Cutie Pie

Również ja

Odrzucając na bok wszelkie romantyczne pierdolety, relacja między Kueą a Lianem była dla mnie z początku trochę creepy. No bo tak - Kuea ma ze 20 lat, a wygląda i zachowuje się na góra 15, z kolei Lian ma na oko 3 dychy, a z zachowania co najmniej dychę więcej i do tego maniery starego, nudnego pierdziela. Ta różnica wieku - liczona w latach - może nie jest jakaś duża, ale już różnica w stopniu dojrzałości emocjonalnej wydaje się ogromna. Kuea jest ślicznym dzieciaczkiem, który ma na półkach modele samochodów i ulubione pluszaki. Trudno było mi wyobrazić sobie moment, w którym on i Lian zbliżą się do siebie na ten możliwie najkrótszy dystans. 

Kuea na samą myśl o  r u c h a n i u

O dziwo - kiedy już nadejszła wiekopomna chwila, to scena miłosna między Kueą a Lianem okazała się jedną z najlepiej wyreżyserowanych w całym serialu. Serio, dawno już nie widziałam tak dobrze nakręconej sceny tego typu. Życzyłabym sobie (i mówię to zupełnie nieironicznie), żeby w heteryckich romansidłach podchodzili do tematu w podobny sposób. Już tłumaczę, dlaczego. 

Otóż twórcom Cutie Pie udała się rzadka sztuka uchwycenia momentu namiętności bez epatowania wulgarnością. Jest w tym po prostu coś więcej niż ordynarne turlanie się po łóżku. Z tego, co można podejrzeć w making offie, wynika, że nakręcenie tej sceny kosztowało dużo czasu i wysiłku, zarówno ze strony ekipy reżyserskiej, jak i aktorów, a potem jeszcze doszła postprodukcja, m.in. montaż i ścieżka dźwiękowa, która dołożyła swoje, czyniąc efekt finalny czymś naprawdę bardzo udanym - subtelnym i wyrazistym jednocześnie. Aż mi się przypomniał tekst zasłyszany na jakimś stand-upie, że najbardziej męski seks to seks homoseksualny

Jak będę dorosła, to chcę się zawodowo zajmować pudrowaniem klat aktorów z gejowskich romansideł xD
Behind Cutie Pie, odc. 4, Mandee Channel

Inna rzecz, która nadaje całej tej scenie dodatkowego smaku, jest rozsądek Liana i troska o to, żeby Kuei też było w tym akcie dobrze. Ludzie w komentarzach pod odcinkiem nie mogli się nachwalić Liana, że po pierwsze - upewnił się, że Kuea jest trzeźwy, po drugie - zapytał grzecznie, czy Kuea jest świadomy tego, co się zaraz stanie, po trzecie - powiedział Kuei, że jeśli ten poczuje się źle, ma mu o tym natychmiast powiedzieć. Podsumowując - kutas nie wyłączył Lianowi myślenia, jestem pod wrażeniem. 

Ale żeby nie było, że to serial bez wad. Np. trochę mnie męczył wątek Diao i Yi, mimo że uważam Diao za przeuroczą postać i jego przyjaźń z Kueą miała naprawdę spoko dynamikę. Ale już Yi to jak dla mnie typ tak bardzo toxic, że powinna tu wkroczyć Britney Spears. 

Humor czasem do mnie trafiał, a czasem nie. Najgorsze w tym wszystkim było całe to "dośmiesznianie" komediowych momentów przeruchanymi efektami dźwiękowymi, które dobrze znamy z youtube'owych filmików. Czasami brakowało tam już tylko muzyczki z The Benny Hill Show. A największymi krindżuwami spośród scen były dla mnie: to jak Kuea ubzdurał sobie, że Lian jest wampirem (cringe, że aż dreszcz mnie przeszedł po tyłeczku, jak powiedziała niegdyś Doda), to jak Lian śpiewał w szatni do butelki napoju (cringe tak bardzo, że musiałam to rozchodzić, plus to było chyba lokowanie produktu), no i te publiczne zaręczyny z przedostatniego odcinka (bo jestem totalnie nieromantyczna i dla mnie takie szopki to jest coś strasznego, blee). 

Widzę tutaj pewną nielogiczność, bo w końcu wampiry podobno boją się krzyży i srebra,
a Lian jako wampir ma na szyi srebrny krzyżyk, 
ale z drugiej strony to była tylko wyobraźnia Kuei, so whatever
Cutie Pie Series, odc. 5. Mandee Channel
Świat według Kiepskich, odc. 345, Wampiry są wśród nas, ATM Grupa dla TV Polsat

Tak właśnie było, kiedy Kuea uciekł z zaręczyn;
Cutie Pie Series, kadr z odc. 11, Mandee Channel
Świat według Kiepskich, kadr z odc. 529, Małżeństwo z rozsądku, ATM Grupa dla TV Polsat

Co do soundtracku, to dobór piosenek uważam za adekwatny do scen, które ilustrują, i ogólnie za spójny z całą koncepcją serialu. Aczkolwiek są one dla mnie słodkopierdzące do granic możliwości. Podczas ich słuchania w trakcie oglądania serialu nie musiałam już słodzić herbaty xD No ja nie lubię takiego repertuaru, nie będę ściemniać, że mi się podobają te piosenki. Na pewno nie są to utwory, których chciałabym słuchać poza serialem. Ale pasują do całości i to jest chyba ważniejsze od moich gustów muzycznych. 

Nie do końca ogarniam, co jest imieniem, co nazwiskiem, co pseudonimem, a co tytułem / zwrotem grzecznościowym, więc żeby się nie zbłaźnić, będę posługiwać się najczęściej widywanymi przeze mnie przydomkami aktorów. NuNew (na którego mówię Niuniu) jest w roli Kuei przeuroczy i ma w sobie dużo takiej - nie wiem jak to ująć - świeżości, a wręcz niewinności. Nat w roli Diao - w tej jego beretce wygląda trochę jak taki typowy, przerysowany gej, ale z drugiej strony bardzo podoba mi się jego sposób mówienia. Melodia języka tajskiego kompletnie nie wpadła mi w ucho, ale najprzyjemniej słuchało mi się właśnie Diao. Postać Yi mnie denerwowała mocno, ale sam Max zagrał jak na mój gust mega spoko i wiarygodnie wykreował granego przez siebie bohatera jako takiego lacrimoso amoroso kwalifikującego się na terapię u porządnego psychoterapeuty. Z kolei Zee udała się sztuka przedstawienia Liana w taki sposób, że totalnie po nim widać, jak bardzo ten bohater odczuwa swoją niższość wobec Kuei i jego rodziny, mimo że w chwili obecnej to on ma w swoim posiadaniu większy majątek i teoretycznie lepszy status od popadającego w ruinę imperium Keeratich. A jednak sprawdza się w jego przypadku porzekadło, iż frak zaczyna leżeć dobrze dopiero w trzecim pokoleniu. No i nie zapominajmy o Poppym, który rozbraja jako Foei - ta jedna postać, która jest wrzucona do scenariusza wyłącznie w celach komediowych. 

Zaskoczyła mnie skala promocji tego serialu, bo z tego, co widziałam, to główni aktorzy robią wręcz za słupy reklamowe podczas rozmaitych eventów. Mam nadzieję, że przynajmniej mają z tego dobry hajs, bo w przeciwnym wypadku współczułabym im. Innym zaskoczeniem były zawrotne liczby wyświetleń poszczególnych odcinków (pierwsza część odc. 8 - bo każdy odcinek jest dzielony na 4 kawałki - wykręciła na moment mojego pisania ponad 14 mln wyświetleń; zgadnijcie, co się wtedy działo  ͡° ͜ʖ ͡°) oraz w zdecydowanej większości przyjazna sekcja komentarzy, co mnie cieszy, bo milej się czyta pozytywne komentarze, niż hejt, nieprawdaż? 

No i to już chyba wszystko. Wydaje mi się, że co miałam do opowiedzenia, to napisałam, a jeśli o czymś zapomniałam, to po prostu zapytajcie w komentarzu, co jeszcze chcecie wiedzieć. Dodam tylko, że tak w sumie to czasem brakowało mi tu jakiejś kobiety, która pełniłaby w tym serialu ważniejszą rolę, ale taka widocznie jest specyfika gejdram, później zresztą przyzwyczaiłam się do tego homouniwersum i bawiłam się na 4 z plusem, bo piątka to byłaby już przesada ;) 

PS Tak w sumie to ciekawi mnie, jak na ten serial zareagowaliby prawilni hetero faceci. 

Musiałam zrobić tego mema, nie mogłam się powstrzymać xD 
Cutie Pie Series, odc. 8, Mandee Channel
kadr z Chłopaków z Baraków

* cytat o kiszeniu ogóra pochodzi z odc. 248 Kiepskich, pt. Ogór ;) 

4 komentarze:

  1. Od dłuższego czasu czytam wszystkie Twoje teksty, nie tylko wybrane jak początkowo. Interesujący wpis. Pewnie są i seriale w podobnym tonie tylko z dwiema bohaterkami, a nie bohaterami. Nie jestem do końca przekonana czy takie produkcje są dla mnie, ale może pojedyncze sceny zobaczę. Tak z czystej, kinomańskiej ciekawości. Zresztą podobnie mam z zapowiadanym męskim duetem w najnowszym Tańcu z gwiazdami. U nas pierwszy taki duet w programie, na świecie nie. Niby wiem, że np. tango pierwotnie było tańczone przez dwóch mężczyzn, ale jednak taniec towarzyski to dla mnie taniec kobiety i mężczyzny. A wracając do seriali to Azjaci są chyba odważniejsi w podejmowaniu niektórych tematów. Ja akurat skończyłam oglądać "Dom z papieru. Korea". W porównaniu do hiszpańskiego oryginału główne wątki i baza jest taka sama, ale różnice fabularne też da się wyłapać. Minusy koreańskiej wersji to jakby chwilami zbytnia skrótowość i brak atmosfery napięcia podczas napadu. Jak dla mnie nie ma tam tego nerwa i niepokoju co w oryginale. Plusy to lepsza podbudowa powodów dokonania napadu i wszystkie te różnice między obywatelami dwóch Korei. Fajne rozwiązanie z przeskokiem czasowym o parę lat w przyszłość i znaczącą, choć subtelnie pokazaną zmianą realiów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno jest to specyficzne widowisko, do którego trzeba podejść, zostawiając na boku swoje różne uprzedzenia. Nie powiem, żeby ten wybrany przeze mnie tytuł był jakiś turbo ambitny, bo pewnie są rzeczy dużo ambitniejsze w tej tematyce, natomiast walor rozrywkowy był jak dla mnie całkiem spory.
      Czytałam na Pudelku o tej parze jednopłciowiej, ale cytując Helenę Paździochową - gówno mnie to obchodzi xD nie oglądam tego programu, wiem o nim tyle, co przeczytam na Pudelku, i dwóch tańczących razem chłopów raczej mnie nie przyciągnie do ekranu - i tak dowiem się wszystkiego z Pudelka :D
      No a co do "Domu z papieru", to nie oglądałam ani sekundy oryginalnej wersji, tej koreańskiej też chyba nie obejrzę, bo jakoś nie leży to w mojej strefie zainteresowań.
      Być może nie odczuwasz "tego nerwa", bo już po prostu znasz tę historię i jesteś w stanie przewidzieć jej bieg, nawet jeśli zastosowano zmiany ;) Zaskakuje nas to, co świeże.
      Pozdrowienia :)

      Usuń
  2. W Tajlandii powstaje mnóstwo seriali o parach homoseksualnych, ale przed wszystkim o mężczyznach, o kobietach dużo rzadziej. Osobiście żadnego nigdy nie widziałam, choć na stronach z dramami jest ich mnóstwo. Nigdy mnie nie interesowało oglądanie takiej relacji. Po prostu nie czuję absolutnie żadnej potrzeby, ciekawości czy jakkolwiek by to nazwać. To w moim odczuciu tak jak z moim absolutnym zainteresowaniem alkoholem. W swoim życiu wypiłam łącznie może 10 mililitrów jakiegokolwiek alkoholu i nie poczułam żadnego zainteresowania tym tematem, że tak określę. Oglądałam pary homoseksualne w tajlandzkich serialach gdzieś an drugim planie, ale była chyba tylko jedna której losy mnie zainteresowały, bo była to relacja toksyczna niczym z Othella. Wiśnia nie martw się o zarobki aktorów. Akurat ci grający z BL historiach mają jedne z najlepszych. Dlatego często w nich grają, choć niektórzy prywatnie są homofobami. Co jakiś czas wychodzą na jaw takie fakty i kończy się to hejtem ze strony rozczarowanych fanów. Co do wyświetleń to norma, że są duże. Kiedyś oglądałam latynoską telenowelę, w której watek dwóch zakochanych w sobie kobiet był na 3 planie, a odtworzenia ich wspólnych scen były wielokrotnie wyższe, niż głównej pary. Fani homoseksualnych historii znajdą je wszędzie, nawet jak nie znają języka to oglądają. Zapotrzebowanie rynku jest raczej duże, bo w ostatnich latach nawet Koreańczycy zaczęli ich robić w formie webdram z udziałem mniej znanych idoli. Jeszcze jakiś czas temu nie zagraliby w takich historiach, a teraz dla pieniędzy ich agencje bija się o role. Jak pisałam nie jestem grupą docelową, więc ogólnie tematyka jest mi obojętna. Czy to BL drama czy horror drama lub drama familijna- istnieje zerowa szansa, że mnie zainteresują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za tradycyjnie obszerny i arcyciekawy (jakby to ujął Robert Makłowicz) komentarz :)
      No ja sama też nie do końca czuję się w grupie docelowej gejdram, a moja obojętność wobec nich objawia się tym, że ani się tym za bardzo nie jaram, ani też mnie to nie odstręcza. Dla mnie to było totalnie tak samo sztampowe romansidło z wyświechtanymi motywami co np. w letnich turkiszach, z czego mogłam toczyć regularną bekę, i pewnie gdybym miała oglądać takich seriali więcej, to znużyłaby mnie ich monotematyczność i kręcenie się w kółko wokół tego samego.
      Wierz mi, że warunki finansowe aktorów wcale nie spędzają mi snu z powiek, była to raczej ironiczna uwaga, bo ilość eventów promocyjnych jest wręcz zatrważająca :D I jakoś w ogóle mnie nie dziwi, że część z nich może być w prawdziwym życiu kimś zupełnie innym. To ludzie w komentarzach świrują nieraz pawiana i dorabiają sobie historie do zgrabnie wykreowanych relacji, które mogą być tak fejkowe, jak newsy na ASZ Dzienniku ;)
      Ooo przypomniałam sobie właśnie, że dla mnie najmniejsza szansa na obejrzenie czegoś to na ten moment kryminał albo coś psychologicznego. Kompletnie nie mam na takie rzeczy ochoty i raczej omijam, aczkolwiek czasem coś z przypadku i tak trafia na mój ekran ;)
      Pozdrowienia :)

      Usuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger