×

Wiśnia w Krainie K-popu

Tak jak opowiadam tu czasem o swoich ulubionych wykonawcach z Turcji, tak postanowiłam zrobić małe podsumowanie z wykonawcami koreańskimi. Chcąc sięgnąć do początków tej szalonej przygody, będącej niejako moim powrotem do muzyki popularnej (bo przez dłuższy czas słuchałam głównie rocka, ale strasznie mi się ostatnio znudził), musimy się cofnąć do początku roku 2020. Tak, to ten zjebany rok, w którym zaczęło się sami wiecie co. Tuż przed tym, jak cały świat dostał pierdolca, zaczęłam oglądać k-dramy. A że piosenki są w ścieżkach dźwiękowych koreańskich seriali bardzo ważne, to właśnie przez soundtracki zaczęłam powoli poznawać tamtejszą muzykę. Co prawda nie zachwyciła mnie aż tak bardzo, jak zachwyciła mnie turecka muzyka rozrywkowa, ale coś tam jednak intrygującego w tym odnalazłam, a po roku oglądania dram byłam w stanie sklecić playlistę ulubionych piosenek z obejrzanych tytułów. 

Ale tak naprawdę moja przygoda z k-popem to równocześnie historia mojego cebulactwa xD Zaczęła się na dobre w momencie, gdy dali mi w sklepie RTV kupon na darmowe Spotify Premium. Trochę mnie już nudziły moje stare playlisty i chcąc maksymalnie wykorzystać ten darmowy abonament, zaczęłam szukać czegoś nowego. Do tamtej pory nie miałam jakiejś szczególnie dużej potrzeby słuchania k-popu i zadowalała mnie znajomość paru piosenek z dram, Butter od BTS oraz ich gościnny występ na płycie Coldplay. Ale przypomniałam sobie, że przecież Taecyeon z obsady Vincenzo występuje w grupie o nazwie 2PM, więc stwierdziłam, że co mi tam szkodzi sprawdzić, jak oni śpiewają. Sprawdziłam i momentalnie zażarło :) 

I tak oto na maksa spodobał mi się jeden k-popowy album (MUST od 2PM), potem drugi, a potem to już poszło lawinowo. Co prawda ogarniam tę kuwetę zwaną koreańskim przemysłem fonograficznym w naprawdę żenująco małym stopniu, bo zwyczajnie nie mam czasu na jej głęboką eksplorację, a poza tym jestem z tych, co wolą w kółko męczyć parę ulubionych kawałków, niż szukać nowości. Niemniej podążam sobie tylko znaną ścieżką małego muzycznego odkrywcy, poznając wykonawców i powiększając własną kolekcję płyt o albumy k-popowe, które mają tak wyjebisty standard wydania, że wypadam z laczków za każdym razem, jak wyciągam taki album z paczkomatu. 

Jeśli jesteście na to gotowi, to przedstawiam wam moją aktualną listę TOP OF THE TOP wykonawców k-popowych, których muzyka przyprawia mnie o dreszcze ekscytacji i westchnienia z zachwytu. No, może troszeczkę przesadziłam z ubarwianiem tego mojego ciągnącego się jak flaki z olejem wstępu xD Tak czy inaczej zapraszam do lektury, a także do obczajenia specjalnie ułożonej playlisty (znajdziecie ją TUTAJ). 


2PM 

Gdy włączyłam płytę MUST, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu okazało się, że ten album to czyste złoto. Spodziewałam się niczego, a dostałam wszystko. Od naprawdę wysmakowanego intro, przez parę dynamicznych piosenek pod nóżkę, aż po łagodny finał i epilog ze starym (jak się okazało) hitem w akustycznej aranżacji. Brzmi to wszystko dojrzale. Już po pierwszych dźwiękach miałam pewność, że tych sześciu facetów to doświadczeni artyści, którzy mają swoim słuchaczom do zaoferowania dużo więcej, niż pakiet kilku utworów na jedno kopyto. Nawet nie musiałam rozumieć słów, takie rzeczy się po prostu czuje. Ale fajnie było się wczytać w niektóre teksty. Weźmy takie na przykład Hold You. Jun.K napisał naprawdę piękne słowa. A w ogóle ten koncept występu live, że Nichkhun siedzi sam, dopóki jego koreańscy koledzy nie zaczynają do niego wracać jeden po drugim (po obowiązkowej służbie wojskowej, bo w Korei Południowej każden jeden chłop musi iść do woja, celebryta również - przyp. dla nieogarniających Dalekiego Wschodu), a gdy w końcu wszyscy spotykają się razem na scenie, zaczynają śpiewać jak za starych dobrych czasów. No jest w tym coś poruszającego. Tylko spróbujcie powiedzieć, że nie.


Choć nie wiedziałam o nich praktycznie nic, dałam im się błyskawicznie oczarować, tak że nie znając kompletnie ich dotychczasowej twórczości, totalnie zakochałam się w 2PM. Pasuje mi w nich wszystko - każdy wokal z osobna i to, jak świetnie ze sobą współbrzmią. I tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy poznałam ich muzykę, k-pop zaczął być dla mnie totalnie atrakcyjny i wart słuchania nie okazjonalnie, a na co dzień. 


MUST lubię do tego stopnia, że kupiłam ten album w dwóch wersjach (#byłowarto). Poza tym lubię jeszcze Gentlemen's Game i No.5. Na starsze krążki 2PM jestem już chyba mentalnie za stara, a utwory na nich trącą jak dla mnie myszką. No ale to wszystko nieważne, bo i tak przeogromnie się nimi jaram xD 

Junho

Wiecie co jest lepsze od k-popowych zespołów? Ich członkowie w solowych projektach. Jak już poznałam 2PM, to mi było mało, więc zaczęłam się rozglądać po solówkach poszczególnych panów z tej grupy. Największe (można by rzec - piorunujące) wrażenie zrobił na mnie Junho, którego w ogóle wtedy nie kojarzyłam z kariery aktorskiej, bo nigdy nie trafiłam na dramę z jego udziałem, ani nawet za bardzo z twarzy. Włączyłam pierwszą z brzega piosenkę - padło na Fancy (wersja koreańska, bo nagrał jeszcze japońską). No i - że się tak wyrażę w stylu Food Emperora - KURWA MAĆ, JAKIE TO JEST DOBREEE!!! Serio, ja się rzadko kiedy tak jaram od pierwszych sekund nowo poznanej piosenki, a w tym przypadku chłop jeszcze nie zaczął śpiewać, a już mi się podobało. 


Każda kolejna piosenka na płycie TWO (będącej swoją drogą kompilacją singli, a nie jednolitym projektem) okazywała się kolejnym odkopanym przeze mnie diamentem. Co podoba mi się najbardziej u Junho? Ten jego plastyczny głos, którym operuje ze swobodą i lekkością, przechodząc płynnie w ciągu jednej piosenki od brzmienia zmysłowego, przez słodkie i subtelne, po mocne i charakterne. Z kolei jego kompozycje mają "to coś" - po prostu trudno się od nich oderwać, jak już zacznie się ich słuchać. A do tego trzeba przyznać, że Junho to nieprzeciętna osobowość sceniczna z budzącą podziw świadomością własnego ciała i ogromną charyzmą. Zazdroszczę wszystkim, którzy mogą sobie chodzić na jego fan meetingi i oglądać go na żywo. 

GOT7

Jeśli chodzi o GOT7, to w sumie na początku miałam ambiwalentne odczucia co do ich piosenek, bo niektóre od razu wpadały mi w ucho, a inne w ogóle. Na ten przykład kocham miłością wieczną dwa pierwsze utwory z albumu Breath of Love: Last Piece, czyli Breath i Last Piece, natomiast cała reszta krążka jest jak dla mnie taka se. Ale już ich najnowszy krążek, czyli wydana w tym roku EPka w zielonym pudełku, podoba mi się w całości. 


Najzajebistsze w GOT7 jest to, że jego członkowie tworzą równolegle do kariery grupowej różnorodne projekty solowe czy w duetach - jest zatem czego słuchać (i na co popatrzeć, no nie oszukujmy się xD). Na ten przykład Jackson Wang robi światową karierę, a jego teledyski z dopieszczonymi do ostatniego detalu choreografiami są po prostu obłędne. Youngjae nagrywa solo kawał dobrego, na maksa przyjemnego popu, a z kolei JB wykracza swoją twórczością daleko poza mainstream. 

Youngjae 

A gdybyście mnie tak zapytali, który wokal z GOT7 lubię najbardziej, to odpowiedziałabym, że zdecydowanie ten należący do Youngjae. Jego głos zwraca na siebie moją uwagę i wybija się na pierwszy plan w dosłownie każdej piosence grupy. Nawet nie umiem określić, co konkretnie mi się w tym głosie podoba, ale totalnie go uwielbiam i słuchając GOT7 wyczekuję fragmentów śpiewanych właśnie przez Youngjae. Ucieszyłam się więc, kiedy znalazłam jego solowe EPki - Colors i tegoroczną Sugar


Te jego solowe albumy może nie są jakieś turbo odkrywcze i nie wprowadzają do świata muzyki wielkich innowacji, ale są tak cholernie przyjemne i lekkie w odbiorze, że ach. Ja nie jestem przyzwyczajona do słuchania wesołej muzyki i nie jestem jej koneserem, ale ta w wykonaniu mojego ulubieńca z GOT7 momentalnie podbiła moje wnętrzności. Chcę więcej, bardzo proszę Youngjae, żeby nagrywał dalej ;)

Jay B 

W GOT7 gdzieś mi ten jego wokal umykał, natomiast kiedy poznałam poboczne projekty Jaebeoma, to zostałam POWALONA skalą jego talentu i urzeczona przecudowną, ciepłą barwą głosu. Niedawno Jay B nagrał nową solową EPkę i mówię wam szczerze - chyba nigdy w życiu nie słuchałam tak optymistycznego, naładowanego radością albumu. Nawet EPki Youngjae nie są aż tak wesołe. Be Yourself przebija swoim pogodnym tonem wszystko, czego słuchałam dotychczas. Tak właśnie, drodzy państwo, brzmi płyta nagrana przez szczęśliwego, wiodącego satysfakcjonujące życie człowieka. Czuję, że tak jest - każdy dźwięk na tej płycie mnie o tym informuje. A ja, słuchając Be Yourself, staram się uszczknąć odrobinę tego szczęścia dla siebie ;) 


Najjaśniejszym punktem tej najnowszej EPki jest według mnie Fountain Of Youth - prawdopodobnie najpiękniejsze wyznanie miłości skierowane do przyjaciół, jakie ktokolwiek kiedykolwiek napisał. Zazwyczaj w piosenkach o miłości chodzi o relacje romantyczne, a tu mamy rozczulające na maksa słowa o sile przyjaźni, i że cholernie dobrze jest mieć w swoim życiu ludzi, przy których zawsze można być sobą - wiecznie młodym i głupim. Tekst Fountain Of Youth jest krótko mówiąc okuratny, sprawiedliwy, boży. I muszę przyznać, że Jay B jest bardzo przekonujący w tym utworze, a w jego głosie czuć oddanie i silną więź z tymi, którym poświęca swój tekst. 

Def.

Płyta Love., którą Jay B nagrał jako Def., to po prostu doskonałość. To właśnie w tym projekcie szczególnie słychać ciągoty Jaebeoma w kierunku r&b (choć daje się je usłyszeć również w innych jego muzycznych przedsięwzięciach). Brzmienie jest znakomite - na pierwszym planie mamy ten jego cudowny, aksamitny wokal, niezagłuszony zbędnymi ozdobnikami czy mnóstwem instrumentów. Love. jest albumem z jednej strony bardzo zmysłowym, z drugiej - kompletnie pozbawionym tandetnego rozerotyzowania. A co piosenka, to inna miłosna historia. 


Trudno mi wybrać najlepszy utwór, bo album tworzy niesamowicie spójną całość i płynie swobodnie równym rytmem od piosenki do piosenki, tak że nie ma się ochoty przeskakiwać od jednego hitu do drugiego. Tu nie ma "hiciorów", tu są same perły. Trudno jest zatrzymać płytę gdzieś w środku - to po prostu musi wybrzmieć od początku do końca, bo szkoda każdego pominiętego dźwięku. Doskonała rzecz do słuchania w nocy po północy. I o każdej innej porze ;)

A najlepsze, że już niebawem pojawi się druga EPka Jaebeoma w tym właśnie wcieleniu. Def. wydaje album abandoned love. Chyba nie muszę dodawać, jak bardzo jestem tym podekscytowana  ;)

Jus2

Jeśli jesteście już zmęczeni czytaniem o tym, jaki ten Lim Jaebeom wspaniały, to mam dla was złą wiadomość - ten fragment również będzie o nim xD A konkretnie o jego duecie z innym członkiem GOT7 - Yugyeomem. Jako Jus2 muzycy wydali świetną EPkę pt. Focus. Album wchodzi momentami na mocno klubowy vibe. Inspiracje muzyką house najmocniej wybrzmiewają w otwierającym krążek utworze Focus On Me, jak również w najlepszym na płycie (moim zdaniem oczywiście) Senses czy Love Talk. Jednocześnie nie brakuje wpływów muzyki r&b, które słychać wyraźnie w Long Black czy Drunk On You. Całość buja jak nie wiem co. 


Powiem wam, że o ile Jay B to obecnie mój drugi (po Youngjae of course) ulubiony wokal w GOT7, tak wokal Yugyeoma podoba mi się w tej grupie najmniej. W związku z tym wydawało mi się, że ich duet może nie przypaść mi do gustu. Tymczasem okazało się, że takie a nie inne połączenie głosów brzmi po prostu fantastycznie. Jestem pod dużym wrażeniem tego, jak oni się uzupełniają wokalnie. A że lubię french house i elektroniczne brzmienia, piosenki utrzymane w takim klimacie trafiły tam, gdzie powinny. 

*koniec jarania się JB*

PS Tak, wiem, że jest jeszcze JJ Project z Jinyoungiem, ale zdecydowanie bardziej podoba mi się Jus2. 

Woosung 

No ja wiem, że Woosung na co dzień gra i śpiewa w zespole The Rose, ale jakoś nie mogę się na razie przekonać do ich piosenek. Na ten moment wolę go w solowym wydaniu, a EPka Moth znalazła swoje miejsce wśród moich ulubionych płyt, których słuchałam w tym roku. Woosung ma bardzo charakterystyczny głos i lubi ten głos upiększać ozdobnikami. Zazwyczaj biadolę, że ozdobniki są w śpiewie zbyteczne, ale w przypadku Woosunga działają tylko na jego korzyść, bo facet śpiewa w absolutnie niepodrabialny sposób. Z jednej strony jest to wokal silny i charyzmatyczny, z drugiej - lekki i subtelny. 


Musicie przyznać, że do tej pory świetnie mi szło niepisanie o walorach aparycji ludzi, o których tu dziś wspominam, ale jak już jesteśmy przy Woosungu, to pochylmy się nad tym, jak zajebista jest jego sesja z photobooka do Moth. Dobrze wiecie, że nie jestem zwolennikiem rozmemłanych, niedopiętych koszul i eksponowania klaty. Tatuażami też niespecjalnie się jaram. No ale jak pragnę zdrowia, Woosung z tym swoim tatuażem na klatce piersiowej, do tego cały w ćmach, wygląda jak nie przymierzając całe to złoto ukryte pod Geumga Plaza. Dziękuję za uwagę. Bye!

BTS 

Mam na półce album Proof, czyli antologię twórczości BTS w gigantycznych rozmiarów wydaniu, ale dziś wam o nim nie opowiem, bo zostawiam to sobie na inny czas. W to miejsce proponuję przypomnienie moich wrażeń z ich koncertu, na którym byłam jakiś czas temu w kinie (link wrzucam TUTAJ). 

J-Hope 

J-Hope we wcieleniu z Jack In The Box jest trochę jak zły brat bliźniak J-Hope'a z BTS - mroczny, tajemniczy, będący uosobieniem ludzkich lęków i natrętnych myśli. Jung Hoseok zdecydował się na odważny krok, odsłaniając przed fanami swoje drugie, przesłonięte dotąd promiennym uśmiechem oblicze. W autorefleksyjnym albumie chce nam przekazać, że życie artysty scenicznego to nie tylko to, co widzimy jako fani. To zaledwie jedna warstwa, jedna twarz wystawiona na widok publiczny. A przecież artysta, jak zresztą każdy człowiek, jest istotą o skomplikowanej i złożonej osobowości. Podziwiamy go, nierzadko zazdroszcząc sławy, piękna, talentu czy możliwości. Nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego, z jakim ciężarem się to wszystko wiąże. 


Jack In The Box to wyraz dojrzałości artystycznej J-Hope'a, dzieło spójne, przemyślane, dopieszczone pod każdym względem. Nie można mnie nazwać koneserem rapu, ale nawijka Hoseoka - TOP. To jak on wypowiada i akcentuje słowa jest dla mnie perfekcyjne. Absolutne wyżyny umiejętności. Z drugiej strony beaty również są tu doskonałe. Czuć w nich taki retro vibe, czasem mi się wydaje, że słyszę na tej płycie dźwięki znane mi z muzyki lat 90. i 00. Takimi utworami są dla mnie What if... oraz = (Equal Sign). Z kolei MORE, a konkretnie gitarowy beat w refrenie, przywodzi mi nieco na myśl Robot Rock Daft Punk. 

Czy J-Hope pokazał nam tym albumem swoją prawdziwą twarz? Nie. Pokazał jedynie swoją drugą stronę. Ani lepszą, ani gorszą. Ta mroczna strona jest nierozerwalnie złączona z tą pogodną, do której przyzwyczaił nas przez lata działalności w BTS. Żadna z nich nie jest fałszywa, żadna z nich nie jest bardziej prawdziwa. Dopiero połączone w całość ukazują w pełni unikalną osobowość artysty. 

We Are The Night

Na koniec coś zupełnie innego niż cała reszta, bo We Are The Night zaprowadzają nas do krainy łagodności. Nie jest to typowy k-pop, a zespół znalazłam na playliście z koreańską muzyką indie. Na ten moment moim numerem 1 wśród utworów tej grupy jest Dreamcatcher. Skradł moje zimne serce brzmieniem niosącym z sobą porządny ładunek dziwnej, nieuzasadnionej nostalgii za czymś nieistniejącym i nieprzeżytym. Odczucie towarzyszące mi podczas słuchania Dreamcatcher przypomina mi w pewnym sensie wrażenie pozostawianie przez tęskne tony tureckiego rocka alternatywnego i chyba właśnie dlatego tak mi się ten utwór podoba. 


We Are The Night są absolutnie warci odkrycia. Ich niezwykle łagodne kompozycje odprężają i koją, ale nie usypiają. Uwielbiam ich słuchać w momentach, kiedy czuję się przebodźcowana. 

***

Teraz będzie małe ogłoszenie parafialne. Pewnie będziecie chcieli zaproponować mi jakichś innych wykonawców i ich piosenki. Spoko, ale miejcie na względzie parę istotnych kwestii. 
  • Primo - nie słucham kobiet. Jak to kiedyś ujęła moja przyjaciółka, jestem heteromuzyczna i w większości przypadków wolę wokal męski, niż damski. Żeńskie głosy po prostu mi nie smakują i nie mam potrzeby ich słuchać. Taka ze mnie mizoginistyczna świnia xD Oczywiście są wyjątki od tej reguły, mam na playlistach jakieś tam pojedyncze piosenki wokalistek, lubię czasem posłuchać piosenkarek tureckich czy japońskich z lat 80., ale przez ponad dwadzieścia lat świadomego konsumowania muzyki tylko trzy współczesne artystki załapały się na moją półkę z płytami: Skin (wokalistka Skunk Anansie), Gaye Su Akyol oraz nieboszczka Winehouse (świeć Panie nad jej duszą). A zatem próżny trud, jeśli chcecie mnie przekonać do jakiejś śpiewającej pani, a jeszcze gorzej - do całej damskiej grupy.
  • Secundo - nie znoszę typowych ballad. Takie wycie pod pianinko to nie moje klimaty i nudzę się już po kilku sekundach. A z kolei wycie pod gitarrę może nadaje się na ognisko w lesie, ale na pewno nie do słuchania na co dzień. Pewnie znalazłyby się jakieś wyjątki, ale nie jestem w stanie sobie ich przypomnieć ;) 
  • Tertio - lubię jak jest dynamicznie, z wyraźnym rytmem, ale bez nadmiaru ozdobników, z przewagą wokalu nad rapem (rapu może nie być w ogóle), a głosy najlepiej niskie. 
  • Quatro - to, że wy sami szalejecie za jakimś wykonawcą lub utworem, nie musi oznaczać, że mnie ten wykonawca lub utwór również wyrwie z kapci. Każdy człowiek w inny sposób reaguje na bodźce, w tym na dźwięki muzyki. Nie mogę więc nikomu niczego obiecać, zwłaszcza tego, że spodoba mi się to, co zaproponujecie. Czasem nasze gusta się zazębiają, a czasem rozmijają. Ale przecież właśnie dzięki temu jest ciekawie, prawda?
No, to skoro jesteście już uświadomieni i wydaje się Wam, że macie w zanadrzu coś, co może mi się spodobać, zapraszam do komentowania ;) Jeśli propozycji będzie wystarczająco dużo, być może zrobię na ich podstawie kolejny tekst i opiszę w nim swoje wrażenia z ich słuchania. 
Dajcie również znać, co sądzicie o moich dzisiejszych wybrańcach. Oddaję Wam sekcję komentarzy :)
A na wypadek, gdybyście przeoczyli playlistę z tego wpisu, podaję link do niej po raz kolejny, W TYM MIEJSCU

***

A jako postscriptum będzie orędzie do narodu. K-POP TO NIE JEST "TAKIE KOREAŃSKIE DISCO POLO", DO CHUJA PANA! Pragnę podkreślić, iż wbrew panującej wśród wielu nieświadomych osób opinii, że k-pop to jakaś popierdółka z Azji i muzyka gorsza od tej "naszej", jest to w istocie coś znacznie więcej niż muzyka, a biorąc pod uwagę ogrom pracy i wieloletnie treningi przed oficjalnym debiutem na scenie - wręcz sport wyczynowy. Koreańscy idole (słowo "idol" ma tam swoją drogą nieco inne znaczenie niż to, którego używamy w języku polskim) to ludzie, którzy poświęcają w swoim życiu cholernie dużo, by osiągać perfekcję w dosłownie każdym aspekcie artystycznego jestestwa i chronić swój nieskalany wizerunek, bo to warunkuje ich istnienie w branży. I pewnie niejedną historię o pocie i łzach bylibyśmy w stanie wyszukać i opisać. 

Nie było jednak moim celem napisanie reportażu o blaskach i cieniach koreańskiego show businessu, ponieważ nie mam absolutnie żadnych kompetencji, by się na ten temat wypowiadać. Dlatego chciałam poruszyć wyłącznie czysto muzyczny aspekt k-popu, by w przynajmniej minimalnym stopniu pokazać, że nurt ten jest naprawdę różnorodny i można w nim wyszukać znakomite piosenki, przewyższające często swoją jakością zachodnie utwory. Każdego, kto jeszcze tej muzyki nie zna, zachęcam do spróbowania, a jeśli to za dużo, to proszę przynajmniej o zaprzestanie lekceważenia k-popu. Pozdro!

7 komentarzy:

  1. Świetny wpis 😊 polecam Ci zespół CNBLUE 🥰

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) chyba słyszałam kiedyś jakąś piosenkę tej grupy, ale nie zażarło, choć może powinnam dać drugą szansę ;)

      Usuń
  2. Dziękuję. Tekst czyta się szybko mimo jego sporej objętości. Ostatnio, może przez to, że nowe rzeczy nie pojawiają się tu non stop to każdy wpis jest na wagę złota. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny i komentarz :) sama chciałabym publikować częściej, jednak nie mam tyle czasu co kiedyś, a i trochę wpadłam w pułapkę perfekcjonizmu, przez co napisanie i opublikowanie ostatecznej wersji tekstu zajmuje mi więcej czasu. Dorosłe życie jest do bani ;)

      Usuń
    2. W sumie zawsze lepiej iść w jakość niż w ilość. ;) Sama w pracy mam tak, że muszę wszystko wyszlifować do końca zanim wypuszczę cokolwiek w świat. Pozdrawiam.

      Usuń
  3. GOT7 to moja jedyna k-popowa miłość. Mam trochę inną, niż ty Wiśnia listę ulubionych głosów u nich. Na 1 miejscu są właściwie równorzędnie, w zależności od mojego humoru, Jay B, Jinyoung, Youngjae. Lubię ich barwy głosów i muzykę jaką tworzą. Jinyoung z powodu kariery aktorskiej najmniej tworzy solo, ale dla zespołu napisał jedne z ulubionych moich piosenek. Solowo najbardziej wszechstronny jest Jay B. Zgadzam się z tym, że w jego ostatnich utworach czuć, że jest aktualnie w dobrym miejscu w swoim życiu. Szczęśliwie zakochany w swojej dziewczynie, spełniony zawodowo, w dobrej kondycji psychicznej. Przez wiele lat zmagał się z depresją, której u siebie nie rozpoznał i był dla siebie surowy. Na youtube są jego wywiady o depresji, jego życiu, przemyśleniach i różne inne ciekawe rzeczy, o których mówi. Zawsze mówi jak GOT7 i członkowie grupy są dla niego ważni. Jakbym miała wybrać kogoś z GOT7 kogo chciałabym poznać osobiście to byłby właśnie on, ze względu na jego otwartość jako człowieka i to jak kieruje swoją karierą. We wszystkim co robi czuć, że jest liderem grupy, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie napisane, dziękuję za ten komentarz.
      JB jest bardzo autentyczny w swojej muzyce. To po prostu czuć, braku autentyczności nie da się niczym zakryć. Nie mogę się doczekać tej jego nowej płyty, którą wydaje jako Def. Mam pewność, że również będzie znakomita.

      Usuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger