×

Na zlecenie #3 Niebezpieczni dżentelmeni

Dziś zapraszam na trzecią (i ostatnią zarazem) odsłonę mini serii "Na zlecenie", która jest realizacją kuponów, które kiedyś przyznawałam za udział w quizie Wiśniomaniaka. Z poślizgiem - już nie tyle lekkim, co zdecydowanie za długim - przybywam z mocno niepoważnym omówieniem filmu "Niebezpieczni dżentelmeni", bo taką propozycję otrzymałam od Julii. A zatem przenosimy się do alternatywnej rzeczywistości, w której słynni polscy artyści zostają uwikłani w aferę kryminalną. 

Niebezpieczni dźentelmeni, kadr ze zwiastuna, Kino Helios Polska

O czym to w ogóle jest?

Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy Tadeusz Żeleński budzi się na zeschłym trawniku koło zakopiańskiej wilii Stanisława Witkiewicza. Jest skacowany i nie ogarnia, co się działo zeszłej nocy. Wchodzi do domu, a tam równie skacowane, aczkolwiek doborowe towarzystwo - Bronisław Malinowski, Joseph Conrad i gospodarz, czyli Witkacy we własnej osobie. Jak się okazuje, poprzedniego wieczoru u Witkiewicza rozgrywał się epicki melanż, podczas którego wszyscy chlali i ćpali nie wiadomo co, a teraz uczestnicy balangi mają luki w pamięci. Nieprzyjemnie robi się, gdy Witkacy odkrywa, iż ze skrytki zniknęła kasa na wyprawę, na którą wybierali się z Malinowskim. A chwilę później robi się jeszcze bardziej nieprzyjemnie - gdy panowie odkrywają trupa z raną postrzałową. Nie wiedzą, kim jest nieboszczyk, skąd się tam wziął i kto go zabił. W obawie przed szubienicą, wykorzystując fakt, iż rozeszła się wiadomość, iż to Żeleński nie żyje, postanawiają jak najszybciej rozwikłać kryminalną zagadkę. Ekipa się rozdziela - Malinowski z Witkiewiczem jadą gdzieś w góry, a Żeleński z Conradem do miasta. I wszyscy mają po drodze różne przygody, spotykając na swej drodze inne ciekawe postaci, w tym Józefa Piłsudskiego i towarzysza Lenina. 

Ocena ogólna

Cała ta niewiarygodna historia jest jak przeciągnięty kawał z cyklu "spotykają się X, Y i Z, i coś się odpierdala". Być może pamiętacie też stare czasy, kiedy Kabaret Moralnego Niepokoju organizował Listopadowe Noce Kabaretowe, w których bohaterami poszczególnych skeczów były wielkie postaci z historii Polski, oczywiście przedstawione w krzywym zwierciadle i w absurdalnych sytuacjach. Niebezpieczni dżentelmeni trochę mi to przypominają. Tu też mamy wielkie postaci, które znamy z kart podręczników szkolnych, wplątujące się w łańcuch nieprzewidywalnych zdarzeń. A jeszcze z innej strony patrząc, to ten film jest ni mniej, ni więcej jak Kac Vegas w Zakopanem - jak określili to w swojej recenzji Sfilmowani. 

Wiedziałam już wcześniej, że opinie na temat Niebezpiecznych dżentelmenów są podzielone, lecz do tej pory nie miałam sposobności, by opowiedzieć się po którejś ze stron, gdyż po prostu nie widziałam filmu. Słyszałam, że jednych bawi konwencja, w której bohaterami szalonej wręcz komedii kryminalnej zostają Witkacy, Boy-Żeleński, Malinowski i Conrad, a wśród postaci dalszoplanowych pojawiają się chociażby Piłsudski, Lenin czy Szymanowski. A innych odstręcza karykaturalność i spłycenie tych bohaterów, sprowadzenie ich do roli pijaków i ćpunów, którzy zachowują się jak imbecyle. Po obejrzeniu filmu stwierdzam, iż faktycznie jest to mocno karykaturalne dzieło (zwłaszcza Piłsudski został w nim sportretowany jak oszołom, a jego kompania to banda nieudaczników), ale właśnie to mi się w nim podoba. Generalnie lubię odrdzewianie pomników, traktowanie poważnych twarzy ze starych fotografii z pewną dozą humoru, dystansem, a wręcz robienie sobie z nich jaj. Bo byli takimi samymi ludźmi jak my i tak samo odwalali czasem różne numery jak wasz stary pijany o 5 rano na weselu. Wreszcie coś bez patosu i martyrologii. No, może szczypta patosu pojawiła nam się pod koniec filmu, kiedy Żeleński zaczął jechać po księżach i komunistach, w czym było oczywiście mnóstwo prawdy, lecz forma wielkiego przemówienia nie do końca do mnie przemówiła. Ale tak czy inaczej, udało się uniknąć toporności i niepotrzebnej w tej konwencji wzniosłości. 

Niebezpiecznych dżentelmenów traktuję jako alternatywną wersję historii, kino akcji trochę na modłę filmów Guya Ritchie. Nie twierdzę, że to dzieło wybitne i idealne, ale bawiłam się na nim świetnie. Zaśmiewałam się, słuchając często absurdalnych dialogów między bohaterami, soczystych przekleństw padających z ust bohaterów i cudownie brzmiących zwrotów grzecznościowych - zdrobnień od imion głównych postaci, kiedy mówili do siebie per Tadziu albo Stasiu. 

No i trzeba przyznać, że obsada jest po prostu rewelacyjna. Jak nie przepadam za polską kinematografią ostatnich lat i za częścią nazwisk tworzących aktorski światek, tak Niebezpieczni dżentelmeni zrobili mi dobrze doborem odtwórców poszczególnych ról i właściwie wszyscy mi się w tym filmie podobali. Może po trosze dlatego, że jestem koneserem obsad tworzonych przez dojrzałych aktorów. W każdym razie Dorociński jak Witkacy, Kot jako Żeleński, Seweryn jako Conrad i Mecwaldowski jako Malinowski stworzyli doskonały kwartet. Do tego muszę przyznać, że strasznie mi się podobał Józef Piłsudski w wykonaniu Michała Czerneckiego - przegięty w opór, ale cholernie mnie ta postać bawiła. Najbardziej rozbrajało mnie jego podejście do Szymanowskiego i ciągłe robienie z niego drugiego Chopina - do tego stopnia, że przedstawiając Szymanowskiego przed finałowym wystąpieniem Boya, Piłduski nazwał go "światowej klasy Chopinem". 

Oczywiście nie sposób nie wspomnieć o znakomitej ścieżce dźwiękowej Łukasza Targosza, który dla mnie jest polskim Toygarem Işıklı albo Cemem Ögetem (parafrazując Piłsudskiego z tego filmu, Targosz to dla mnie światowej sławy Işıklı) - po prostu od pierwszych dźwięków wiem, że to on komponował muzykę do danej produkcji. Dzięki jego soundtrackowi Niebezpieczni dżentelmeni wydawali mi się filmem o wiele bardziej płynnym, niż był on w rzeczywistości, a każdy dźwięk pasował w punkt do sceny, którą ilustrował. 

Słowem podsumowania - podobało mi się, choć nie bez zastrzeżeń, bo sama zagadka kryminalna i jej rozwiązanie okazały się tak banalne, że nieomal skisłam. Realizacyjnie trochę za bardzo efekciarskie, a efekty dupy mi nie urwały. Ale rozrywka przednia, więc jeśli jakimś cudem ktoś tego nie oglądał, to polecam, jest obecnie na Netflixie. Ja na pewno kiedyś wrócę do tego filmu. 

10 komentarzy:

  1. Nie zdążyłam przeczytać tej recenzji przed świętami więc nadrabiam teraz. Przy okazji życzę Ci Wiśnio wszystkiego dobrego w tym świątecznym czasie. :) Ten tekst to świetny prezent świąteczny. Fajnie zobaczyć na tym bloga, bodaj pierwszy raz, omówienie polskiego filmu. Oglądałam go w kinie i podobał mi się. Naprawdę lubię opowieści z historią alternatywną. Dziesięć lat temu powstał film Juliusza Machulskiego w podobnym klimacie pt. "Ambassada". A jeśli chodzi o "Niebezpiecznych dżentelmenów" to poza świetną obsadą i dystansem zamiast martyrologii cenię ten film za coś jeszcze. Jako historyk z wykształcenia myślę sobie, że ten film mimochodem może zachęcić kogoś do zgłębienia historii i naszej kultury. Co do atmosfery filmu to po prostu trzeba wejść w konwencję aby dobrze się na nim bawić. Podobnie jest np. z tureckim serialem "Aynen, Aynen". Pięć sezonów obejrzałam gdy był dostępny na playerze. Ostatni, szósty już tam nie trafił i nadrobiłam go dopiero co, po angielsku na YT. A wracając jeszcze do "Niebezpiecznych dżentelmenów" to miło było zobaczyć retro Zakopane, bez tłumu turystów i plastikowej tandety na Krupówkach. Z tego co wiem to realizację filmu ułatwiła pandemia. Ekipa mogła swobodnie pracować, bo nie było masy zwiedzających Zakopane osób. Niecierpliwie czekam na kolejne finałowe teksty tutaj. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Obejrzałam i też mi się spodobał. Miło obejrzeć polski film bez Kożuchowskiej i innych gwiazd z tabloidów. Inna polska produkcja z Netflixa, którą właśnie oglądam, to ERYNIE wg prozy Marka Krajewskiego. Pierwszy odcinek nie był obiecujący, ale dałam tej serii szansę i nie żałuję. Choć trudno przywyknąć do Marcina Dorocińskiego bez włosów😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, "Erynie" to nie jest łatwy serial, ale na pewno dobry. To jeden z dowodów na to, że powstają u nas dobre seriale. A tak zupełnie na marginesie to przyszło mi na myśl, że w zachodnich serialach często jako element przyciągający przed ekran wykorzystuje się kobiece wdzięki. Natomiast w serialach z Dizilandu są to wdzięki męskie. Tak więc wychodzi na to, że wszędzie funkcjonują te same schematy tyle tylko, że dostosowywane są do określonych warunków. ;)

      Usuń
  3. Droga Wiśnio, dopiero co napisałaś na fb o tym co właśnie oglądasz, a mnie się przypomniało, że chyba przy okazji recenzji "Niebezpiecznych dżentelmenów" Sfilmowani stwierdzili, ze byłby to dobry serial. Z każdym odcinkiem rozbudowującym innego bohatera, a więc inną postać kultury. Mogłoby to być ciekawe. Z wymienionych przez Ciebie pozycji zaintrygowało mnie "Marry my husband". Kończę też "1670". I też uważam, że nie jest zły, ale nie powala. Swoją drogą zaskoczyłaś mnie, że wzięłaś się za coś polskiego.;) Z rodzimych, lekko odjechanych, zdecydowanie lepiej weszła mi "Emigracja XD". Przywołanego w komentarzach "Berlina" też już łyknęłam, bo bardzo na niego czekałam. Wyszło ok., ale mogło też być dużo lepiej. Choć akurat w tym przypadku obstawiam, iż będzie kolejny sezon i dlatego jest to jakby trochę rozmyte. Z kolei "Forst" wyszedł tak a nie inaczej, bo moim zdaniem niepotrzebnie upchnięto dwie książki w jeden sześciodcinkowy sezon. Ale za to zdjęcia gór przepiękne. Podobnie jak morza w "Zatoce szpiegów", którą właśnie oglądam. Czekam natomiast na dwa seriale na Netflix. Turecki "Kubra" i koreański "Spadek".

    OdpowiedzUsuń
  4. W sumie nie zdziwiłoby mnie gdyby za jakiś czas pojawiła się serialowa wersja "Niebezpiecznych dżentelmenów". Ostatnio takie rozbijanie filmów na kilka odcinków i dodawanie raptem kilku nowych scen jest popularne. Osobiście tego nie lubię, bo uważam to za coś robionego na siłę. I w sumie chyba lepiej żeby coś takiego nie spotkało tego filmu. Film to film, a serial to serial. Swoją drogą niedawno zauważyłam, że na FilmBox jest turecki serial "Dobrze mieć przyjaciół". Skoro jest na tym portalu to może prędzej czy później trafi też, jak inne, na Dizi. Kiedy spostrzegłam się, że to tam wrzucili, serial mający swoje lata, to wróciła mi iskierka nadziei na to, że trafi tam kiedyś też "Yuksek sosyete" oraz "Gunsi Beklerken" (niby do znalezienia w necie, ale nie w całości...). A już w ogóle super byłoby gdyby Netflix wykupił nowsze tureckie seriale, tak jak kiedyś zrobił z "Kara Para Ask". Super byłoby np. zobaczyć na Netflix kończone jutro "Aile" i "Ya cok seversen".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często jest tak, że to nie z filmu robi się serial, a z serialu film. Przykładem mogą być produkcje Vegi, które w okrojonej wersji trafiały do kin, a były kręcone z zamiarem zrobienia z nich serialu, który po pewnym czasie trafiał do tv czy na streaming. Podobnie polski Wiedźmin, którego filmowa wersja jest okrojonym zlepkiem scen, które w rozszerzonej wersji trafiły do tv jako serial.
      W przypadku "Niebezpiecznych" nie było mowy o kręceniu tego z zamiarem stworzenia serialu, zresztą to nawet nie wygląda, jakby czegoś brakowało, co mogłoby zostać rozszerzone w serialu, a sama forma jest po prostu jednoznacznie kinowa.
      Nie wiem, jak jest teraz, ale początkowo na Dizi były jedynie seriale wyprodukowane przez AyYapim, więc musiał tu być jakiś deal akurat z tą wytwórnią. Kwestie praw do emisji to nie jest tak prosta sprawa jak się wydaje i różnie to bywa z ich kupnem. Chcielibyśmy w telewizji więcej niż się w rzeczywistości da. A Netflixowi chyba zwyczajnie nie opłaca się kupować turkiszy - w tej chwili sami robią swoje, a dizi z telewizji i tak lądują na YT, więc tu pojawiałby się dodatkowy konflikt interesów.

      Usuń
  5. Te całe odcinki turkiszy na yt to coś co tyczy się raczej nowości, bo np. jak chciałam tak znaleźć coś starszego, choćby "Gunasi Beklerken" czy "Ask i Memnu" to już ciężko. Na marginesie - trafne są w GB odwołania właśnie do AiM. A w kwestii nowości to dziś na Netflix trafił nowy, intrygujący film z Mehmetem Gunsurem pt. "Popiół".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo dobrze, że mi przypominasz o tym filmie, bo jakiś czas temu widziałam jego zwiastun, ale nie wiedziałam, że już premiera

      Usuń
  6. Ależ proszę bardzo :) Ja właśnie po seansie. I podobał mi się. Trochę poetycko-baśniowy. Historia, w której nie musi być wszystko tak do bólu rzeczywiste. Ciepłe barwy i bajkowy klimacik, jak z "Amelii" w zderzeniu z napięciem i jakąś taką niepewnością. Lubię te takie niedopowiedzenia w tureckich filmach. Co jak co, ale Turcy potrafią w kino sentymentalne. Sentymentalne w dobrym znaczeniu tego słowa. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. W jednym z powyższych komentarzy jest mowa o serialu "Dobrze mieć przyjaciół". Widziałam właśnie zapowiedź, że w końcu jednak będzie też w tv. Początkowo się zdziwiłam, że emisja od 1.03. nie na Dizi, jak sugerowano, a na Novelas+. Potem jednak, gdy się w to zagłębiłam to okazało się, że Dizi zmienia formę i będzie teraz funkcjonować jako Novelas+1. Po zastanowieniu doszłam do tego, że wygląda na to jakby Novelas+ i Dizi połączyły się chyba w jeden kanał.

    OdpowiedzUsuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Nie zgadzasz się z moją? Śmiało! Napisz komentarz :)

Copyright © Wiśnia w multiwersum seriali , Blogger