×

Na zlecenie #2 Bulgasal: Immortal Souls

Czas na drugi tekst, który jest realizacją wiśniomaniackiego kuponu. Do obejrzenia Bulgasal: Immortal Souls namówiła mnie Awisa, która naczekała się na to omówienie, i teraz to już w sumie nie wiem, czy będzie ukontentowana tym, co tu przeczyta, ale tak właśnie wygląda zadawanie się ze mną - nigdy nie wiadomo, czego się po spodziewać xD Przy okazji przypominam tym, którzy dostali ode mnie taki kupon, a jeszcze go nie wykorzystali, że wciąż czekam na propozycje. 
A przechodząc już do głównego tematu, opowiem wam dziś ciutkę o dramie, w której ktoś bardzo długo czekał na zemstę, ale jak przyszło co do czego, to wszystko mu się odmieniło. Zapraszam :)

Powiadają ludziska we wsi, 
że likantrop jakowyś po nocy po zagrodach grasuje. 
Trza by rano do infułata iść i dać pięć groszów, 
żeby odczynił ode złego, kyrie elejson. 
Halinka Kiepska, odc. 316, Skowyt


O czym to w ogóle jest? 

Zaczynamy od retrospekcji, w której główny bohater rodzi się, wypadając z ciała swojej martwej matki (bo się powiesiła). Wieśniaki z jego osiedla, ze straszną babą - szamanką - na czele, posądzają go o bycie pomiotem szatana, w związku z czym jako mały chłopiec musi żyć w oddaleniu od własnej wiochy, bo wszyscy się go boją i nim gardzą.
 
Któregoś razu przez te tereny przejeżdża jakiś ważny generał ze swoimi ludźmi. Widząc, że chłopczyk jest pomiatany przez miejscową ludność, postanawia zabrać go ze sobą. Za jakiś czas dowiadujemy się, że generał usynowił chłopca i wyszkolił go na swojego najlepszego żołnierza do zadań specjalnych, czyli do walki z demonami, które atakują wieśnioków na całej szerokości ówczesnej Pra-Korei. 

Dorosły Hwal również nie cieszy się zbytnią sympatią ludzi. Oprócz przybranego ojca nikt nie stoi po jego stronie. Niemniej on sam nie strzela fochów, tylko znosi swój los, a oprócz tego zajebiście się napierdala z potworami grasującymi po lasach i wiochach. Generał ma też przybraną córkę, która została żoną Hwala, ale kobieta też raczej nim gardzi, a już na pewno ma pretensje o to, że przez jego klątwę ich starszy syn ma chorobę oczu, a drugie dziecko urodziło się martwe. 

W końcu dochodzi do starcia z potężnym demonem, w wyniku którego ginie rodzina Hwala, a on sam zostaje pozbawiony duszy przez tajemniczą kobietę, która wcześniej uratowała mu życie, gdy był jeszcze dzieckiem. Po tym, jak Hwal sam zostaje potworem, żołnierze oddziału jego ojca próbują go zabić, lecz nie udaje im się ta sztuka. Hwal staje się bowiem nieśmiertelny. Kończy się to krwawą jatką. Gdy dowiaduje się o tym jego przybrany ojciec, nie dowierza. Kiedy jednak sam przekonuje się o tym, że jego syn naprawdę stał się potworem, w swoich ostatnich chwilach prosi go, by ten nigdy nie zhańbił się piciem ludzkiej krwi. 

Bulgasal: Immortal Souls, kadr z serialu, TvN, dystr. Netflix

Mijają wieki. Hwal błąka się po świecie, szukając odrodzonej w nowym ciele kobiety, która go tak załatwiła. Podsycana przez setki lat nienawiść jest dla niego jedynym celem życia w nieśmiertelności. W 2006 roku poznajemy bliźniaczki, z których jedna zdaje się pamiętać wszystko to, co wydarzyło się w jej poprzednich wcieleniach. Ma świadomość, że muszą się ukrywać, bo na ich tropie jest ktoś potężny i niebezpieczny. Finalnie jednak nie udaje jej się próba ucieczki i ukrycia przed Bulgasalem, bowiem druga z bliźniaczek, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, chce wracać do domu. A w nim dochodzi do brutalnego morderstwa ich matki z rąk demona. Ginie również "oświecona" bliźniaczka. Wtedy do kilkunastoletniej Hwa-yeon dociera, że ona i jej młodsza siostra rzeczywiście muszą żyć w ukryciu. 

Docieramy do współczesności. Dan Hwal nie ustaje w próbach odnalezienia kobiety, która kilkaset lat temu skradła jego duszę, odbierając mu człowieczeństwo i możliwość kopnięcia w kalendarz. Mężczyzna jest zdeterminowany, jednak kolejne już wcielenie jego odwiecznej przeciwniczki dobrze się ukrywa. Ale koniec końców Hwalowi udaje się ją znaleźć. Chce ją zabić i odebrać z powrotem swoją duszę, lecz sprawy się komplikują. Zwłaszcza gdy na horyzoncie pojawia się charyzmatyczny potwór, który - jak się okazuje - też ma wiele wspólnego z Hwalem i Hwa-yeon. Od tej pory rusza właściwa rozgrywka między nieśmiertelnymi krwiopijcami, a pozornie prosta historia ich wzajemnych powiązań okazuje się dużo bardziej zagmatwana, niż się na samym początku wydawało. 

Ocena ogólna

Ogólnie największym minusem tego serialu jest jego tempo, które jest okropnie wolne, a przeciągnięte odcinki to takie flaki z olejem, że ja cię kręcę. Fabułę dałoby się zamknąć w ciągu jakichś ośmiu odcinków, a zostało to wszystko rozwleczone na 16 części i to jeszcze takich długich jak cholera, bo w TvN lubią robić odcinki dłuższe od standardowej niepełnej godziny. W przypadku Bulgasal: Immortal Souls towarzyszyło mi poczucie dłużyzny i przeciągania scen, które nie wnosiły nic ciekawego do całej historii, tylko były niczym innym, jak zwykłym zapychaczem. Mam na myśli chociażby te przydługie, teledyskowe wręcz sceny, w których bohaterowie do siebie idą albo na siebie patrzą, a w tle leci jakaś łzawa piosenka. 


W ogóle dużo było tego patrzenia na siebie (mimo że to nie melodramat - na całe szczęście!) i rozkminiania wciąż tej samej rzeczy, ale najwięcej było gadki o tym, że "Bulgasal idzie", "ty jesteś Bulgasalem", "muszę znaleźć/zabić Bulgasala", "Bulgasal to zrobił", "musimy spieprzać przed Bulgasalem". Jakby mi płacili piątaka za każdym razem, kiedy ktoś w tym serialu mówi, że Bulgasal idzie, to zarobiłabym na długie wakacje, i to nie w Pucku, tylko gdzieś w Tajlandii (ale żeby nie było, nie mam nic do Pucka, zwłaszcza że zdaniem Ferdka Kiepskiego na "tamtym" świecie jest właśnie trochę jak w Pucku). Bulgasal to w ogóle jest Buka tej dramy. Więcej się o nim mówi i więcej jest trzęsienia przed nim gaćmi, niż on rzeczywiście robi. 

No właśnie, główny bohater - pałętający się po tym świecie od setek lat Dan Hwal (w sumie mimo wszystko fajny w tej roli Lee Jin-wook, który, abstrahując od roli, dobrze wygląda z zarostem) - to jak na pozbawionego duszy prastarego demona straszne ciepłe kluchy. Serio, taka z niego mameja, że aż trudno uwierzyć, że mógłby komukolwiek zrobić krzywdę. I ja go naprawdę lubię, bo to w gruncie rzeczy porządny chłop - może nie z tych, co to zawsze dzień dobry na klatce mówią, ale jednak pod grubą warstwą powściągliwości kryje się zaskakująco ciepłe wnętrze. Tyle że jednocześnie nie wzbudza on we mnie większych emocji, a chyba powinien. 

Podobne wrażenie sprawia protagonistka - Hwa-yeon. Jest miła i urocza, powiem nawet, że to jedyna rola Na-ry, w której ją lubię, bo do tej pory trafiałam wyłącznie na takie dramy, w których Na-ra (a raczej grane przez nią bohaterki) mnie denerwowała, a w Bulgasal: Immortal Souls aktorka ta stworzyła postać, która umie rozmiękczyć nawet najtwardsze serce, a w retrospekcjach wygląda po prostu zjawiskowo. Ale tak jak w przypadku Hwala - ciepłe kluchy i nie wzbudza gorętszych uczuć. 

Generalnie czasem jest tak nudno, że zamiast omówienia fabuły mogłabym napisać wam historię o Primožu Uladze na Igrzyskach Olimpijskich w Sarajewie na podstawie wywodów Włodzimierza Szaranowicza i gwarantuję, że byłoby to ciekawsze od tego, co dzieje się w tym serialu. Oczywiście od czasu do czasu pojawia się w tej dramie kilka mocnych momentów, zazwyczaj wtedy, gdy do gry wchodzi Ok Eul-tae. Właściwie to tylko ta jedna postać ratuje Bulgasala jako produkcję thrilleropodobną, bo jego postać rzeczywiście wywołuje jakiś dreszczyk emocji. Mroczna Pustka jest nieobliczalny, ma w sobie coś zwierzęcego i niepokojącego, obłęd i żądzę krwi w oczach. Jest jednoznacznie zły, a jednak potrafi od czasu do czasu wzbudzać litość. Grający go Lee Joon to zdecydowanie najjaśniejszy punkt obsady. Olśniła mnie jego charyzma, a brzmienie jego głosu przyprawiło o ciarki. To moje kolejne aktorskie odkrycie i zapisuję sobie jego nazwisko do mojego osobistego panteonu oppów. Poświęćmy też chwilę, by docenić to, że Ok Eul-tae praktycznie za każdym razem, gdy się pojawia, ma inną fryzurę, jak również jego ekstrawaganckie garnitury, które wyglądają jak szyte u tapicera. Coś wspaniałego. Jako koneser ciekawych kostiumów w k-dramach jestem nimi zachwycona. 

Bulgasal: Immortal Souls, kadr z serialu, TvN, dystr. Netflix

Jest jeszcze "rodzinka", czyli zbiór odrodzonych dusz, które w niekończącym się cyklu reinkarnacji wciąż stają się częścią świata Dan Hwala. Si-ho, Do-joon, detektyw Kwon i pani Lee tworzą wraz z Hwa-yeon i Hwalem osobliwą grupę bohaterów, którzy czynią tę dramę czymś w rodzaju Barw Szczęścia, czyli widowiskiem familijnym, w którym podpatrujemy różne życiowe perypetie bohaterów, w pakiecie z czym dostajemy trochę przestrzelonych żartów i rozczulające sceny domowe, przerywane dramatycznym urozmaiceniem (żarty żartami, ale porwanie Marty Walawskiej było w chuj bardziej dramatyczne od jakiejkolwiek sceny z Bulgasala, just sayin'). Nawet zakończenie tej dramy jest na swój sposób zarąbiście barwoszczęściowe (gdyby tylko Barwy mieściły się w gatunku fantasy). Ja ogólnie oglądam Barwy, więc wiem, co do czego porównuję, bo jest to moje guilty pleasure, bez którego nie potrafię żyć. No ale jedne Barwy mi wystarczą, nie chcę oglądać tego samego, tylko po koreańsku. 

Oczywiście wyolbrzymiam, ale bez tych wszystkich zabiegów pseudo literackich i wodolejstwa ten wpis miałby trzy akapity, bo trudno mi się pisze o czymś, co nie poruszyło mnie w dostatecznie dużym stopniu. Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Omawiana drama nie jest złym serialem. Nie wygląda paździerzowo, nie ma w niej ani jednej żenującej sceny, nie przypominam sobie, by cokolwiek mnie tu doprowadziło do ciarek z powodu krindżuwy. Efekty specjalne są powyżej przeciętnej, sztuczna krew wygląda realistycznie, a charakteryzacja mojego ulubieńca, czyli Ok Eul-tae, to po prostu TOP. Wszystko stoi na przyzwoitym poziomie. Lecz z przykrością stwierdzam, że Bulgasal: Immortal Souls pozostawił mnie w stanie totalnej obojętności. Ani mi nie było tęskno do kolejnych odcinków, ani nie poczułam smutku, że to już koniec. 

Nie zdziwię się, jeśli ktoś z was myśli sobie, jaki ten tekst jest rozczarowujący. Bo jest, dla mnie samej jest rozczarowujący na maksa i właśnie to jest największy dowód na to, że Bulgasal: Immortal Souls jest tak bardzo pozbawiona tego "czegoś", że aż nie wiadomo, o czym pisać. W moim odczuciu fabuła na dobre rozkręca się dopiero w połowie i to właśnie dla tej drugiej części odcinków warto w ogóle zaczynać oglądanie. Czy polecam? Mimo wszystko w sumie tak, bo nie jest to serial zły, żenujący czy szkodliwy. Może komuś lepiej przypadnie do gustu. 

6 komentarzy:

  1. Dla mnie "to coś" ostatnio miała "Chwała". Niedawno skończyłam drugą część odcinków i bardzo dobrze mi się oglądało ten serial.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam na liście, przy sprzyjających wiatrach za dwa lata obejrzę :D

      Usuń
  2. Ten tekst nie jest rozczarowujący, to jest cała prawda o tej dramie. Nie jest zła ani super, taki średniaczek." Glory" polecam bardzo.
    Wielkie dzięki za poprzedni wpis, bez tego nie obejrzałabym "Love to hate you", a było warto. To była prawdziwa uczta dla oczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak byczq +1 :D "Love to hate you" to taka bomba znikąd - wrzucili bez większych ceregieli i ludziom się spodobało ;) cieszę się bardzo, że się przyczyniłam do tego, że obejrzałaś.

      Usuń
  3. Spodobał mi się tekst o dramie, choć jej nie oglądałam. Mniej więcej sobie wyobrażam jakie typowe błędy zrobili twórcy tej dramy po latach ich oglądania. Sceny w zwolnieniu już w ogóle nie mogę znieść na ekranie, irytują mnie niemożliwie. Niektóre dramy mogą mieć wolne tempo i być ciekawe, jak np teraz oglądam "Call it love", a niektóre takie tempo zabija.
    Pewnie przyjemnie mi się czytało dobry tekst krytykujący, bo drama od samej zapowiedzi, że ma być kręcona nie wzbudzała mojego zainteresowania. Prawie wcale nie oglądam już dram fantasy. W ostatnich latach widziałam może z kilka i wiele z nich porzuciłam po kilku odcinkach.
    Nawet gdyby tekst chwalił dramę i miałabym akurat ochotę na coś z fantasy, to i tak bym jej nie obejrzała, bo w roli głównej gra aktor z mojej "czarnej listy". Kilka lat temu miał dosyć obrzydliwy skandal obyczajowy, który rozmył się w końcu jakimiś "prawdami" dwóch stron i aktor został "uniewinniony". Ale ja zawsze miałam dziwne odczucia oglądając go w czymkolwiek, zanim w ogóle dowiedziałam się o jego "skandalu", więc trafił na moja listę "nie oglądam" mimo "niewinności".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo czasem to wolne tempo w jakiś tam sposób buduje pewne napięcie, a tu było tyle napięcia, co w przepalonej żarówce.
      W pełni rozumiem twoje wątpliwości co do aktora. Co prawda ja o tej sytuacji nie słyszałam, bo za krótko siedzę w dramach i tym, co się odwala w przemyśle dramowym, natomiast sama miewam różne awersje do niektórych aktorów i też mam listę "nie oglądam". Naprawdę nie warto tego robić na siłę, szkoda czasu.

      Usuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger